Forum www.carrionville.fora.pl Strona Główna

Prolog
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.carrionville.fora.pl Strona Główna ->
Autor Wiadomość
ScrewDriver
Toby Weaver



Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Koszalin

PostWysłany: Czw 15:59, 03 Sty 2013     Temat postu:

[Dom Toby'ego] 25 sierpnia - koło południa.

Kolejny przeciwnik się rozpadł tworząc chmurę krwi, gdy postać pierwszego gracza Carnival Corpse, której mecz na jakimś streamie oglądał Toby, rozerwała go na strzępy. Toby chciałby kiedyś być w tą grę tak dobry. Mimo, że należał do pierwszej dziesiątki, nie dorastał numerowi jeden do pięt. Kiedyś był naocznym świadkiem jego niezwykłości, gdy w fabularnym trybie MMO Top 10 zostało wyznaczone do wykonania niezwykle trudnej misji...
Toby odchylił się na swoim krześle do granic możliwości... wakacje niedługo się kończyły, a on znów nic nie osiagnął... nie udało mu się zakończyć żadnej ze swoich prac a jego "dzieło", a właściwie jego projekt pozostał nienaruszony przez cały ten czas.
- Eeeh...- westchnął. Brakowało mu spotkań w pokoju klubowym. Panowała tam niezwykle wesoła atmosfera. Kłótnie były tam na porządku dziennym (jak to miedzy otaku), śmiechy z dowcipów dla maniaków M&A, których ktoś, kto nie jest zainteresowany nie pojmie... tak... to zamknięte grono, otwarte na nowych członków (paradoks) było niemalże jak rodzina. Nikomu się nigdy nie nudziło. W takich warunkach, mogłoby się zdawać beznadziejnych, powstało wiele prac, namiętnie publikowanych przez przewodniczącą już od 4 lat, przy wielkiej pomocy ówczesnych redaktorów i obecnej... chyba Saki...
Z zamyślenia wyrwał go telefon, który sprawił, że chłopak stracił równowagę i upadł razem z krzesłem.
- Halo?
- Toby, odłóż słuchawkę...- powiedziała jego mama, pewnie znów jakieś sprawy, z którymi nie chciał mieć nic wspólnego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewangelina
Charlotte Stewart



Dołączył: 28 Gru 2012
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:00, 03 Sty 2013     Temat postu:

[Dom Stewartów] 25 sierpnia, południe

Do domu weszła najstarsza z rodzeństwa. Była to Melania Stewart. Zatrzasnęła za sobą drzwi z głośnym hukiem, wzywając tym dźwiękiem tych domowników, którzy akurat byli w pobliżu hallu. Następnie, nie grzesząc cichością, wytarła buty o puszystą wycieraczkę. Była zdobiona złotą nitką oraz fantazyjnie zróżnicowanymi wzorami.
- Dzień dobry! - krzyknęła równie głośnio, nie zauważając Charlotty, drugiej siostry oraz matki. - dzień dobry. - rzekła ponownie, tym razem o wiele tonów ciszej.
Spotkanie Charlotty w domu nie zdziwiło jej. Nie zdradzała po sobie nawet cienia szoku. Jedynie najzwyklejsza w świecie obojętność wymalowała się na jej szczupłej, dorosłej twarzy. Odgarnęła blond grzywkę z oczu, jedną dłonią zaczesując ją na tył głowy.
- Witaj, Charlotto - uznała, że powinna przede wszystkim, mimo wszystko, wpierw przywitać tę, co to wróciła do domu po długiej hospitalizacji.
"mówi to wyłącznie przez grzeczność, to widać."
- Cześć, Melanio. - Lotta odpowiedziała głosem, co dziwne, normalnym, ani trochę nie przypominającym jej starego tonu, wyprutego ze wszelkich emocji.
- Melanio, jutro odwiedzi nas Kira wraz z ciocią. - Elizabeth poinformowała najstarszą córkę.
Dziewczyna uśmiechnęła się, bo była z dziewczyną tą bardzo zżyta. Z jej matką w sumie również. Wystukała w takim razie w parę sekund wiadomość na telefonie, do Kiry, o następującej treści:
"o której u nas jutro będziecie?"


Melania niedługo po przyjściu otworzyła drzwi, do których ktoś dzwonił. Widok nie uszczęśliwił jej - wolała już spotkać Coopera, który ogłasza że Charlotta musi powrócić do szpitala. Otóż zobaczyła Stonema. Michaela Stonema. EMOcjonalnego (przynajmniej według jej teorii) piętnastolatka, przyjaciela Lotty. Otaku i z ojcem, któremu toczy się sprawa w sądzie za złe ojcostwo. Nie współczuła mu ani trochę. Nie lubiła go bo sądzi, iż ten ma zły wpływ na jej siostrzyczkę.
-Eckhemn... - chłopak przekroczył próg drzwi - czy jest Charlotte? Bo dostałem od niej smsa, że wróciła do domu...
- Tak, jest. Idź na górę, do jej pokoju. Powinna tam być.
- Dzięki - mimo braku sympatii obustronnej, Michael obdarzył siostrę przyjaciółki najszczerszym uśmiechem, na jaki tylko było go stać.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewangelina dnia Czw 20:20, 03 Sty 2013 , w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Ivy Glimour
Ivy Glimour



Dołączył: 22 Gru 2012
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: się biorą dzieci?

PostWysłany: Pią 17:37, 04 Sty 2013     Temat postu:

[Carrionville] 25 sierpnia, pod wieczór

- Tak, naprawdę, może być - uśmiechnęła się niemrawo Ivy, łagodnie odsuwając siostrę od lustra i opierając stopę na niskiej szafce, by zawiązać sznurówki. Sky przewróciła oczami, po raz ostatni poprawiając fryzurę.
- No dobra... Jesteś pewna, że nie chcesz pójść?
"Takie imprezy, siostrzyczko, to nie moja bajka. I dobrze o tym wiesz...
Kochana Sky, która wciąż się stara, żebym nie czuła się no-life'm..."

- Nie. Wieczorem biegam. Nie mogę stracić formy - wyrecytowała stałą formułkę. Sky wzruszyła ramionami. Razem wyszły na podjazd - starsza siostra Ivy otworzyła samochód i pomachała mocującej się z zaplątanymi słuchawkami dziewczynie.
Ivy była ubrana w komplet Nike - krótkie, czarne spodenki i również czarną 'oddychającą' koszulkę na ramiączkach. Na nogach miała buty do biegania, a do ramienia przymocowanego IPoda. Podłączyła słuchawki i ruszyła truchtem ulicą, kierując się ku parkowi.
Tradycyjnie minęła te same mamy z dziećmi, które, również tradycyjnie, uśmiechnęły się na jej widok. Wymijając migdalące się pary, przyspieszyła tempo. Po drodze niektórzy przyglądali się jej z politowaniem - szesnastolatka, która w ostatni weekend wakacji nie imprezuje?
"Ivy i imprezy to zdecydowanie przeciwieństwa".
Jej trasa obejmowała też plażę, która o tej porze była mniej zapchana ludźmi. Można było spokojnie biec na granicy wody, rozkosznie ochlapującej łydki, bo wylegujący się plażowicze pospieszyli do domu, a imprezy w plażowych ogródkach miały się dopiero rozpocząć. Przerwała bieg w bardziej ustronnym miejscu przy wystających skałach, wykonując nudną porcję ćwiczeń zalecaną przez jej trenerów z ośrodka.
Po dobrej godzinie krążenia po parku i plaży, zaczęła kierować się ku domowi. Ivy zdecydowała się skrócić sobie trasę przez willową część jej dzielnicy. Przy jednej z rezydencji coś ją tknęło. Zatrzymała się, ściągając słuchawki. Zerknęła za zegarek. Dochodziła 19. Zmarszczyła brwi, nie zdając sobie sprawy, że wygląda nieco dziwnie. Po chwili stuknęła się w czoło. "To przecież dom Saki, debilko. Odwoziłaś ją kiedyś!".
Z zaciekawieniem ruszyła ścieżką prowadzącą do drzwi, dopiero po kilku krokach zdając sobie sprawę, że po pierwsze, nigdy tam nie była i po drugie, wcale jej nie zapraszano.
Prawie każdy na jej miejscu zawróciłby, ale słynąca z chwilowej i impulsywnej bezpośredniości Ivy machnęła na ten fakt ręką.
Nacisnęła dzwonek rezydencji Keatsów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ScrewDriver
Toby Weaver



Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Koszalin

PostWysłany: Pią 19:49, 04 Sty 2013     Temat postu:

[Dom Weaver'ów] 25 sierpnia - wieczór.

Toby spojrzał na zegarek, dochodziła już 18, powinien iść do biblioteki oddać książki... zaległe. Rzadko zdarzało mu się przetrzymywać wypożyczane tomy, jednak te były wręcz nie do dostania w księgarni. Chłopak ubrał się i wyszedł z domu, powiadamiając uprzednio mamę dokąd idzie.
Szedł wzdłuż ulicy, mijając kolejne segmenty szeregowca, w którym mieszkał z rodziną. Słońce już zbliżało się ku zachodowi przybierając lekko pomarańczowy kolor. Po jakichś trzydziestu minutach doszedł do budynku biblioteki publicznej Carrionville, udało mu się na jakiś czas przed zamknięciem. Wewnątrz wciąż znajdowało się jeszcze kilka osób, mimo, że bibliotekarki i chyba praktykant już zaczynali się szykować do zamknięcia. Podszedł do lady i zaczął załatwiać sprawy (w tym zapłacenie kary za przetrzymanie).
Gdy było już po wszystkim zwrócił się ku regałom z ksiązkami i postanowił się jeszcze rozejrzeć. Na ostatnie dwadzieścia minut zaszył się w dziale z literaturą młodzieżową by poczytać [link widoczny dla zalogowanych].
- Heh... dziwny ten Shakespeare...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ScrewDriver dnia Pią 19:50, 04 Sty 2013 , w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nyree Keats
Nyree Keats



Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 23:27, 04 Sty 2013     Temat postu:

[Dom Keatsów] 25 sierpnia (sobota), wczesny wieczór.

Po wesołym powrocie z hipermarketu (wraz z wózkiem) życie rodzeństwa wróciło do normy. Saki ponownie usiadła do komputera, a Keme zamknął się w bibliotece czytając książki i czasami grając na znajdującym się tam fortepianie. Przed nastaniem wieczoru przeniósł się do kuchni w której najpierw zaczął wycinać różne znaki na owocach, a później przerobił zmasakrowane owocki na sałatkę. Z uciechą spoglądał na swoje dzieło i chwycił z salaterki pomarańcze wbijając w nią ostrze noża próbując wyciąć [link widoczny dla zalogowanych]. Kilka minut później gdy kończył wycinanie, usłyszał dzwonek do drzwi.
"Jak zwykle. Tniesz pomarańcze? Ohh, to byłoby smutne gdyby ktoś zaczął ci pukać do drzwi."
Z niechęcią wstał ze stolika nieświadomie zabierając ze sobą nóż i nabitą na niego pomarańcze. Otworzył drzwi i zauważył za nimi blondynkę, która wydała mu się być dziwnie znajoma. Przez kilka sekund wgapiał się w nią mętnym wzrokiem.
- Cześć.
- Jeżeli nasłały cię kasjerki - wybierz jeden na telefonie i odsłuchaj zaprzeczeń, że nikt nie ukradł wózka. Jeżeli się zgubiłaś i chcesz skorzystać z telefonu mimo, że masz swój w ręce - wybierz dwa i wysłuchaj wrzasków o tym, że tak zaczynają horrory w którym sweet rodzeństwo ginie. Jeśli przybyłaś do Saki Keats to wkrocz do domu bez klikania kolejnych debilnych cyferek. - odpowiedział odwracając się na pięcie i kierując w stronę kuchni.
Dopiero po kilku sekundach uświadomił sobie jak komicznie musi wyglądać z [link widoczny dla zalogowanych], nożem w ręku i nabitą pomarańcza z wyrytym podpisem seryjnego mordercy z serialu Mentalista. Tak więc Nyree wrócił na swoje krzesełko odkładając nóż jak gdyby nigdy nic.
- Czy odejść i żyć, czy zostać i zginąć? - zacytował Szekspira szeptem kiwając głową i po chwili spojrzał na dziewczynę. - Ale nie nazywasz się Lincoln, tak tak?
Gilmour spojrzała na niego wyraźnie zdziwiona. Will zaczął już podejrzewać, że wzięła go za wariata.
- Raczej nie.
Pokiwał głową uśmiechając się przy tym aż wreszcie spojrzał dziewczynie w oczy.
- A więc jesteś Ivy i naprawdę istniejesz. Wow, zaskoczenie, zdziwiony. Smuteńko. - powiedział do siebie. - I jesteś przyjaciółką mojej siostry i bawcie się dobrze.
Wstał z krzesła i wykonał półtora kroku na przód i zawrócił podnosząc miseczkę z sałatka owocową i wciskając ją Ivy.
- A więc Ivy Jakaśtatam...
- Ivy Gilmour. - poprawiła go.
- Ivy Giligilimour, witam w rezydencji Keatsów. Oto krótki tutorial jak przeżyć w tym domu i nie trafić do szpitala. Po pierwsze - nie jedz nic z pokoju Saki. Jedynie z kuchni. Dwa - nie bierz żadnych leków z pokoi na górze. Po trzecie - nigdy nie przechodź na drugą stronę domu. Cztery - w razie problemów szukaj Japonki. Pięć - strzeż się pokoju Saki. To chyba na tyle. Pokój Saki znajduje się po prawej od schodów. Radzę tam nie wchodzić tylko jakoś ją wyciągnąć z progu, bo wchodzenie głębiej zagraża życiu. Możecie skorzystać z mojego pokoju, ale nic nie zjadajcie stamtąd, nie niszczcie zbytnio i nie wynoście z niego żadnych rzeczy. Jak chcesz to możesz zostać na noc, bo ja i tak stąd idę. Zostawię wam kilka drobnych na pizzę czy coś. - sięgnął ręką do kieszeni z której wyciągnął portfel i wcisnął Ivy pod miskę sałatki 20 dolarów. - Dzięki, że wpadłaś. Jakby Saki się zainteresowała to wyszedłem gdzieś i wrócę nad ranem lub późno w nocy, ale zdrzemnę się na kanapie lub po prostu posiedzę w kuchni.
- Ale...
Keats posłał blondynce promienny uśmiech i ulotnił się do przedsionka , ukradkiem zabierając swoją pomarańczę, gdzie przerzucił sobie przez ramię długi płaszcz.
- Tak, tak, lepiej uciec i przeżyć. - odpowiedział sobie kiwając głową i po chwili odwrócił się i spojrzał na oszołomioną Gilmour. - A sałateczkę wygrywasz w bonusie! - powiedział na pożegnanie znikając za drzwiami.
Nyree ruszył powolnym krokiem w stronę centrum miasta i po trzech kilometrach wyciągnął z kieszeni płaszcza pomarańczę John'a, która dostała piękne imię Pomarańczowy John. Szatyn spojrzał na owoc i uśmiechnął się do niego.
- Hej Pomarańczowy Jooo! Ładne dziś masz blizzzny wiewiesz? - wyszczerzył się. - Ciebie też boli głowa? Mnie boli głowa, no wyobraź to sobie, no! No foszek no no! Będę musiał skoczyć do apteki smuteńko smuteńko. A wiedziałeś, że nie brałem dziś leków? Smutno. Loooreleeei mnie zjeee gdy wróci! A bycie zjedzonym jest sususupeeeer!
Jakaś dziewczyna przeszłą obok niego robiąc dziwną minę i zgromiła go wzrokiem. Nastolatek wzruszył ramionami i schował owocowego przyjaciela i wszedł do apteki z której później wyniósł silne przeciwbólowe i plastikowy kubeczek z wodą. Połknął trzy tabletki śmiejąc się do siebie i po chwili znowu gadał do pomarańczy.
- Wiesz, chyba jestem no-life'em. Wiesz, nie takim od neta. Nie mam życia - mam książki. Co mówisz Johny? Mam iść do biblioteki i naprawić moje relacje z książkami? Yeyeyey! Jesteś super Johny! O wiele lepszy od debilnego Michaela, który nie odbiera telefonu, bo właśnie bzzzzzyka z Victorią Poorhouse. Wredni ludzie, wredni. Wiesz Jooo, niedawno obserwowałem ludzi. Tyle imołów kręci się dookoła! Tyle osób z zaburzeniami psychicznymi! To piękne, Jo! - powiedział i spojrzał przed siebie.
Ponownie ukrył pomarańczę w kieszeni i ruszył w stronę budynku biblioteki. Wszedł do niego otwierając drzwi teatralnie.
- Hello! Siemano! Dobereczek wszystkim! - krzyknął do książek mimo iż bibliotekarki pomyślały, że 'ten kretyn' wita się z nimi.
Niebieskooki przeszedł się po bibliotece pijanym krokiem gwiżdżąc pod nosem. Gdy podszedł do działu z literaturą młodzieżową, zauważył tam podejrzanego typa z blond włosami, który w pierwszej chwili skojarzył mu się z pedofilem. Keats kucnął i po cichutku podszedł do nieznajomego i usiadł przy jego nogach.
- Heh... dziwny ten Szekspir.
W tej samej chwili twarz Nyree'a poczerwieniała i ten pociągnął kolegę za nogawkę.
- Obrazisz Szekspira, a zjem ci nogęęę. - zagroził przylepiając się do nogi Toby'ego.
- Puszczaj mnie! - krzyknął machając nogą. - A ten Szekspir jest serio dziwny!
Nyree uśmiechnął się szeroko niczym kot z Cheshire i ze śmiechem ugryzł kolegę w piszczel po czym szybko się ewakuował z miejsca zdarzenia. Po drodze zabrał tomik Hamleta, położył go na stole oraz ruszył w stronę dystrybutora z wodą z którego zabrał pusty kubek i wrócił na miejsce. Z uśmiechem zaczął gryźć kubek ponownie czytając Hamleta. Po dziesięciu minutach skierował się w stronę lady gdzie podał bibliotekarce książkę. Bibliotekarka skrzywiła się.
- Wypożyczałeś to ponad dwadzieścia razy, a i tak wszyscy wiedzą, że masz własne egzemplarze.
Nyree prychnął i ze smutkiem zabrał Hamleta i przyniósł Burzę - kolejny utwór Szekspira.
- Nie Nyree. To też czytałeś.
Chłopak odwrócił się i rozpostarł ramiona robiąc samolocik, a później pognał na kolejne działy po pierwszą lepszą książkę. Bibliotekarka zaśmiała się i po chwili spoważniała.
- Nie dostaniesz tego. Nie masz jeszcze osiemnastu lat.
Skrzywił się i po chwili wykonał dziecinny gest polegający na pociągnięciu dolnej powieki w dół i pokazaniu języka. Ze śmiechem 'poszybował' na dział w którym znajdowały się historie i mity. Skierował się ostatni raz do lady z książka Tajemnicze historię Samantha Town*. Bibliotekarka schowała kartę książki i podała ją Williamowi.
- A tak w ogóle to czemu nic nie mówisz? - zapytała.
Chłopak zrobił minę niczym emotikona dwukropek trójka.
- Nieee. Po prostu ja i John jesteśmy szczęśliwiwiwi. - powiedział kiwając głową i wychodząc z biblioteki.
Wracają z budynku, chłopak ponownie zobaczył pogryzionego przez niego blondyna. Uśmiechnął się do siebie idąc za nim przez dziesięć minut aż wreszcie na powitanie pacnął go książka w tył głowy.
- No heeeej! Zobacz co zrobiłeś! Obraziłeś Szekspira i Tajemniczym historiom Samantha Town zrobiło się smutniasto! No zobacz, zobacz! One cierpiąąą! - przeciągnął ostatnią samogłoskę machając książką przed oczami blondyna.

* - Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Pią 23:37, 04 Sty 2013 , w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ScrewDriver
Toby Weaver



Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Koszalin

PostWysłany: Sob 23:47, 05 Sty 2013     Temat postu:

[Ulica... gdzieś w mieście miedzy domem Toby'ego a biblioteką] 25 sierpnia - wieczór

Wracając z biblioteki Toby przeglądał nowy tomik [link widoczny dla zalogowanych], gdy w jego głowę uderzyło coś twardego. Nie było to mocne uderzenie, ale chłopak całkowicie się go nie spodziewał.
- No heeeej! Zobacz co zrobiłeś! Obraziłeś Szekspira i Tajemniczym historiom Samantha Town zrobiło się smutniasto! No zobacz, zobacz! One cierpiąąą! - jakiś chłopak jęczał wymachując przed nim jakąś książką.
- Co?- Toby nie ogarniał przybysza. Zdążył jednak zauważyć, że był to ten sam osobnik, którego spotkał w bibliotece.- ŚLEDZISZ MNIE?!
- Nie...
- A KYSZ STALKERZE!
- Nie.
- Więc mówisz, że mnie nie sledzisz?
- Nie.
- Chcesz pogadać?
- Nie.
- Miałeś jakikolwiek powód, żeby mnie zaczepic?
- Nie.
- Chcesz.. pieniędzy?- zapytał Wevaer przyglądając się wyższemu od siebie chłopakowi. Był gotów uciekać, lub walczyć.
- Nie.
- To nie wiem czego ty chcesz ode mnie... może mi powiesz?
- Patrz, to jest John.- odparł szatyn wskazując na pomarańczę z dorysowaną twarzą.- John jest moim najlepszym kumplem, ale nie pije soku pomarańczowego... taki fetysz chyba.
- COOOO?!- młdy Weaver wybałuszył oczy ze zdziwienia, będą kompletnie skonfundowanym zachowaniem nowo spotkanego.-... Zaraz... ja ciebie znam... jesteś... Keats! Chodzimy razem na jakąś lekcję... na angielski? To ty jesteś ulubieńcem anglisty!- dodał nie mogąc uwierzyć, że dopiero teraz sobie to uświadomił.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ScrewDriver dnia Sob 23:50, 05 Sty 2013 , w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
KhalepaTaKala
Arizona Brennan



Dołączył: 30 Gru 2012
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:47, 08 Sty 2013     Temat postu:

[Supermarket] 25 sierpnia, ok. 14:00

Razem z Amandą - przybaną matką, Norą- starszą przybraną siostrą, oraz najmłodszą Doris, przechodziły między półkami z konserwami. Arizona szła kilka kroków za rozentuzjazmowami dziewczynami, które gderały jak przekupki na targu.
- Ari, chcesz może Price Polo mleczne? - Z niesmakiem stwierdziła, że pytanie skierowane jest do niej.
- Nie - odparła lakonicznie.
- Ale to twoje ulubione, Ari! - Doris zakasłała i zrobiła minę proszącego kota ze Shreka. Arizona uśmiechnęła się półgębkiem.
- Jesteś przerażająco dobra w tym. - wywróciła oczami. - Oczywiście, że chcę.
Mając kaptur błękitnej bluzy w kratę na głowie, schowała głowę głębiej w ramionach i patrzyła, jak jej niebieskie trampki samowolnie chodzą po sklepie. Co jakiś czas zerkała, by nie zgubić w tym natłoku nagłych tłumów ludzi swojej wesołej rodzinki. Podniosła wzrok, by sprawdzić, czy przypadkiem nie zgubiła ich. Zmarszczyła brwi, widząc mnóstwo dziwnych ludzi. Normalnie wzruszyłaby ramionami i ruszyła przed siebie, ale coś jej nie dawało spokoju. Miała wrażenie, że jest obserwowana.
Rozejrzała się uważnie przyglądając się każdemu. Po chwili zrezygnowała z ludzi ponad wzrostem dziecka. Skupiła się na małej dziewczynce w blond włosach do pasa, w zielono-pomarańczowej sukience. Nikogo takiego nie było w zasięgu jej wzroku. Ruszyła pierwszymi zatłoczonymi "korytarzami" przed sobą. Wyciągnęła telefon z kieszeni, nadal rozglądając się za małą, wybrała numer Nory.
"Głupia świąteczna piosenka!"
Rozejrzała się gorączkowo. Spojrzała na stragany z różnymi chipsami. "Teraz nie jest pora na obżarstwo. Z resztą i tak nie ma moich ulubionych...
- Dlaczego nie odbierasz ? - wymamrotała pod nosem z zaciśniętymi zębami.
Stanęła przy kasach w poszukiwaniu ludzi. Kątem oka dostrzegła rude włosy, za dalszymi półkami. Pognała w tamtym kierunku. Dobrze wiedziała, że dziś rano Amanda przefarbowała włosy.
"Jasny pomarańcz, kto by pomyślał, że z zielonych walnie sobie na pomarańczowo."
Stanęła na palcach. Odwróciła się kilkakrotnie wokół własnej osi, wypatrując ognistych krótkich włosów. Jej wzrok przykół jakiś nieznajomy w czarnym stroju. Mimowolnie przeszedł ją dreszcz.

"To gorsze niż spotkać Lorda Voldemorta", równo z nadeszłą myślą, nieznajomy sie obejrzał i spojrzał Arizonie prosto w oczy. Dziewczyna zastygła jak sparaliżowana. Znała tego chłopaka. Doskonale go znała. Jak mogła tak omylnie zinterpretować, dreszcze rzekomego strachu ?
- Ari, jesteśmy, przy 4 kasie. - ciągnąca ją za bluzę dziewczynka uśmiechała się jak mały szatan.
- Już idę. - odparła, wracając wzrokiem do miejsca, w którym stał tajemniczy znajomy-nieznajomy. Jednak jego już tam nie było.
- Na kogo patrzysz ? - zapytała mała.
- Naa... - westchnęła, ukrywając, że głos się jej łamie. Popatrzyła na przyszywaną siostrę z wymuszonym uśmiechem, złapała ją za ręke i dodała: - To nic takiego. Choć bo zgubimy resztę.
Zagryzła wargę, natomiast w myślach dziewczyny pojawiła sie niepojąca myśl.
"Ostatnia klasa będzie moją najgorszą"

Uważaj na ortografię, a spacji nie stawiaj przed znakami interpunkcyjnymi, tylko po Smile
Sp.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Ian Lewis



Dołączył: 22 Gru 2012
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 23:19, 10 Sty 2013     Temat postu:

[Dom Illa] 25 sierpnia (sobota), przed północą

Samochód zatrzymał się na ulicy pod domem Illa. Chłopak wyskoczył na chodnik i stanął tuż po zwiniętą w kłębek młodą kobietą o kasztanowych włosach opadających na barki.
- Ej! Ill! Kto to? - krzyknęła "lekko" wstawiona Kira. Ian odwrócił się w jej stronę aby ją uciszyć, przez co stracił równowagę. Uratował się w ostatniej chwili, chwytając za maskę pojazdu.
- Ciii - syknął, przystawiając palec do ust. Trochę zbyt głośno, ale w końcu był równie "lekko" wstawiony co Kira. Wtedy właśnie napotkał spojrzenie Gabrielle.
- Ian? - zapytała, przeciągając się. Chłopak dostrzegł, że spod bluzki wystają jej piersi, więc czym prędzej dopadł do bramki.
Opierając cię o bramkę odwrócił się w stronę Leo i uniósł dłoń na pożegnanie.
- Dzięki za dzisiaj, Widzimy się 1 września.
- Ta, do pierwszego - odkrzyknął tamten i po chwili usłyszeli jak odjeżdża.
Ian i Gabrielle stali przez chwilę pod bramką w zupełnej ciszy. Chłopak wbijał uporczywy wzrok w zapiętą ledwie na jeden guzik bluzkę. Gabrielle za to wpatrywała się w twarz nastolatka.
- Upiłeś się? - zapytała, stając niebezpiecznie blisko. Chłopak czym prędzej otworzył bramkę i dotarł do drzwi, jakimś cudem nie potykając się o własne nogi. - Ej! Co ty tam robisz?
Chłopak bezskutecznie mocował się z kluczek, po czym westchnął i rzucił go Gabrielle.
- Otwórz te drzwi, bo ja nie mogę trafić do dziurki. Jestem zbyt zalany - parsknął pod nosem i poczekał, aż Gabrielle otworzy drzwi. Wtedy chwycił ją za bluzkę. - Powinnaś się chociaż zapiąć.
Młoda kobieta spojrzała na stan swojej bluzki dostrzegając, że od dłuższej chwili eksponuje piersi przed niewyżytym 17-latkiem. Tymczasem ten ów nastolatek wpadł do mieszkania, z miejsca wchodząc do łazienki.
- Zajmuje prysznic! - krzyknął, opierając się plecami o drzwi i blokując zamek.
- Włączę telewizor, dobra? - usłyszał wołanie Gab, w chwili gdy zrzucał z siebie ubrania. Odkręcił wodę pod kabiną i wsadził do niej dłoń, sprawdzając temperaturę wody.
- Rób co chcesz - powiedział, zamykając się w kabinie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Śro 13:56, 30 Sty 2013 , w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Saki Keats
Saki Keats



Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 21:05, 12 Sty 2013     Temat postu:

[Carrionville] 25 sierpnia, pod wieczór

Saki oderwała palce od klawiatury tylko na chwilę, aby przetrzeć oczy. I dopiero po kilkunastu sekundach zdała sobie sprawę z tego, że ktoś zapukał do jej pokoju.
- Proszę wpisać hasło... - mruknęła Saki, omijając kolejny szyfr. Nie uniosła głowy znad laptopa nawet gdy pukanie stało się bardziej natarczywe.
- Saki!
- Nie jestem głodna, Nyree.
- Czy ja brzmię jak facet?
- Tak... Nie wiem... - Saki wzruszyła ramionami.
- Jezu, po prostu wejdę - oznajmił głos i po chwili ktoś szarpnął za klamkę. Drzwi uchyliły się tylko na centymetr, napotkawszy przeszkodę - wielkie pudło z dzisiejszymi nabytkami Saki.
- Uważaj na moje maleństwa - rozkazała Saki i chcąc nie chcąc wygramoliła się z sterty ciuchów w której siedziała. Przesunęła bosą nogą pudło i otworzyła drzwi. Przez chwilę wpatrywała się w blondynkę z beznamiętnym wyrazem twarzy.
- Znam cię - oznajmiła po dłuższej chwili z radosnym uśmiechem i wyciągnęła telefon, wchodząc w jedną z notatek. - Jesteś Ivy.
I wiem o tobie prawie wszystko, jak i o innych. A twój telefon jest na podsłuchu.
- Twój brat ostrzegł mnie przed twoim pokojem - powiedziała bezpośrednio Ivy, stojąc na progu i zaglądając jej przez ramię.
- Dlaczego? Jest sympatycznie - Saki wciągnęła ją za rękę do środka, zamykając drzwi. - Rozgość się.
Przeszła po kilku pudłach i opadła na stertę swojej bielizny.
Ivy otworzyła usta by coś powiedzieć, jednak po chwili zamknęła je, wytrzeszczając tylko oczy na sympatyczny pokój.
- Niemożliwe - mruknęła, unosząc nogę i najwyraźniej nie wiedząc co w nią począć i gdzie depnąć. - Czy ja mogę po tym chodzić?
- Po czym? - Saki ogarnęła wzrokiem podłogę, której nie było widać. - A, pewnie.
Przez chwilę wodziła spojrzeniem za potykającą się i szybko łapiącą równowagę Ivy.
Nie widziała w tym nic dziwnego. Ani w tym że w pokoju unosi się zdecydowanie nieprzyjemny zapach. Ani w tym że Ivy właśnie prawie zdeptała kota, który zaplątał się w skarpetkę.
Ivy uniosła ręce w geście zwycięstwa, gdy dotarła do okna, które bez namysłu otworzyła na oścież chwilę później. Jednym machnięciem ręki zrzuciła kiwającą się górę naczyń z parapetu i usiadła na nim.
Saki, tym razem z konsolą w rękach pokonała kolejnego przeciwnika i uniosła głowę, usłyszawszy jakiś szmer.
- O, hej! - zawołała na widok Ivy.
- Siedzę tu od kilku minut.
- Nie zauważyłam... - Saki odłożyła konsolę, stwierdziwszy że jednak wypadałoby jakoś zabawić gościa. Tym bardziej że gość był jej przyjacielem.
A przynajmniej tak mówiły notatki.
- Co robiłaś przed przyjściem do mnie?
- Biegałam.
- Lubię biegać - wyznała Saki, przechylając głowę.
Ivy drgnęła i spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- A tak poza tym to jestem totalną łamagą. Tak mówi mój brat - uśmiechnęła się nieśmiało, bawiąc się palcami. Korciło ją by sięgnąć po konsolę.
- Jak tam Kill Ballad? - zapytała od niechcenia Ivy, przeglądając jednocześnie notes, na którym wcześniej usiadła.
- Oh, podskoczyłam w rankingu!
- Super... Tu jest moje zdjęcie - Ivy przerzuciła kilka kartek i zmarszczyła brwi. Odkleiła przylepione taśmą do tylnej okładki pudełko z tabletkami.
- Myślałaś, że zapominalstwo to część mojego roztrzepania? - Saki z nieco zmieszaną miną uśmiechnęła się do niej. - Gdybym tego nie przeglądała codziennie, nawet nie wiedziałabym kim jesteś. Ba, nie wiedziałabym kim jestem ja sama, kim jest Nyree... To dlatego ludzie nie chcą się ze mną przyjaźnić. Ja nie mam charakteru, jestem tylko zlepkiem atomów...
Ivy pokręciła głową przecząco, odkładając notes.
- Nie wiedziałam.
- A ja nie wiedziałam że pamiętasz o Kill Ballad - wyszczerzyła się Saki. - Każdy coś ukrywa, no nie? - kątem oka dostrzegła jak Ivy drgnęła i wyjrzała przez okno.
Muszę ci zamontować chipa. Tylko jak...
- Tak, chyba tak - Ivy zeskoczyła z parapetu prosto na podręcznik i wskazała palcem drzwi do schowka. - Co tam jest?
Chciałabym się z tobą naprawdę zaprzyjaźnić, Ivy. Tylko problemem jest... No cóż, problem tkwi we mnie.
Młodsza Keats wstała i przez chwilę z wahaniem wpatrywała się w drzwi.
- To schowek. Na miotły.
- Schowek na miotły - powtórzyła Ivy ironicznie. - Z własnoręcznie zamontowanym zabezpieczeniem?
- To schowek. Na komputery - spróbowała po raz drugi Saki.
- Kto normalny...
- Ehh - Saki przeskoczyła przez stertę płyt i wpisała kod. Otworzyła drzwi i gestem zaprosiła Ivy do środka. - Ostrzegam cię. Za to co mam w komputerach mogliby mi dać dożywocie. A jeśli zobaczysz na jednym z ekranów nagiego Nyree'ego - nie przestrasz się. Jesteś pierwszą osobą której to pokazuję - oznajmiła beznamiętnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
KhalepaTaKala
Arizona Brennan



Dołączył: 30 Gru 2012
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 16:30, 14 Sty 2013     Temat postu:

[ulice Carrionville- w aucie] 25 sierpnia, późne popołudnie

- Wszystko kupione? - zapytała Amanda, zaglądając we wsteczne lusterko na Arizonę i Doris bawiącą się lalką.
- Chyba - zastanowiła się Nora. - Ari, kupiłaś wszystko?
Dziewczyna spojrzała na nią pustym spojrzeniem, nic nie odpowiadając. W aucie zapadła cisza. Arizona wciąż patrząc na przybraną siostrę wzruszyła ramionami. Nora uniosła brwi, ale nie dostała spodziewanej odpowiedzi. Usiadła prosto patrząc przed siebie. Arizona założyła kaptur na głowę i kątem oka spojrzała na bawiącą się dziewczynkę po jej prawej stronie. Mała podśpiewywała, coś ci miało uchodzić za piosenkę, choć nią nie było. Jednak słowa były Arizonie doskonale znane.
Trzy Pierścienie dla królów elfów pod otwartym niebem,
Siedem dla władców krasnali w ich kamiennych pałacach,
Dziewięć dla śmiertelników, ludzi śmierci podległych,
Jeden dla Władcy Ciemności na czarnym tronie
W krainie Mordor, gdzie zaległy cienie,
Jeden, by wszystkimi rządzić, jeden, by wszystkie odnaleźć,
Jeden, by wszystkie zgromadzić i w ciemności związać
W krainie Mordor, gdzie zaległy cienie.

Zabolała ją głowa. Skąd ona je znała ? Gdzieś to było. Ba ! W jakimś filmie...
Trzy Pierścienie dla królów elfów pod otwartym niebem... Trzy pierścienie dla królów elfów... Trzy pierścienie... Pierścienie.... Władca Pierścieni !!!
Ponownie spojrzała na Doris z wysoko uniesionymi brwiami.
- Dlaczego powtarzasz, cytat z Władcy Pierścieni w kółko i w kółko ?
- Bo Ja jestem Smeagol!!! Albo Gollum... - Doris zmarszczyła brwi zastanawiając się, po chwili uśmiechnęła się leniwie. Kiedy zapadła cisza, nagle dziewczynka wrzasnęła wyrzucając ręce w góre. - Jestem Gollum!
- Chyba zapomnieliśmy jednej ważnej rzeczy. - odparła Arizona powoli z szatańskim uśmieszkiem.
- Mhmm...? - Amanda spojrzała w lusterko.
Nora zerknęła przez ramie na nią, unosząc tylko jedną brew.
- Zapomnieliśmy tabletek na autentyczną głupotę.

Ortografia!
Sp.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez KhalepaTaKala dnia Pon 16:35, 14 Sty 2013 , w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nyree Keats
Nyree Keats



Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 23:59, 14 Sty 2013     Temat postu:

[Ulice Carrionville] 25 sierpnia, wieczór.

Nyree przechylił głowę spoglądając na blondyna.
- Zaraz... ja ciebie znam... jesteś... Keats! Chodzimy razem na jakąś lekcję... na angielski? To ty jesteś ulubieńcem anglisty!
Chłopak chwilę przypatrywał się towarzyszowi jakoby mógł wyczytać coś z niego.
"Kto to?"
Spojrzał ukradkiem na trzymany przez kolegę tomik Detective Connan.
"Manga. Dlaczego ludzie czytają?
A. Bo chcą poszerzyć swoją wiedzę.
B. Bo chcą poszerzyć swoją wiedzę i komuś zaimponować.
C. Bo chcą komuś zaimponować."

- Byłem... - odpowiedział z opóźnieniem. - Czy przypadkiem nie chodzisz do kółka mangowego?
Toby uśmiechnął się delikatnie.
"Bingo. Lubi mangi. Skoro chce poszerzyć swój zakres co do mangowej wiedzy to znaczy, że albo ktoś mu ową mangę polecił albo sam chce przeczytać by... Nie wygląda na typa co się przechwala. Więc zaimponowanie. Jeśli wziąć pod uwagę liczbę dziewcząt chodzących na owe kółko to wynika z tego..."
Keme wykonał swój uśmiech, który na pierwszy rzut oka mógł się wydać szczery. Nyree rok wcześniej zdążył poznać wszystkie kluby i ich skład na wypadek gdyby wyrzucono go z kółka pisarzy. Według niektórych plotek już został wywalony, ale wolał poczekać do września.
- Masz wolny czas?
Keats wyrwał do przodu i wyciągnął telefon przy okazji słuchając tego co toby próbował do niego mówić.
Drogi Jelly,
Nienawidzę cię. Nienawidzę twojej krzywej mordy. Obiecałeś, że się spotkamy. Obiecałeś mi coś ważnego :C
Giń podły Jelly. Ciesz się życiem póki możesz.

Wysłał SMS'a, energicznie uniósł głowę i spojrzał na towarzysza.
- Idziemy do klubu!
Weaver wytrzeszczył na Nyree'a oczy co drugi zupełnie zignorował ruszając przez kolejne uliczki.
- Po cooooo?
Szatyn prychnął.
- Dla rozrywki, przyjemności i ot tak. Lubię kluby. Lubię obserwować ludzi. Lubię wyłapywać jednostki i badać ich wnętrze bez kontaktu. Normalni ludzie są cudowni.
"... I normalni ludzie się mnie boją."
- Aha, stalkerze.
Uśmiechnął się i spojrzał jeszcze raz na ekran telefonu.
- Dziewczyna? - zapytał Toby.
Niebieskooki prychnął.
- Socjopaci hedoniści-egoiści z deficytem uspołecznienia traktujący ludzi instrumentalnie i manipulujący nimi w wyrafinowany sposób nie mogą mieć dziewczyn.
Blondyn westchnął.
- Przyjaciel?
- Socjopaci hedoniści-egoiści z deficytem uspołecznienia traktujący ludzi instrumentalnie i manipulujący nimi w wyrafinowany sposób nie mogą mieć przyjaciół. Troszczą się tylko o siebie i czasami o rodzinę. Przyjaźń składa się podobnież z pięciu głównych cech; dobrowolnością, równością, wspólną aktywnością, pomocą oraz wparciem emocjonalnym. Ja nigdy dobrowolnie nie zechcę się z kimś zaprzyjaźnić. Nie wyobrażam sobie też by uważać kogoś za równego sobie. Nie sądzę też bym pozwolił by jakiś 'przyjaciel' spędzał ze mną czas lub uprawiał ze mną moje hobby. W ogóle niemożliwe jest bym JA zechciał robić coś, bo ktoś inny to lubi. Phi, jeszcze czego. Pomoc... Pomoc to dziwne słowo, racja? Nigdy nie pomagam za darmo i nigdy nie oczekuję pomocy. Nie oczekuję też od nikogo wsparcia. Nieodczuwalna empatia równa się brak dawania wsparcia drugim. To fascynujące jak wybiegam od wzoru przyjaciela.
Nyree uniósł głowę i spojrzał na klub znajdujący się po drugiej stronie ulicy.
- Muszę gdzieś skoczyć na trzydzieści minut, ale wrócę. - powiedział wyjmując z kieszeni wszystkie przedmioty. - Klucze, kluczyki, portfel, słodycze... Zapalniczkę i paczuszkę zostawię... To też...
Szatyn spojrzał na zamulonego kolegę i delikatnie zdjął mu z ramienia torbę gdy ten jakby lunatykując przeszedł przez ulicę.
"Dzięki za torbę."
Wrzucił do niej wszystkie rzeczy i wyjął jedynie pióro*. Na wewnętrznej stronie prawej dłoni napisał swój adres, chwilę później wyciągnął z portfela banknot i schował go w kieszeni. Z uśmiechem przeszedł przez ulicę majtając torbą.
- Oddawaj! - ryknął Toby zabierając koledze swoje rzeczy.
- Spokojnie. Ten socjopata nie kradnie.
"Zazwyczaj."
- Zostawiłem ci kilka rzeczy. Idź do klubu i zamów mi jakiegoś drinka czy co tam będą mieli. Jak chcesz to kup sobie co chcesz, ale nie wydawaj zbyt wiele. Jeśli ktoś cie okradnie z moich maleństw to przyrzekam, że dorwę gnoja, zamknę w piwnicy i zacznę obdzierać ze skóry na żywca. Fascynujące... Zacnie, zacnie... A ciebie utopię w morzu za to, że się dałeś okraść!
Nyree odwrócił się i zostawił zaszokowanego Toby'ego pod klubem.
- A i jeszcze jedno, Toby Weaver! Czytałem kiedyś, że po dziesięciu minutach od pierwszego nawiązania kontaktu z drugą osobą, mózg podświadomie wybiera czy dana osoba może zostać przyjacielem czy nie! - wrzasnął znikając za budynkiem.
"Amm..."
Szybko wybrał numer do pewnego znajomego, którego bardzo potrzebował. Z uśmiechem skręcił w kolejną ciemną uliczkę.
Niecałe pięć minut później znalazł się na miejscu. Spojrzał na zakapturzonego chłopaka, który skierował się w jego stronę.
- Mam mamonęęę. - powiedział śmiejąc się i machając banknotem przed zakapturzoną twarzą znajomego.
- To świetnie. Co tym razem.
Nyree wykonał w głowie wyliczankę i wybuchnął śmiechem.
- LSD!
Dealer wyciągnął z kieszeni bluzy małe pudełeczko i podał mu mały papierek z nadrukiem przypominający znaczek. Szatyn podał mu pieniądze i jednocześnie włożył papierek pod język.
- Długo nie dawałeś znaku życia. - powiedział dealer. - Półtora miesiąca? Jakoś tak.
- Tsaa. Byłem troszkę zajęty. Leczenie, dom, siostra i inne takie takie.
- Siostra? Jak ona... Sachi, racja?
Pokiwał głową. Na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech, a jego ręka odruchowo sięgnęła do kieszeni po papierosa.
- Saki, moja pocieszna siostrzyczka. Gdyby nie to, że teraz z nią mieszkam i beze mnie nie przeżyłaby, zapewne strzeliłbym sobie kulkę w łeb.
- Aż tak źle?
Pokiwał głową.
- Lorelei nie ma. Odstawiłem leki. Boję się iść do psychiatryka z powodu Saki... Wiesz, co mnie jeszcze przeraża? - zapytał, a tamten pokręcił głową. - Raz mi się śniło, że Saki miała chłopaka, który u nas zamieszkał. Widziałem ten podwójny syf w pokoju i drugi komputer a przy nim gębę do wykarmienia... Jeśli kiedyś sobie coś zrobię to ta dziewczyna chyba zapomni o świecie i umrze z głodu, bo siedzi przed kompem. Jak znajdzie sobie drugiego no-life'a to będą dwa trupy. Więc wygląda na to, że całe życie będę miał siostrzyczkę do opieki. Po co mieć rodzinę skoro można mieć Robo-Saki wersję 2012?!
Keats zaśmiał się i przez kolejne pięć minut rozmawiał z dealerem o życiu jak i śmierci. Mówili też chwilę o uzależnianiach psychicznych i fizycznych, a nawet o samobójstwach. Jednak w pewnej chwili zadzwonił telefon i chłopak zniknął w ekspresowym tempie. Nyree oparł się o ścianę jednego z szarych bloków mieszkalnych i zapalił papierosa.
"To wszystko jest takie zabawne. Z jednej strony relacje mnie nie obchodzą a z drugiej martwię się o Saki. Z jednej strony szukam rozrywki, a z drugiej biorę antydepresanty. Raz kocham ludzi, raz ich nienawidzę. Wow, niczym dwie osoby w jednej. Supcio."
Po wypaleniu papierosa ruszył powolnym krokiem w stronę klubu. Gdy znalazł się w pobliżu miejsca rozstania z Toby'm, odczuł pierwsze skutki LSD. Świat zaczynał pomału wyglądać jak w kalejdoskopie, muzyka grała głośniej niż zazwyczaj, a Nyree'owi dopisywał dobry humor. Po chwili minął ochroniarza i wszedł do budynku. Wtedy właśnie odczuł zjawisko synestezji czyli miał wrażenie, że widzi i czuje dźwięki oraz "słyszał" kolory. Niektóre przedmioty jak i ludzie błyszczeli i zmieniali kształty podczas gdy omamy wzrokowe zaczęły brać górę nad oszalałymi zmysłami.
Gdyby z przygód chłopaka na tripie powstała bajka, zapewne nazywałaby się "Nyree in Acidland". Pewnie zostałaby bestsellerem.
Szatyn skierował się w stronę baru jednocześnie odczytując jedną z notatek, którą zapisał na wypadek 'kolejnego tripu'.
1. Nie potrafisz latać.
2. Nie możesz zatrzymywać pociągów, samochodów ani samolotów.
3. Nie masz żadnych super-powerów.
4. Nie próbuj się zabijać.
5. Rozbieranie się nie sprawi, że pozbędziesz się uczucia ucisku na klatkę, a tylko przyciągnie uwagę ludzi.
6. Nie wygaduj się co brałeś.
7. Nie daj sobie nic wmówić.
8. Nie pisz znajomym jak dobrze się czujesz - są za głupi by zrozumieć.
Trzymaj się zasad i miłych tripów Wink

Prychnął siadając przy barze obok Toby'ego.
"+ Toby ma moje rzeczy. I jakiś debil pisał tą notatkę."
Podał telefon mówiącemu coś do niego Toby'emu, który schował go do torby. Nyree kilkoma łykami wypił dwa drinki.
- Hihihi. Cieszę sięęę, że nie zwiałeeeś.
Toby przechylił głowę sącząc sok pomarańczowy.
- Masz strasznie wielkie źrenice. - zauważył.
Skrzywił się po czym odstawił szklankę i wstał z miejsca.
- Pieprzysz od rzeczy. Nie wiem jak ty, ale ja jestem tu by się zabawiiiiić! - oznajmił i ruszył potańczyć.

* Screw każe napisać, że "True Story"
_____
Trip (ang. podróż) - 'jazda'. Określenie używane w odniesieniu do przygód po narkotykach.
Acid (ang. kwas) - jedna z nazw potocznych LSD


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Wto 23:42, 15 Sty 2013 , w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ScrewDriver
Toby Weaver



Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Koszalin

PostWysłany: Wto 16:47, 15 Sty 2013     Temat postu:

[Jakiś klub] 25 sierpnia. - późny wieczór.

Nyree, chłopak, który zaciągnął go to tego klubu tańczył na parkiecie już dobre dwie godziny, prawdopodobnie z przerwami, w trakcie których całkowicie znikał mu z oczu. Toby przeczuwał, że nic dobrego nie wyniknie z tego wypadu. Zwłaszcza, że Keats wyglądał, jakby się czegoś nałykał. Teraz tańczył z jakąś biuściastą dziewczyną, która ciągle się o niego ocierała. Miłego poszukiwania portfela. pomyślał Weaver poklepując torbę, trzymaną na kolanach.
Zamówił jeszcze jeden sok pomarańczowy, tym razem pół na pół z marchewkowym. Nie mógł opuscić klubu, ponieważ posiadał całą własność Nyree'go jaką ten miał w momencie w którym się spotkali. Był więc uziemiony.
- Tetsu*?
Odwrócił się w stronę baru. Stała za nim osoba, której najmniej się spodziewał w takim miejscu.
- Ly... Lydia...
- Tetsu, co ty tu robisz?- zapytała czarnowłosa.
Zrobił minę pt. "Dlaczego Ja?" po czym zmienił ją na taką pt. "Trudne Sprawy".
- Wiesz... może ciężko w to uwierzyć, ale tamten tancerz.- tu wskazał na szalejącego w tańcu Nyree'go.- Mnie tu zaciągną i dał mi swoje wszystkie rzeczy.
Lydia wychyliła się przez blat baru i zmrużyła oczy, żeby lepiej widzieć.
- Czy to... Nyree Keats?
- Zatopiony.
- Często go tu widuję.
- A właśnie... co ty tu robisz?
- Pracuję tu.- uśmiechnęła się, jednocześnie cofając od baru, by mógł ja zobaczyć. Toby teraz dopiero zauważył, że miała na sobie białą koszulę z czarną wstążką pod szyją, czarną spódniczkę, czarne rajstopy... i katanę przypiętą do paska.- Jestem kelnerką.
- Aaah.- Toby wciaż wpatrywał się w shirasaiyę dziewczyny. Zdawało mu się, że nosiła ja tylko do szkoły... teraz wiedział już, że nie tylko.
- Sorki, mamy klientów, jakbyś czegoś potrzebował to wołaj.- puściła do niego oko i poszła obsłużyć osoby przy stolikach. A katana przy jej pasie bujała sie w rytm jej kroków, wprawiając w osłupienie wszystkich, obok których przechodziła.
Toby pociągnął łyk mieszanki soków. Spojrzał na parkiet, jednak Nyree, wraz z biuściastą tancerką zniknęli mu z oczu.

_______________________
*Lydia zwraca się do innych z Koła Badawczego M&A pseudonimami pod jakimi publikują swoje prace. Tetsu (jap. Żelazo) - fikcyjne imię Toby'ego, pełne to Edogawa Tetsu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ScrewDriver dnia Wto 16:56, 15 Sty 2013 , w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nyree Keats
Nyree Keats



Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 23:01, 16 Sty 2013     Temat postu:

[Klub] 25 sierpnia, późny wieczór.

Szatyn zaśmiał się wychodząc z klubu wraz z Breasts - biuściastą dziewczyną, którą postanowił tak nazywać. Świat dla Nyree'a dalej był zwariowany. Wiele rzeczy miało kolorowe poświaty, małe kręcące się i świecące kółeczka, Czasami obraz falował, wirował lub się kręcił potęgując wszystkie odczucia. Jednym z wielu plusów LSD według Nyree'a było to, że nie można od niego popaść w uzależnienie.
Keats śmiejąc się opadł na trawę wpatrując się w ledwo widoczne gwiazdy. Uśmiechnął się do nich i chwilę tak leżał obserwując nowy świat ukazany za pomocą narkotyku. Jakiś czas temu zdążył zorientować się, że nadchodzi plateau narkotykowe, które zapewne potrwa jeszcze z trzy godziny. Zaśmiał się widząc twarz jeszcze inne części ciała pochylającej się blondynki.
- Zabawne... - zaśmiał się.
Breasts usiadła mu na nogach nachylając się nad nim robiąc przy okazji minę zadziwionej księżniczki.
- O co ci chodzi?
Nyree prychnął. Breasts zdecydowanie go irytowała.
- Po prostu śmieszysz mnie. To, że ciągle rozpinasz koszulę i uwidaczniasz sylikon nie oznacza, że zaczynasz się coraz bardziej podobać. - mruknął.
Keme spojrzał na czerwieniącą się dziewczynę oczami z maksymalnie rozszerzonymi źrenicami. Miał ochotę jej wygarnąć, ale jednocześnie chciał przeżywać jazdę cały czas. Podniósł dłoń z ziemi i zatrzymał nad głową. Rozpostarł palce obserwując jak opuszki świecą własnym białym światłem, a paznokcie biły kolorową aurę. Tatuaż na nadgarstku zaczął się kręcić jakby był karuzelą. Chwilę podnosił rękę i zmieniał jej ułożenie by lepiej przypatrzeć się halucynacjom. Dziwna blondynka, której włosy robiły się to ogniste ciągle poruszała ustami. Poruszała i poruszała nimi, a Nyree nic nie słyszał. Do tego był szczęśliwy z tego faktu. Trawa obok niego falowała jakby pod ziemią poruszał się milion kretów oraz błyszczała jakby ktoś rozsypał po niej brokat. Nastolatek spojrzał na towarzyszkę i postanowił jak najszybciej ją spławić by móc w spokoju wrócić do świata halunów i kalejdoskopowych wizji.
- Jesteś irytująca. Usilnie próbujesz poderwać podpitego ćpuna chociaż nie widzę w tym żadnego sensu. Ubierasz się wyzywająco i próbujesz zwrócić na siebie uwagę tłumu nawet jeśli oznaczałoby to rozebranie się i tańczenie dla gościu. - stwierdził śmiejąc się. - Brak u ciebie własnego charakteru i stylu. Zachowujesz się jakbyś była moją dziewczyną, a do tego robisz się plastikowa, Breasts. A ja nawet nie znam twojego imienia.
Blondynka była wyraźnie zdziwiona, że wymyślił jej taką ksywkę, a jednocześnie wydawało się, że nie zrobiła sobie nic z wypowiedzi towarzysza.
- A chciałbyś je poznać? - zapytała uwodzicielskim tonem.
- Nie. - odpowiedział oglądając wirujące gwiazdy. - "Czemże jest nazwa? To, co zowiem różą, pod inną nazwą równieby pachniało..."
Brea uśmiechnęła się delikatnie zapewne nie rozumiejąc skąd ten cytat ani czy brać go za komplement.
- Jesteś mądry.
Prychnął.
- A ty nie. - zaśmiał się ponownie. - Uważam, że twój chłopak nie byłby zadowolony widząc co robisz.
Źrenice biuściastej rozszerzyły się dając Nyree'emu znak, że trafił w dziesiątkę.
- Skąd ty to...? - zapytała kończąc flirt.
- Domyśliłem się. Zakładam, że nie zwracał zbytnio na ciebie uwagi i był zajęty, więc postanowiłaś, że pójdziesz do klubu, narąbiesz się i zarwiesz do kogoś pokazując jak świetnie sobie radzisz.
Blondynka wstała na nogi najwyraźniej urażona tym, że ktoś ją rozgryzł. Nyree lubił obserwować ludzi tylko dla radości zobaczenia ich uczuć malujących się na twarzy. LSD tylko spotęgowało odczucia szatyna sprawiając mu tym jeszcze większą uciechę. Nyree zerwał się na nogi mimo że świat falował i świecił się różnymi kolorami. Włożył dłoń do kieszeni z której wyciągnął scyzoryk - jedną z trzech rzeczy które mu zostały. Zbliżył się do dziewczyny chwiejnym krokiem.
- Dziś mam dobry humor, więc ci pomogę. Pójdziesz do swojego chłoptasia i powiesz mu wszystko co się stało. Byłaś w klubie. Nagle przywalił się do ciebie jakiś koleś. Wpierw tylko zarywał , a potem stał się natarczywy i wyciągnął cię za klub. A potem ładnie mu opowiesz to... - skończył błyskawicznie nachylając się nad dziewczyną i całując ją w usta mimo sprzeciwu.
Lewą ręką wyjął ostrze scyzoryka i objął dziewczynę ręką od tyłu przecinając koszulę. Prawą rękę położył na jej szyi kierując ją coraz niżej. Przez dobrą chwilę nie był pewny czy upita blondynka się sprzeciwiała czy nie. Świat zawirował, a zmysły Keatsa znowu zaczęły płatać mu figle. Twarz dziewczyny zaczęła się rozpływać, a z trawy wyrosły dziwne ręce, które wiły się niczym węże. Drzewo znajdujące się niedaleko zaczęło zmieniać kolory i wyginało się pod niemożliwymi kątami. William odsunął głowę od Breats i spojrzał na jej przerażoną twarz. Koszulka była rozcięta od strony pleców, więc jedynie trzymała się na przodzie. Szatyn nie wiedząc czemu, zaczął gładzić swoje loki. Odczucia po narkotyku zaczęły nabierać siły i prawdopodobnie zbliżał się bad trip. Blondie uśmiechnęła się jakby tryumfalnie. A może się skrzywiła tylko umysł Keatsa to wymyślił?
- Jesteś nienormalny.
Wykonał swój szczery uśmiech do dziewczyny.
- Wiem to. Normalnie tak się nie zachowuję, ale dzisiaj po prostu nie jestem sobą. Wygląda, że i ty nie jesteś sobą. Swój na swego zawsze trafi. - uśmiechnął się ponownie. - Tutaj chyba kończy się nasza podróż. Ty wyrwałaś się nachalnemu typowi i wróciłaś do domu. Pa pa, Breats. Cieszę się, że mogłem zobaczyć twoje szkaradne emocje.
Dziewczyna odeszła w pośpiechu. Kilka chwil później zamknął oczy i opadł na trawę ciesząc się z samotności i możliwości przeżycia tripu w spokoju. Zaśmiał się widząc kolejne kolorki, aury, migające światełka i widziane dźwięki dobiegające z klubu, które tworzyły w jego umyśle psychodelię. Dopiero wtedy Nyree poczuł się naprawdę odprężony i wyluzowany.
_____
Breasts (ang. piersi)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ScrewDriver
Toby Weaver



Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Koszalin

PostWysłany: Czw 18:44, 17 Sty 2013     Temat postu:

[Klub] 25 sierpnia, późny wieczór.

Toby spędził jeszcze pół godziny przy barze, rozmawiając z Lydią na temat przyszłych zajęć klubu. Nyree jednak nie wracał, więc chłopak postanowił się za nim rozejrzeć. Nie znalazł go w toaletach ani nigdzie na terenie klubu. Przed klubem również nie było nikogo i pewnie gdyby nie to, że wpadła na niego dziewczyna, która tańczyła z Nyree'm w klubie, pewnie by go nie znalazł. Biegła zapłakana, trzymając swoją koszulę, jak się okazało, pociętą z tyłu. O tej porze pałętało sie wielu dziwaków, podobnych Keatsowi. Toby zatrzymał dziewczynę i oddał jej swoją bluzę. Nie liczył już na jej zwrot. W zamian zapytał tylko o to, czy wie gdzie jest Nyree. Wskazała na trawnik nieopodal po czym odeszła, chyba nieco spokojniejsza.
Tymczasem Weaver podszedł do Keats'a i patrząc z góry na jego błogi wyraz twarzy chciało mu się rzygać. Nyree był definitywnie naćpany albo upity.
- I co ja mam teraz z tobą zrobić?- zapytał retorycznie, jednocześnie wzdychając ciężko. Nie mógł pozwolić żeby Nyree pokazał się tak w domu, jego rodzice pewnie by go zabili. Toby pomyślał, że może zabierze go do siebie. Siostra i rodzice są dzis poza domem na noc. Nie pozostało mu nic innego. Wyjął z torby telefon Nyree'go i przeszukał kontakty. Nie znalazł tam rodziców, za to był numer do jego siostry. Wysłał jej sms'a, w którym powiedział, że nie wraca na noc do domu. Złapał Nyreego pod pachami i zaczął ciągnać w kierunku własnego domu.

[Dom Weaver'ów] 25 sierpnia - późny wieczór.

Toby ułożył Keats'a na kanapie w salonie, jednak chłopak zaraz z niej spadł i jęcząc coś o wygodnej podłodze. Weaver postanowił go tam zostawić do rana. Włączył telewizor i cicho oglądał jakiś film na DVD.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Ivy Glimour
Ivy Glimour



Dołączył: 22 Gru 2012
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: się biorą dzieci?

PostWysłany: Pią 16:40, 18 Sty 2013     Temat postu:

[Dom Keatsów] 25 sierpnia, pod wieczór

Ivy opadła szczęka. Gdyby mogła, pewnie telepałaby się gdzieś w okolicach kolan. Schowek Saki był... cóż, niesamowity. Wyładowany elektroniką, w dodatku wszystko było idealnie wysprzątane.
- Jak jakieś... tajne coś.
Saki uśmiechnęła się.
- Patrz - usiadła w wielkim dyrektorskim fotelu. W niesamowitym tempie klawiszowała coś na jednej z klawiatur, a po chwili na jednym z monitorów pojawił się szkolny korytarz. Korytarz ich liceum.
- Włamałaś się? - Ivy wytrzeszczyła oczy, nie mogąc uwierzyć w to co widzi. - Jesteś geniuszem!
- Wiem - odparła Saki z niesamowitą skromnością. Uśmiechnęła się, odwracając się do Ivy i pokazując jej gestem drugi fotel. Dziewczyna usadowiła się w nim wygodnie. Chyba po raz pierwszy widziała Saki tak szczęśliwą.
- Saki?
- Mmm...? - wymruczała charakterystycznym, nieobecnym głosem.
- Nie wiem czy wiesz, ale podobnie jak ciebie, ludzie uważają mnie za świra. Może w inny sposób, ale jednak - podkuliła nogi, obejmując kolana rękami i opierając na nich głowę. - Nie chciałabym, żeby nasze kontakty ograniczały się do pilnowania cię, czy jesz na stołówce i odrabiania za ciebie zadań z chemii.
- Jesteś w tym niezła - wymamrotała dziewczyna znad klawiatury. Ivy westchnęła, jednocześnie oglądając nagranie z salonu, gdzie Saki i Nyree spędzili popołudnie.
- Dzięki. Jakie lekcje wybrałaś?
- Nyree wybrał - poprawiła ją. - Nie wiem, nie pamiętam.
"Jasne. Czego się spodziewałaś? Że Saki Keats zapamięta swój plan lekcji, jeśli nie potrafi zapamiętać jak się nazywasz?". Na chwilę wyszła ze schowka, żeby przynieść notes, który wcześniej oglądała. Po drodze nadepnęła na wkład z długopisu, a że nie potrafiła znaleźć niczego lepszego, wzruszając ramionami, wróciła do schowka. Przewróciła kilka kartek, znajdując siebie. Zdjęcie zapewne zostało zrobione szkolnym aparatem, z którym nie rozstawała się Saki. Ivy uśmiechnęła się lekko. Z nostalgią przeżuwała coś na stołówce. Po chwili skonstatowała, że zdjęcie chyba jednak robił Nyree, bo w tle po lewej widać było Saki z konsolą. "Ech, nawet on musi jej robić notes z przypomnieniem kto jest kim...". Następne zdjęcia, w liczbie dwóch, z pewnością robiła Saki. Na jednym opierała się o swoją szafkę, szukając czegoś w torbie, a na kolejnym została uchwycona w jednym ze swoich napadów ekstrawersji. Notatki pod spodem ewidentnie sporządziła Saki.
Ivy z lekkim niepokojem przejrzała zapiski.
"Imię, nazwisko, wzrost, przybliżona waga, kolor oczu, włosów, znamię na plecach, plan lekcji z zeszłego roku, numer szafki, KOD DO SZAFKI?! Skąd...
No nic...
KOD DO TELEFONU? KOD DO ALARMU W DOMU?"

- Saki...? Skąd do licha masz mój kod alarmu do domu?
Blondynka uśmiechnęła się półgębkiem, unosząc głowę.
- Mam swoje sposoby.
Ivy zaśmiała się z lekkim niepokojem, ale wróciła do studiowania notesu. "Adres, numer telefonu, numer do Sky? Dziwne. Kółka dodatkowe, odnotowana obsesja na punkcie HP... Hm, rozwód moich rodziców...
Wow. Niezła jest. Ciekawe ile z tego pamięta...".

- Saki, lubisz zwierzątka?
- Nie wiem - odparła z prostotą.
- Fantastycznie - wyszczerzyła się Ivy, dźgając ją palcem w bok, by zwróciła na nią uwagę. Oczywiście, nie zareagowała. - Musisz się wynurzyć z domu. Słońce, Saki, SŁOŃCE. Kiedyś nabawisz się jakiejś choroby. Zobaczysz ludzi. Przyjadę jutro po ciebie, pojedziemy do Warowni.
- Gdzie? - spytała z dwusekundowym opóźnieniem.
- Warownia. To taka quasi-średniowieczna budowla 10 kilometrów od Carrionville. Trenuję tam. Pojeździsz sobie na koniu. Na moim koniu.
Brak reakcji.
- No, to jesteśmy umówione. Muszę lecieć, cześć!
Zamknęła za sobą drzwi do schowka, nie doczekawszy się reakcji. Rozejrzała się bezradnie po pokoju. "Przepraszam, Saki", pomyślała, przetrząsając góry śmieci w poszukiwaniu kartki. Gdy w końcu znalazła kilka, z podniesionym wcześniej wkładem z długopisu dobrnęła do parapetu - jedynej w miarę płaskiej powierzchni za wyjątkiem ściany i sufitu.
Drukowanymi literami napisała:
SPOTKANIE Z IVY. 26 SIERPNIA, GODZINA 12:00.
Skopiowała to na czterech kolejnych kartkach, z czego dwie były kolorowe, a wszystkie niemiłosiernie wygniecione i trochę czymś poplamione. Pierwszą zagięła i postawiła na klawiaturze Nathalie, drugą przymocowała do ściany taśmą klejącą, którą ściągnęła z wiszącej obok piżamy.
Trzecią również zgięła i postawiła na półce z grami. Czwarta zawisła na drzwiach schowka. Z piątą, ostatnią kartką w dłoni wyszła z pokoju. Oparła się o balustradę, bazgrząc kilka słów.
Nyree!
Proszę, przypomnij Saki, że 26 (jutro) o 12 jest ze mną umówiona. Wyciągnęłam ją do Warowni, ma jutro trening, będzie sobie mogła pomachać mieczem, postrzelać z łuku i pojeździć na koniu, czy co tam będzie chciała. Dopilnuję, żeby nic się jej nie stało. Zostawiłam jej kartki, ale na pewno zapomni. Obudź ją, będę pod waszym domem około 11:45.
Dzięki,
Ivy Gilmour

Rozejrzała się zdezorientowana, nie mając pojęcia, gdzie jest pokój brata Saki. Świadoma, że zapewne wszystko nagrywa się w pokoju Saki, ruszyła niepewnie przed siebie. Po kilku błędnych pokojach, dotarła do tego, który wyglądał całkiem jak pokój nastolatka. Położyła kartkę na biurku i zamknęła za sobą drzwi.
- Do widzenia - rzuciła w przestrzeń i wyszła z rezydencji. Dochodziła 21. Truchtem ruszyła w kierunku swojego domu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    Zobacz poprzedni temat : Zobacz następny temat  
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.carrionville.fora.pl Strona Główna -> Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 3 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin