Forum www.carrionville.fora.pl Strona Główna

Prolog
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.carrionville.fora.pl Strona Główna ->
Autor Wiadomość
Em
Saki Keats
Saki Keats



Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:58, 20 Sty 2013     Temat postu:

[Schowek Saki] 25 sierpnia, pod wieczór.

- Ssak nieparzystokopytny z rodziny koniowatych - przeczytała Saki, siedząc przed komputerem - Na tym da się jeździć? - zapytała samą siebie niepewnie, stukając palcem w monitor, na którym widniało zdjęcie konia. - Ma jakieś specjalnie wbudowane opcje, czy jak?
Z zamysłu wyrwał ją dziwny ścisk w żołądku. Nie wiedząc o co chodzi zamknęła schowek, minęła jakąś kartkę przylepioną do ściany i spojrzała w okno z zamyśloną miną.
- Chyba pora na śniadanie - mruknęła, przeskakując przez zagraconą podłogę. Wzięła po drodze laptopa i kartkę, którą znalazła na klawiaturze i wypadła z pokoju. Zbiegła na dół i postawiła laptopa na stole w jadalni. "SPOTKANIE Z IVY. 26 SIERPNIA, GODZINA 12:00." - przeczytała i już chciała zgiąć kartkę, gdy coś ją tknęło. Znalazłszy taśmę klejącą przykleiła sobie kartkę do ręki.
To ta od ssaków nieparzystokopytnych. Trzeba zobaczyć na jakiej zasadzie te potwory działają i ile mają w sobie aplikacji.
Otworzyła lodówkę i stanęła bezradnie, przerażona ilością produktów.
Które jadalne? Co smakuje jak? A co się je na śniadanie?
- NYREEEEEEEEEEE! - wrzasnęła, zamykając lodówkę. Policzyła do dziesięciu, a gdy nie zbiegł pobladła nagle, uświadomiwszy sobie że...
Jest sama.
Otworzyła laptopa i aplikację, którą zamontowała w jego telefonie. Czerwona kropeczka zamigała na obcej ulicy, w obcym domu. Saki przełknęła ślinę i podeszła do kalendarza w kuchni, na którego okładce Nyree zapisał numery, które mogą jej się przydać. Zadzwoniła po taksówkę i ruszyła do pokoju brata, nauczywszy się już że to tam ma szukać wyjściowych, wyprasowanych ubrań. Przebrała piżamę w spódniczkę w kwiatki i zupełnie nie pasującą koszulkę z Star Wars, którą założyła na lewą stronę. Na biodrach zapięła pasek Nyree'a, za który wsunęła konsolę, nóż do ryb i dwa widelce. Do kieszeni spódniczki wsunęła małe kamerki, które zamierzała zamontować niepostrzeżenie w nieznanym domu.
- Gotowa - oznajmiła "bojowo" znudzonym tonem i otworzyła drzwi prowadzący do strasznego świata zewnętrznego. Wsiadając do taksówki zapomniała gdzie właściwie ma jechać. Po paru próbach udało jej się wyrecytować adres, nie mając pojęcia po co jedzie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Nie 14:59, 20 Sty 2013 , w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ScrewDriver
Toby Weaver



Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Koszalin

PostWysłany: Nie 17:41, 20 Sty 2013     Temat postu:

[Dom Weaver'ów] 25 sierpnia - bardzo późno

Toby siedział na kanapie w salonie, grając na swojej konsoli. Od czasu do czasu przyglądał się Keats'owi, czy nie wykonuje jakichś podejrzanych ruchów, ale on tylko leżał na podłodze, szepcząc cos cały czas pod nosem.
Weaver wznowił grę. Nowy tryb w "Carnival Corpse": Dungeon Mode, pozwalał mu na granie z innymi, ale już nie po to by zabijac się na wzajem, ale by wspólnie zdobywać nowe poziomy i odkrywać nieznane dotąd aspekty gry. A wszystko to w starej dobrej oprawie tryskającej zewsząd krwi. Używając swojej zdolności, "Blood Scythe" przecinał wszystkich, którzy stawali na jego drodze.
A noc była taka spokojna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Ivy Glimour
Ivy Glimour



Dołączył: 22 Gru 2012
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: się biorą dzieci?

PostWysłany: Nie 19:38, 20 Sty 2013     Temat postu:

[Dom Ivy] 25/26 sierpnia, noc

Ivy z ulgą rzuciła się na łóżko, wygrzebując z pościeli laptop i spychając go na podłogę. Dochodziła północ, w domu było bardzo cicho. Jak zwykle, poszła się myć ostatnia, ale tym razem udało się jej wyrobić o przyzwoitej godzinie. Sky miała wrócić nad ranem, a bliźniacy wyjechać kilka godzin później. Od kiedy tylko wróciła wysłuchiwała narzekań, że muszą kupić większy dom, bo się nie mieszczą.
"Oczywiście, że się mieścimy. Bliźniacy jadą do ojca, kiedy my wracamy od mamy, pozostaje jedna noc, kiedy Cat musi spać z rodzicami. W tym wypadku nie musi, Sky na imprezie. O co tyle krzyku?"

[Dom Ivy] 26 sierpnia, świt

Ivy jęknęła, podnosząc się na łokciu. Z trudem wyszła z łóżka, rozmasowując kark.
- Cholera - nadepnęła na laptop, odłożony niedbale na podłogę. Podniosła go natychmiast, ale Medea nie odniosła szkody. Wiedząc, że już nie zaśnie, ruszyła do kuchni. Manipulowała chwile przy ekspresie do kawy, ale w końcu udało się jej go załączyć. W czasie gdy filtrował on wodę, by potem ją podgrzać i przyrządzić jej kawę, dziewczyna ruszyła do łazienki, po drodze sprawdzając, czy Sky nie wróciła. "Jest szósta, czego się spodziewałaś. Pewnie leży gdzieś w kałuży rzygów".
Wzięła szybki prysznic, przebierając się w starą koszulkę i równie stare szorty. Po drodze susząc włosy ręcznikiem, podążyła do kuchni.
Czekała na nią parująca kawa. Posłodziwszy ją, Ivy zaczęła robić sobie śniadanie. Gdy tosty z miodem były gotowe, wdrapała się na blat i zaczęła jeść, popijając kawę. Skończywszy, popiła tabletki od psychiatrów kilkoma łykami wody prosto z butelki.
Gdy odstawiła naczynia do zmywarki, sięgnęła po telefon, wysyłając SMS do Saki.
"Pamiętaj, będę po ciebie o 12! Ubierz coś wygodnego. Coś wygodnego to nie spódniczka, Saki".
Po otrzymaniu raportu doręczenia, Ivy stanęła bezradnie na środku salonu.
- Jeszcze 5 godzin, fantastycznie - mruknęła do siebie. Jej wzrok spoczął na fortepianie. Bezwiednie podeszła do instrumentu, podnosząc klapę. Jak zwykle, mózg jej się wyłączył, przestając zapamiętywać wspomnienia. Palce same znalazły klawisze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nyree Keats
Nyree Keats



Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:46, 20 Sty 2013     Temat postu:

[Dom Weaverów] 25 sierpnia, późny wieczór.

Nyree od dobrych trzydziestu minut szeptał różne dziwne rzeczy do podłogi, która była świetnym słuchaczem. Gdyby ktoś poza podłogą zaczął się przysłuchiwać temu co mówił Keats, zapewne spróbowałby załatwić mu kaftan i psychologa lepszego od Lorelei. Na szczęście nikt go nie słuchał, a do tego trip zaczynał się kończyć. Nyree jęknął i skulił się na podłodze. Toby siedział na kanapie grając w jakąś grę. Szatyn wyprostował się i ponownie skulił. Przeturlał się do skraju kanapy i schował się za ścianką. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że znajduje się w wiatrołapie, a na wieszaku wisiała torba Toby z rzeczami szatyna. Uśmiechnął się do torby i zaczął wyciągać z niej swoje rzeczy. Książka, portfel, klucze, kolejne klucze, telefon, słodycze, Pomarańczowy John... Nyree odwrócił się i spojrzał w stronę drzwi, które powolutku otwierały się jak w horrorze. Keme na chwilę poczuł się jakby skamieniał. Dopiero po chwili zauważył ukazującą się za drzwiami dziewczyną z burzą blond włosów. Odetchnął z ulgą gdy ta wśliznęła się do domu niczym ninja.
- Hę?
Saki Keats na chwilę stanęła w korytarzu wpatrując się w swojego brata w ciemnościach aż wreszcie wyciągnęła konsolę zza pasa i rozświetliła nią pomieszczenie.
- Nyree? - zapytała jakby znowu go nie poznała.
- Co ty tu do cholery robisz?
Wzruszyła ramionami, a szatyn przyciągnął ją do siebie.
- Byłam głodna.
Nyree zrobił facepalma kilka razy po czym spojrzał na siostrę.
"Brawo. Zostawiłem ją bez obiadku i kolacji! Egoista."
- Ale... Czemu nie zadzwoniłaś tylko przyjechałaś tu? - szepnął.
Dziwną rzeczą byłoby to, że nastolatek nie zapytał ją jak go znalazła. Zapewne nie zrobił tego gdyż obydwoje przyzwyczaili się do dziwactw drugiej osoby i nie zadawali zbędnych i irytujących pytań.
- Nie wiem, ale pan w samochodzie jest bardzo zły i na mnie krzyczał.
W głowie chłopaka zapaliła się czerwona lampka.
"Autostop?"
Odsunął ją i otworzył drzwi zauważając zniecierpliwionego taksówkarza. Gdyby nie to, że Nyree ciągle był naćpany, zapewne od razu zrozumiałby fakt, że taksówkarz jest wściekły i ma na twarzy wypisaną minę 'jeśli zaraz nie dostanę pieniędzy, to was zabiję'. Niestety dla naćpanego chłopaka mogła ta mina znaczyć to samo co 'jeśli zaraz nie dostanę pieniędzy, to was przytulę!'. Chłopak po chwili zamknął drzwi i spojrzał na blondynkę rozżalonym wzrokiem. Jedną ze słabości nastolatka było to, że nie potrafił się na nią długo gniewać.
- Mogłaś zadzwonić... Mówiłem ci byś nie wychodziła z domu w nocy... I byś brała pieniądze... Saki, ktoś mógł cię skrzywdzić...
Uśmiechnęła się przyjaźnie i nagle wyciągnęła zza pasa wcześniej niezauważony nóż.
- Ależ nie mógł! - obwieściła.
Cofnął się o kilka kroków i zasłonił jedno oko dłonią wpatrując się w siostrę, która wyszła na dwór wyposażona w jego nóż, widelec i mroczną konsolę. A do tego źle ubrana koszulka i brak butów.
"What the... mhm, to by się nadało na komedię."
- Saki, to jest MÓJ nóż i MOJE widelce. A tak w ogóle to oczekuj, że niedługo zabiorę z twojego pokoju MOJE biedne talerze. - powiedział zauważając na jej ręce jakąś kartkę.
Do tego jej żółta wstążka była prawie rozwiązana. Nyree sapną kucając na jedno kolano i zawiązując jej ją. Skierował się w stronę drzwi.
- Ale jak to wychodzimy bez pożegnania?
Prychnął otwierając cicho drzwi i podszedł do taksówki oraz podał kierowcy banknot. Ten powiedział mu kilka 'miłych' słów i odjechał z piskiem opon. Dopiero wtedy niebieskooki zdał sobie sprawę, że zgubił siostrę. Wrócił do domku Toby'ego zdając sobie sprawę, że Saki znowu puffnęła.
"Nosz kur*a no!" - pomyślał kierując się do kolejnych pomieszczeń na palcach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Saki Keats
Saki Keats



Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:30, 20 Sty 2013     Temat postu:

[Dom Weaverów] 25 sierpnia, późny wieczór.

Saki wyszła z prysznica i zatarła dłonie. Gotowe. Wszystkie pomieszczenia zaliczone. Wszystkie kamery zostawione.
- Co ty tu... - nawet nie podskoczyła na dźwięk głosu brata. Spojrzała na niego beznamiętnie i wyszła z łazienki.
- Nic - mruknęła, podczas gdy on podejrzliwie oglądał ściany.
Nie zauważysz.
Uśmiechnęła się pod nosem, wyciągając konsolę.
- Pora na Kill Ballad - powiedziała, podczas gdy Nyree, trzymając ją za ramiona prowadził w stronę drzwi wyjściowych, ażeby się o coś przypadkiem nie potknęła. Na przedsionku zarejestrowała telefon leżący na komodzie. Ciągle grając w Kill Ballad sięgnęła po niego, uśmiechając się lekko.
- Co robisz? - zapytał stojący już w drzwiach Nyree.
Instaluję podsłuch i takie tam.
- Sprawdzam jakie ma gry.
Okazało się że Toby nie mieszka tak daleko i do domu wrócili spacerkiem. Na miejscu od razu zagoniła go do kuchni, chociaż już zdążyła zapomnieć o głodzie.
- Jak bawiłaś się z Ivy? - zapytał Nyree, kładąc przed nią jedzenie.
Saki nie oderwała wzroku od konsoli, jedną ręką sięgając po kanapkę.
- Kim jest Ivy?
- Nie... - Nyree dotknął dłonią czoła. - Pogorszyło ci się?
- Artoałam - wydukała z pełnymi ustami. Wstała od stołu i ruszyła w stronę schodów. - Dziękuję za śniadanie.
- Kolację - poprawił ją Nyree.
- Tak, tak, jeszcze mamy wakacje - mruknęła, przewalając robota przeciwnika na ziemię.
- Saki, nie zapomnij opisać swojego dnia, bo inaczej...
- Zapomnę. Dobranoc.

[Dom Keatsów] 26 sierpnia, świt.

- OBUDŹ SIĘ.
Saki otworzyła oczy i przez chwilę wpatrywała się w drewno, próbując przypomnieć sobie gdzie jest.
Pod komputerem!
- Daj mi spać...
- Dzisiaj spotykasz się z Ivy!
- Nie kojarzę ziomki... - wymamrotała i ziewnęła, przewracając się na drugi bok. Po chwili Nyree wyciągnął ją za nogi, starając się na nią nie patrzeć.
- Nienawidzę twojej tendencji do spania bez piżamy - wybełkotał, podając jej czystą bieliznę. - Majtki nie na głowę, Saki...
- No tak.
Po chwili usłyszeli dźwięk smsa. Saki leniwie przetrząsnęła stertę ciuchów, aż w końcu znalazła telefon pod brudną parą podkolanówek.
- "Pamiętaj, będę po ciebie o 12! Ubierz coś wygodnego. Coś wygodnego to nie spódniczka, Saki" - przeczytała. - Aha, czyli mam ubrać spódniczkę?
- Napisała kompletnie coś odwrotnego.
- Mam nie ubierać spódniczki?
- Tak. Spódniczka nie jest wygodna, zwłaszcza do jazdy konnej.
- Czyli mam jej nie ubierać?
- Tak!
- No to idę - zrobiła krok w stronę drzwi, gdy Nyree złapał ją za nadgarstek.
- Co nie znaczy że masz iść w samej bieliźnie.
- Nie?
- Nie - mimo podkrążonych oczu wyglądał na wyjątkowo żywego. Uśmiechnął się złośliwie. - Trzeba ci znaleźć ubranka.
Saki wskazała podłogę i spojrzała na niego pytająco.
- To śmierdzi. Nie "znośnie pachnie" jak według ciebie. ŚMIERDZI.
Wzruszyła ramionami i pogrzebała za monitorem. Po chwili psikała dyzodorantem wokół siebie mamrocząc "pranie, pranieeee".
Nyree zakaszlał, wyrywając jej dezodorant.
- Idę do twojej zapasowej szafy znajdującej się w moim pokoju, a ty w tym czasie przejrzyj notesik - rozkazał, wciskając jej wymięty notes w dłonie.
Saki usiadła w stercie gier, otwierając zeszyt.
- Hej, pamiętam cię - powiedziała do blondynki patrzącej na nią ze zdjęć. - Ivy. - odłożyła notes i weszła do swojego schowka, po to by osłupieć na widok Nyree'a przymierzającego różowy stanik. Jej stanik.
Włączyła dźwięk, siadając w fotelu.
- Niemożliwe, niemożliwe, Saki gdzieś wychodzi i to z kimś, z kimś kto nie jest MNĄ - entuzjazmował się, przykładając po kolei jej ubrania do swojego ciała. - O tak, te szorty będą pasowały do jej konsoli...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ScrewDriver
Toby Weaver



Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Koszalin

PostWysłany: Nie 22:29, 20 Sty 2013     Temat postu:

[Dom Weaver'ów] 25 sierpnia - bardzo późno.

Toby udawał, że nie widzi co się dzieje w jego domu. Tego, że jakas obca dziewczyna rozkłada coś w każdym pomieszczeniu. Gdy wreszcie wyszli. A raczej Keats wyniósł dziewczynę, Toby podszedł do komody, na której leżał jego telefon. W lustrze widział, że dziewczyna przy nim grzebała. Zabrał go więc do swojego pokoju, wyjął kartę sim, podłączył do komputera i zrobił backup plików, po czym włożył go do plastikowego pudełka, które było jego projektem na dzień nauki rok temu. Emiter fal elektromagnetycznych. Skasował nim wszystko co znajdowało się wewnątrz pudełka. Łącznie z ewentualnymi "udoskonaleniami" jakie mogła wprowadzić nieznajoma. Fale elektromagnetyczne usuną wszystko co niepożądane. Potem tylko przywrócił system i włożył na powrót kartę sim. Reszta go nie obchodziła, jego pokój był jak bunkier zakopany 20 metrów pod ziemią. Nie dochodził tu żaden sygnał oprócz internetu, który szedł przez kabel.
Z poczuciem dobrze wykonanego obowiązku położył się spać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
fester9696
Warren Frost



Dołączył: 19 Sty 2013
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: koszalin

PostWysłany: Pon 21:18, 21 Sty 2013     Temat postu:

[Garaż, Dom Warrena] 25sierpnia - bardzo późny wieczór

Ciemnowłosy chłopak siedział w garażu majstrując coś przy swoim motorze, co robił bardzo często i bardzo to lubił. Pomieszczenie było bardzo wszechstronne, posiadało dwoje wrót garażowych z czego te naprzeciw nastolatka były na oścież otwarte i wpadał przez nie rześki powiew nocy. Chłopak ubrany był w dżinsową kamizelkę bez rękawów, krwistoczerwony T-shirt z nadrukiem i szare dresowe spodnie. Włosy związane miał w kok z tyłu głowy.
Noc zapowiadała się jak każda inna on dopieszczający swój motor, ciotka i gosposia dawno poszły spać, a na podwórku słychać tylko pogwizdywanie wiatru i szum owocowych drzewek. Ale jednak dziś zdarzyło się coś nowego, odbiegającego od schematu monotonnych nocy. Nagle chłopak usłyszał że coś wyraźnie sapie, słyszał oddech tuż zza bocznej ściany garażu. Warren szybko chwycił klucz francuski i podszedł do miejsca gdzie kończą się wrota i czekał aż niezidentyfikowana przez niego postać dotrze w zasięg jego broni. Był spokojny jakby już wcześniej to robił, jakby miał w sobie jakiś morderczy instynkt samozachowawczy, który w momencie paniki potarł do głosu.Gdy uznał sekundę za odpowiednią wyskoczył zza drzwi i już chciał zadań śmiertelny cios od góry w głowę gdy spostrzegł, że to jego przyjaciółka, a zarazem gosposia idzie w jego kierunku, ubrana jedynie w koszulę nocną. Chłopak stał zmieszany nie wiedząc co się dzieje i co ma zrobić.
- yyyy. żyjesz?? - dotknął dziewczyny Warren. Dziewczyna nie odpowiedziała nic, szła dalej w tym samym kierunku co przedtem ciężko dysząc.I co teraz?? Co jej jest?? Coś ją opętało czy jak?? A może ona po prostu lunatykuje?? Chłopak miał nadzieję i postawił na ostatnią z opcji i wziął domniemaną lunatyczkę na ręce i zaniósł do jej pokoju. Po czym stwierdził, że majsterkowania na dzisiaj dosyć, więc poszedł zamknąć garaż i poszedł spać do swojego pokoju ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
KhalepaTaKala
Arizona Brennan



Dołączył: 30 Gru 2012
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:26, 30 Sty 2013     Temat postu:

[ Przed domem Arizony ] 25 sierpnia, wieczór

- Poczekaj! Weź trochę zakupów ze sobą!
Arizona założyła kaptur na głowę od niechcenia odwracając się do wołającej macochy. Kobieta stała z 4 wielkimi siatkami i szyderczym uśmieszkiem. Przez chwilę miała wrażenie, że jej najgorszy koszmar się spełnił....
Niee, pomyślała. To nie jest ten najgorszy scenariusz.
Przeszedł ją dreszcz na samo wspomnienie, najgorszej wersji "koszmaru".
- To ma być trochę? Kupić wam słowniki? - wzięła torby od macochy, która coś mamrotała pod nosem. Po mimo wysiłku jaki włożyła w wsłuchanie się w słowa kobiety, nic nie zrozumiała.
- Trochę... - odwróciła się na pięcie dreptając złośliwie, powoli po schodkach. - Kupię wam na urodziny słowniki, bo chyba macie problem z rozumieniem poszczególnych słów...
Kładąc stopę na ostatnim schodku, przeszedł ją niespodziewany dreszcz. Zwróciła wzrok w prawą stronę. Za żywopłotem ktoś stał. Wytężyła wzrok by lepiej się przyjrzeć nieznajomemu. Nic. Żadnego drgnięcia.
Co za palant postawił tam tego stracha na wróble
Kaptur nieznajomego uniósł się wraz z twarzą. Żółte oczy przeszyły ją jak szpilki wbijane w jej ciało. Nie drgnęła mimo bólu. Zmaszczyła brwi, po czym wysoko je uniosła. Sekundę później noga zjechała jej z ostatniego schodka i runęła po wszystkich stopniach jak długa rozdzierając torby na zakupy. Wszystko wylądowało wokół niej, a ona sama zaczęła się histerycznie śmiać. Podniosła głowę. Świat wokół zawirował. Jeszcze zanim zemdlała zobaczyła coś białego tuż przed nią. Zdążyła tylko zarejestrować myśl nim ciemność porwała ją w swoje ramiona.
O cholera! Wybiłam sobie zęba!?!


[ Pokój gościnny - Dom Arizony] 26 - 27 sierpnia, wieczór

Otworzyła oczy. Wszystko wokół niej wirowało. Zamrugała kilkakrotnie. Spojrzała ponownie na sufit. Skubany stał już w miejscu. Uniosła się na łokciach. Poczuła ból w lewej skroni. Mimowolnie sięgnęła spodziewając się jakiejś krwi, ale nic nie było. Nie poczuła nawet zadrapania, które mogło tam być. Rozejrzała się wokół. Leżała na kuchennym stole. Wszystko wydawało się na swoim miejscu. Jak zawsze zbyt czysto, zbyt ładnie i różowo.
Nie... to nie jest różowy głupia... Przecież to beż. Albo brązowy? W każdym razie nic specjalnie się nie zmieniło.
Usiadła powoli spodziewając się mdłości. Z zadowoleniem stwierdziła, że przynajmniej na razie niczego nie zwróci.
Jak na zawołanie poczuła ostry ból skręcający jej kiszki.
- Dobra, czas coś wrzucić na ruszt.
Zeskoczyła ze stołu. Nogi się jej ugięły i wylądowała na twarzy, kilka centymetrów od jednej z wielu szafek.
- Pięknie... Jeszcze stracę drugiego zęba, albo całą szczękę.
Z przerażeniem usłyszała własne słowa jak z oddali i usiadła gwałtowanie językiem przeliczając, czy wszystkie zęby są na miejscu.
- Okej, to dziwne. - Była niemal pewna, że ma wszystkie zęby. Dla pewności dotknęła policzka, od strony, gdzie przed zemdleniem czuła ból. Żadnej opuchlizny. Zero bólu.
- Ale za to niedowład w nogach. - wymamrotała ze złością.
Wolałabym zęba stracić...
Z niesmakiem wymalowanym na twarzy, doczołgała się do lodówki. Usiadła po turecku.
- Przecież nie będę wyglądać jak idiotka, próbująca się doczołgać do lodówki, jakby ktoś odrąbał mi tasakiem nogi, a ja akurat miałabym smaka na Kinder Pingui. - Spojrzała na 2- metrową lodówkę. Na samej górze było całe pudełko Mlecznych kanapek.
- A żeby to szlak!
Oparła głowę na dłoniach. Następnie przyglądając się półkom pełnym zupełnie niepotrzebnych rzeczy, uświadomiła sobie, że może wypróbować wspinaczkę, albo zaryzykuje głodówkę. Złapała za najniższą półkę i sprawdziła czy wytrzyma jej ciężar. Z determinację zaczęła się wspinać. Po chwili opierając się już o trzecią półeczkę z jakimiś jogurtami uświadomiła sobie, że czuje kolana. Co więcej, czuła ból. Dotknęła lekko lewego kolana.
- Nie jest złamane. Nie jest wybite, ani nic. Zapewne, za długo na nim stoję.
Wzięła głęboki oddech. Stanęła na stopie, którą prawie czuła. Złapała piątą, szóstą półkę. Stała podparta.
- No to mamy pierwszy sukces tego dnia. - Puściła półki.
- Ha! Stoję o własnych siłach! - uśmiechnęła się szeroko.- Okej...
Powędrowała wzrokiem na wymarzone Kinder Pingui. Wytrzeszczyła oczy. Przecież ona tam za Chiny Ludowe nie sięgnie!!! Jak ktoś z 154 cm ma sięgnąć na wysokość ok. 195 cm po durne Kinder Pingui? Trzasnęła drzwiczkami odwracając się do stołu. Jej wzrok przykuło, coś, co od początku tu pewnie było.
- Czy ja jestem w jakimś idiotycznym Talk show!? - Wrzasnęła w pustą przestrzeń kuchni.
Z irytacja złapała krzesło.
Wziąwszy pudełko z mlecznymi kanapkami usiadła przy stole.
Wsłuchała się w ciszę, ale coś jej nie pasowało. Było zbyt cicho. Nawet jak na rodzinkę Brennan.
- Nie jet dobrze.
- Zaraz, czemu nie jest dobrze?
- Skąd u Ciebie takie podejrzenia?
- Więc tak...
- zaczęła odgryzając kawałek mlecznej kanapki. - Nie jest dobrze, bo rozmawiam sama ze sobą i to głośno. - przełknęła i odgryzła kolejny kawałek. - Po drugie... Chyba mogę gadać, skoro nikogo nie ma? - rozejrzała się czekając na jakiś wybuch śmiechu, czy coś. Zastała tylko ciszę. Nawet nie było słychać żadnych pszczół. - To się robi coraz dziwniejsze... W każdym razie. - wstała od stołu. - Podejrzana jest ta cisza.
Zmarszczyła brwi. Ruszyła do swojego pokoju. Po drodze zajrzała do innych pokoi, które były zupełnie puste. Nie było nawet mebli. Wchodząc do dużego pokoju, który sąsiadował z jej pokojem, zaśmiała się mówiąc
- Czyżby Nora się wyprowadziła...?
Gdy doszła do swoich drzwi, przywarła do ściany i zaczęła nasłuchiwać. Nic. Cisza i tutaj. Wzruszyła ramionami śmiejąc się histerycznie.
- Chyba popadam w paranoje. - złapała za klamkę i zamarła z dłonią na niej. Coś tam było, Nie wiedziała jak ma zinterpretować dźwięk, ale nie brzmiało to zbyt przyjemnie.
Powoli otworzyła drzwi. Ciemność.
Co jest kurde grane?! Na środku jej pokoju były wszystkie rzeczy w jednej wielkiej kupce.
Popchnęła drzwi rozdziawiając buzie ze zdziwienia. Wszystkie jej ubrania, wszystkie zeszyty, w których starannie prowadziła notatki. Wszystko co posiadała w pokoju, było w tej kupce, która sięgała po sam sufit. Góra wszystkiego się ruszyła. Uniosła brew, zastanawiając się czy coś jeszcze ją dzisiaj zdziwi. Zlokalizowała zdjęcie rodziców, które zaczęło spadać. Rzuciła się po ramkę ze zdjęciem. Szczęśliwym trafem złapała zdjęcie w ostatniej chwili. Usiadła przytulając je do siebie.
- O mały włos... - szepnęła.
Z samego dołu sterty wyłonił się czarny łepek z zielonymi oczami.
- Miarge! Co ty u licha tam szukałaś? Przyjaciół na jesień?
Kotka wskoczyła jej na kolana. Głaszcząc ją spojrzała na drzwi. Coś za nią stuknęło. Odwróciła się. Stos ubrań leżał, tuż koło niej. Spojrzała kątem oka na kupę tego wszystkiego. Zobaczyła tylko ciemność. Wszystko znalazło się na niej, zdjęciu i biednej małej Mirage.
Wydostała się spod tego, po dłuższej chwili.
- Hej ty! - zamarła na dźwięk nieznajomego głosu.
Spojrzała powoli, na dziwnie wyglądającego ludzika wielkości krasnala. Miał dziwnie wielką głowę, nieproporcjonalną do reszty ciała. I z zaskoczeniem stwierdziła, że był cały szary. W dodatku gapił się na nią wielkimi, czarnymi, żabimi oczami.
- Bez jaaaj!
- Chcę tańczyć! - wrzasnęło coś, co wyglądało jak obcy z kosmosu.
- Spierdzielaj! - odkrzyknęła, a po chwili parsknęła śmiechem.
- Stepować! Ja chce, żebyś mi stepowała!
Poczuła ból w policzku, gdzie wcześniej straciła rzekomy ząb. Spojrzała zdziwiona na szarą istotę w jej drzwiach. Jego oczy były teraz czerwone. Znowu poczuła ból. Tym razem z drugiej strony.
- Obudź się! - krzyknął dziwnie znajomy głos. Co jeszcze dziwniejsze, teraz był kobiecy. Zamrugała dwukrotnie.
Znalazła się w jadalni, na kanapie. Nad nią siedziała wystraszona macocha.
- Dzięki Bogu! - westchnęła kobieta.
- Bóg tu nie ma nic do rzeczy. - wymamrotała, chwytając się za policzek, który pulsował bólem.
- Oczywiście, że ma! Byłaś nieprzytomna jakieś 2 dni!
- Cóż... - zaczęła krzywiąc się z bólu.- Byłam zajęta stepowaniem z Alienem Grey'em.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez KhalepaTaKala dnia Śro 20:31, 30 Sty 2013 , w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ScrewDriver
Toby Weaver



Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Koszalin

PostWysłany: Pią 18:11, 01 Lut 2013     Temat postu:

[Park Miejski] 26 sierpnia - przed południem

Toby leżał na trawie, na lekko pochyłym terenie, czytając swoją mangę "Meitantei Conan". Dzień był jasny i słoneczny. Dzieci bawiły się na pobliskim placu zabaw. Chłopak miał ochotę nie ruszac się stąd do wieczora, jednak siedzieć tak samemu nie było zbyt przyjemnie. Zastanawiał się czy ktoś z jego znajomych ma czas. Wiedział już, że Przewodnicząca jest zajęta bo pracuje w klubie, więc ona odpadała a reszta pewnie siedziała zaszyta w swoich "jaskiniach".
- Jak to samotnie być na tym świecie.- mruknął pod nosem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Saki Keats
Saki Keats



Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:01, 02 Lut 2013     Temat postu:

może jak zobaczycie nowe posty to się zmotywujecie.
[Dom Lincolna] 26 sierpnia, poranek. - Lincoln Price.

Lincoln odłożył lornetkę, gdy Saki weszła do swojego schowka i nie mógł jej dłużej podglądać. Westchnął i szczelnie zaciągnął na okno zasłonę, po czym walnął się na łóżko, sięgając po paczkę papierosów.
Ja...
Przestał bawić się paczką i odłożył ją na miejsce, wstając.
Duszę się tu.
Otworzył szafę i wyciągnął zieloną koszulę w kratkę. Gdy miał ją już na sobie zadzwonił telefon. Zmarszczył brwi, zobaczywszy zdjęcie śpiącej Saki na ekranie.
- Lincoln - usłyszał.
- Co, Saki? - zapytał, znużony czekaniem aż powie coś jeszcze.
- Czekaj, zapomniałam - mruknęła prawie że niedosłyszalnie, a po chwili krzyknęła zwycięsko - Brzydko ci w tej koszuli - powiedziała z premedytacją, a Lincoln zaklął, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Przeklęta kamera. Myślałem, że zdjąłem ostatnią.
Głos w słuchawce zachichotał, a Lincoln wyciągnął inną koszulkę.
- Tylko razy ci powtarzałem, NIE PODGLĄDAJ MNIE. Prosiłem, byś nie naruszała mojej prywatności. Nawet jeśli to ty, Saki, nie chcę by ktoś oglądał mnie w jakiejś krępującej sytuacji albo... Myślisz, że ta będzie odpowiednia?
- W tej nie wyglądasz jak palant.
- Ranisz mnie, Saki...
- Kończę, Nyree mnie woła na kolejne przymierzanie.
Pieprzony Nyree.
- Dobra.
Po piętnastu minutach założył okulary przeciwsłoneczne i ostatnim spojrzeniem ogarnął swój ciemny pokój.
Za późno. Już za późno.

[Dom Saki] 26 sierpnia, przedpołudnie. - Lincoln.

- Wychodzisz? - z niedowierzaniem spojrzał na blondwłosą sąsiadkę, która stanęła niepewnie przed domem, osłaniając oczy konsolą.
- Cześć - odparła Saki, jak gdyby nie dosłyszała pytania.
- Gdzie idziesz?
- O, masz jakiś złom - stwierdziła beznamiętnie. - Zanieś do naszej pracowni.
Lincoln zerknął na pudło z nowymi częściami.
- Pytałem się gdzie wychodzisz. Do sklepu? Po mleko?
- Mleko dają krowy...
Spojrzała na niego pytająco, niepewna czego od niej chce.
- Wychodzę?
- Stoisz. Na zewnątrz. Czekasz - stwierdził. - Czekasz... Na kogo czekasz? NA KOGO TY MOŻESZ CZEKAĆ? PRÓCZ MNIE?
Saki Keats zmarszczyła brwi i potarła czoło konsolą.
- Czekam? Ach, tak. Podjedzie po mnie... - zmarszczyła brwi jeszcze bardziej, wysilając się. Po chwili oczy jej rozbłysły i spojrzała na niego z triumfem. - Ivy.
- Ivy?
- Ivylenne Gilmour, lat szesnaście, blond włosy często spięte w kucyki, ładna, brązowe oczy...
- Czekaj... Ona ma na imię Ivylenne?
- Urodziła się 25 lipca 1996 roku, ma ne...
- JA WIEM KIM JEST IVY.
- Nauczyłam się na pamięć wszystkich znanych mi informacji o niej - wyrecytowała Saki.
- Przerażasz mnie. Ale ona też jest niezłą dziwaczką.
- Lubi Harry'ego Pottera. Ma obsesję na punkcie herbaty i ciasteczek korzennych - powiedziała, kiwając się na palcach. - Ma doskonały słuch, wiesz?
- To też masz w swoim notesie?
- To moje indywidualne obserwacje - odparła chłodno, wlepiając wzrok w konsolę.
- Kill Ballad?
Saki nie odpowiedziała mu, a Lincoln westchnął, wiedząc że rozmowę uznała za zakończoną. Poczuł ukłucie zazdrości.
Nyree. Ivy.
Otworzył drzwi od jej domu i skierował się w stronę schodów.
Obym nie spotkał tego idioty.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Sob 20:03, 02 Lut 2013 , w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
KhalepaTaKala
Arizona Brennan



Dołączył: 30 Gru 2012
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:33, 02 Lut 2013     Temat postu:

[ Pokój gościnny - Dom Arizony] 28 sierpnia, 00:01

- Co to znaczy, że chcesz dzwonić po psychologa?
Arizona patrzyła na swoją macoch pustym wzrokiem. Aż tak było z nią źle, że chciały ją oddać do psychiatry?
- Jak można być zajętym stepowaniem, skoro jesteś nieprzytomna i w dodatku miałaś nierówny oddech?! I kto to na litość boską jest Alien Gray? - dziewczyna wytrzeszczyła oczy i mimowolnie się uśmiechnęła, co najwyraźniej było błędem.
- Ty sobie z nas kpisz! - wykrzyknęła z oburzeniem Nora, stojąc obok łóżka. - My umieramy z przerażenia, a ty sobie po prostu kpisz! Jak możesz...
- Okej, przestań... Nie chciałam. - rzuciła szybko Ari przepraszającym tonem.
- Więc kto to jest ten Alien Gray? - zapytała Doris krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Od kiedy to ty interesujesz się chłopakami? To twój chłopak?
Arizona spojrzała na nią z przymrużonymi oczami.
Ty mała...
- No tak... Zapomniałam wspomnieć, że wolę dziewczyny, dlatego chłopaki mnie odpychają... - Wszystkie trzy zasysały powietrze jakby to była ostatnia szansa, na przeżycie. Natomiast ona kontynuowała. - Faceci są nierozgarnięci. W dodatku mają ocean niekończącej się głupoty zamiast mózgu i nigdy nie dorastają psychicznie... Ale wiecie... - zrobiła rozmarzoną minę. - Dziewczyny mają coś w sobie co jest takie... No nie wiem, ja kto powiedzieć...
- Ari błagam, powiedz, że żartujesz! - wymamrotała rozpaczliwie Amanda. Spojrzała na matkę bezlitośnie z chytrym uśmieszkiem. Przez moment rozważała, czy nie ciągnąć tej babraniny dalej, ale chyba nie skończyłaby na tym dobrze.
- Jane, że tak! Noo, na Anioła... Nie jestem homoseksualistką! - wykrzyknęła z pretensją w głosie, wyrzucając ręce do góry.
- Czyli wolisz płeć przeciwną, tak? - zastanowiła się na głos Doris.
- Jak na 11-latkę zaskakująco szybko kojarzysz fakty. - Rzuciła ostro, posyłając jej mordercze spojrzenie.
Dziewczynka uniosła brew i z wścibskim uśmieszkiem zapytała.
- Więc kim był ten gość ubrany na czarno?
Arizona zesztywniała. Przez moment miała wrażenie, że ktoś przywalił jej w twarz patelnią, a cała reszta ciała została polana cementem.
O kim ona mówiła...?
Nie... niemożliwe, żeby go widziała! To przecież tylko urojenie! Jakim cudem ta mała go widziała? Chyba, że....
Chyba, że twój najbardziej irracjonalny czarny scenariusz się spełnił...
- Ari.. - Mała pociągnęła ją za rękaw bluzy. Arizona zamrugała kilkakrotnie starając się nie wyglądać na przerażoną.
- Co?
- Kim jest ten gość, co na ciebie patrzy? - zapytała. W jej głosie było, coś... Co sprawiło, że zadrżała.
- Jaki gość? - Nie wiedzieć czemu zaczęła grać na czas.
- No ten, na którego patrzyłaś w sklepie, i przed domem zanim upadłaś. - wyczuła udawane współczucie.
Jesteś dziwnym małym bachorkiem... Chyba wsadzili ci bombę do kołyski...
Westchnęła... Nie wiedziała, co ma powiedzieć.
Może powiem tak : to gość, który prześladuje mnie odkąd pamiętam. Czasami ma żółte oczy i patrzy na mnie jak na mięso. Tak... na pewno nie poślą mnie do psychiatry... Ba! Może nawet dostałabym się do jakiegoś zakładu z własnym pokojem i balkonem!?
- Cóż... - zastanowiła się przez moment. - To sąsiad.
- Ten nowy, co się przeprowadził z Maluku? - krzyknęły jednocześnie siostry. Arizona uśmiechnęła się szeroko. Nad wyraz podniecony głos Nory, wystarczająco utwierdził ją w swoim przekonaniu.
Łyknęły to!
Spojrzała na Amandę z uniesionymi brwiami.
- Czy przed nią da się coś ukryć? - wskazała na najmłodszą.
Kobieta wzruszyła ramionami z szczerym uśmiechem. Natomiast Ari zatańczyła w głowie wyimaginowany taniec zwycięstwa, choć nic nie wygrała. Może nawet tylko bardziej spaprała sprawę.
- Nie! - krzyknęła ze śmiechem dziewczynka skacząc po pokoju. - Wiem wszystko, o wszystkim i o wszystkich! - Spojrzała na Norę i Arizonę z szatańskim uśmieszkiem - I wiem, że podkochujecie się w J.C.H!
- Nonsens!!! - krzyknęły jednocześnie starsze dziewczyny. Macocha parsknęła śmiechem i wyszła z pokoju, kręcąc głową.
- A kto ma pokój w tapetach z tym kolesiem!? Całe ściany i wszystko, co macie to on jest na tej tapecie!
Arizona parsknęła złowieszczym śmiechem.
- Pomijając, że gość nie istnieje... To tak, jest całkiem przystojny.
Dziewczynka zrobiła zakłopotana minę. Zmarszczyła brwi i przyglądając się badawczym wzrokiem siostrom, zapytała.
- To o kim tak wiecznie plotkujecie?!
- O wszystkim i o niczym. - zaczęła z triumfem Nora - Ale teraz już wiemy, że w całym domu masz te swoje tajne korytarzyki.
- Nie wiem o czym mówicie...- oparła uparcie.
- Jaaasne - Nora spojrzała z dezaprobatą na młodszą siostrzyczkę. - Arizona wymyśliła gościa i stworzyła go za pomocą specjalnego programu. Nigdy nie zastanawiało cię, że ten sam gość, na tym samym plakacie ma inne oczy i włosy, mimo tego samego imienia i nazwiska? Że jest identycznie ubrany, ale są takie drobniutkie szczególiki, które się nie zgadzają?! Nie zauważyłaś mały geniuszu od siedmiu boleści, że tło jest inne tylko w prawym górnym rogu, pomimo, że reszta tego zakichanego tła jest identyczna?
- Jaa... - Doris zaczerwieniła się jak burak. Jednak nie wydawała się zła, czy zirytowana, a raczej zawstydzona. - Mam tylko 11 lat! Nie jestem geniuszem przecież.
- No nie. Ale twoje korytarze, to wręcz genialny pomysł. - Zauważyła z entuzjazmem Nora - Jakoś mnie to nigdy nie przyszło do głowy.
- Może dlatego, że jesteś tlenioną blondynką i myślisz tylko o paznokciach, krótkich rzęsach i zbyt prostych włosach? - zastanowiła się na głos Ari.
Dziewczyna spojrzała na nią morderczym wzrokiem. Nic nie odpowiadając, wyszła z pokoju kierując się na dwór. Arizona podążyła za nią wzrokiem, aż nie znikła jej z oczu. Po chwili spojrzała na młodszą siostrę.
- Zapewne myślała, że te jej tlenione blond włosy odejmą jej kilka lat.
Mała uśmiechnęła się. Natomiast Ari rozsiadła się na kanapie i zastanowiła z determinacją.
Teraz tylko trzeba rozwikłać zagadkę z tajemniczym gościem. Siedemnaście lat to trochę za dużo, na swobodne czekanie, na jego pierwszy krok. Czas na mnie...

Mhm, robisz dosyć dużo literówek. I nie stawiaj spacji przed znakami interpunkcyjnymi kończącymi zdanie czyli ' ?' oraz ' !'.
H!.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nyree Keats
Nyree Keats



Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 21:50, 02 Lut 2013     Temat postu:

[Dom Keatsów] 26 sierpnia, przedpołudnie.

Nyree zaśmiał się siadając na schodach i przybrał zamyśloną minę.
"Co ja chciałem...?"
Chwile wpatrywał się w swój szkicownik i butelkę wody trzymaną w ręce. Chwilę zajęło mu ogarnięcie, że ma okulary przeciwsłoneczne na nosie oraz, że Saki stoi na dworze czekając na Ivy. Wtedy Nyree zawiesił się niczym Windows XP i chwilę siedział na schodach nie myśląc o niczym i wpatrując się w szkicownik. Starał się też zignorować kołatanie serca. Z dziwnego stanu wyrwał go dźwięk przypominający chrząknięcie, jęknięcie i prychnięcie naraz. Nastolatek uniósł głowę spoglądając na niższego osobnika niosącego złom.
"What the... Co t... A, nie, spokojnie Nyree, to tylko debil z naprzeciwka."
- Że też masz czelność przyłazić tu nieproszony. - powiedział ze sztucznym uśmiechem.
- Posuń się. - warknął, a Keats dalej siedział w tym samym miejscu. - Suń się idioto!
Szatyn wyszczerzył się i zaczął przyglądać się sąsiadowi. Tak właściwie chciał przyjrzeć się jego ubraniu lub bieberowatej fryzurze by mieć się do czego przyczepić. Spojrzał na koszulkę i przetarł oczy.
- Panie prezydencie, do Waszyngtonu jeszcze daleko. - wybełkotał i wrócić do przyglądania się jego koszulce. - Czemu nosisz tęczową koszulkęęę? Jesteś homo? W sumie to twoja Bieberowata fryzura wszystko tłumaczy... Ale dlaczego nosisz koszulkę przypominającą flagę twojej nacji? Jesteś człowiekiem reklamą? Nie lubię ludzi w kostiumach, którzy rozdają ulotki... Śmierdzą.
Lincoln przeklął pod nosem i spojrzał na szatyna z nienawiścią.
- NIE JESTEM GEJEM! Posuń się debilu!
Przechylił głowę i ponownie zawiesił się.
- Oh... - powiedział i wyprostował głowę. - Racja. Zapomniałem, że jesteś komputerowym świrem śliniącym się do mojej siostry.
Twarz Price'a nagle nabrała czerwonego koloru. Keats domyślił się, że gdyby nie trzymany przez nastolatka złom, zapewne by oberwał w twarz.
- Zamknij się! Chcę przejść, nie widzisz?!
Na twarzy Williama pojawił się chytry uśmieszek.
- Nie przejdziesz! - krzyknął niczym Gandalf. - To moja część domu i cię nie przepuszczę.
- Saki mi pozwoliła.
Przygryzł wargę przeklinając na niego w myślach.
"Śliniący się debil..."
- Oh, niech ci będzie, ale idę z tobą. Nie ufam Cyganom.
Powoli wstał ze schodów i schował do kieszeni swoich spodni szkicownik. Powoli ruszył na górę schodów, a jego młodszy towarzysz popchnął go dosyć mocno licząc, że ten się wywróci.
"Śliniący się bachor... Do cholery, kto go wypuścił z domu bez śliniaczka i smoczka?!"
Skierował się do pracowni Saki i stanął w progu podczas gdy Lincoln krzątał się po pomieszczeniu układając złom.
- Pff... Nie wiem jak Saki może z tobą wytrzymywać.
Sąsiad odwrócił się i spojrzał na Keme'a z nienawiścią w oczach.
- To ja nie wiem jak ona może wytrzymywać z TOBĄ!
- Pff, zidiociały komputerowy świr.
- Debil.
Twarz Nyree'a spoważniała, a jego oczy nabrały mrocznego wyrazu.
- Irytujesz mnie. Zapewne uważasz się za kogoś lepszego i ważnego, ale uwierz mi, że nie jesteś taki. Jesteś po prostu chłopcem na posyłki do zbierania złomu. Nawet na miano służącego nie zasługujesz. Jesteś totalnym ZEREM. Komputerowym maniakiem z nierealnymi marzeniami. Jeśli serio myślisz, że dam ci przejść z Saki do czegoś głębszego to się mylisz. Znam ludzi, którzy mogliby zamienić twoją dupę miejscem z twarzą. Sam jestem od ciebie wyższy, silniejszy, mądrzejszy i starszy, a tyle powinno wystarczyć by obić ci twoją w miarę ładną mordkę.
Kilka sekund później Lincoln zacisnął pięść i z całej siły przywalił Nyree'emu w nos z którego popłynęła krew.
"Wcale mnie nie boli..."
- Ciągle jesteś idiotą, Lincoln. - warknął.
- A ciebie ciągle nikt nie lubi.
Szatyn wyszedł z pomieszczenia zostawiając oszołomionego Nyree'a w 'pracowni' Saki. Ponownie się zawiesił próbując ogarnąć sytuację. Gdy odzyskał nad sobą kontrolę, skierował się do swojego pokoju z którego zabrał pudełko leków uspokajających. Zszedł po schodach upewniając się, że Price już poszedł. Nyree wszedł z domu i zamknął drzwi na klucz. Wyminął stojącą przed domem Saki, skierował się w stronę miasta, a dokładniej w stronę parku. Po drodze wyciągnął pudełko tabletek i zażył cztery na raz.
"Pieprzony Lincoln. Niech jeszcze raz wejdzie mi w drogę. Zabiję gnoja. Zabiję, zabiję, zabiję!"
Gdy zbliżył się do parku, otarł krew z nosa i wyjął z kieszeni wcześniej schowany tam szkicownik oraz przejrzał ostatnie rysunki.
"Dzisiaj porysuję sobie w parku. Mhm, martwy Lincoln to dobry pomysł na serię bazgrołków."


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Sob 22:10, 02 Lut 2013 , w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Ian Lewis



Dołączył: 22 Gru 2012
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 22:56, 02 Lut 2013     Temat postu:

[Dom Ill'a] 26 sierpnia, po północy

Po półgodzinnym moczeniu głowy Ian wyszedł spod prysznica, owijając się w pasie ręcznikiem. Wytarł się dokładnie i powoli uchylił drzwi, wykradając się na palcach z łazienki. Próbował przejść przez salon do pokoju tak, aby Gabrielle go nie zauważyła.
Przechodząc cichaczem przez salon dotarły do niego dźwięki pojękiwań dochodzące z telewizora.
Zmiłujcie się. Znowu to ogląda?
Gdy tylko zamknął za sobą drzwi do pokoju zrzucił ręcznik i wyjął z komody czarne bokserki. Czym prędzej je ubrał, następnie założył biały podkoszulek i wślizgnął się w szare dresy. Uwieńczył ten obraz zarzucając na siebie bluzę z kapturem o tej samej barwie.
Obraz zwykłego Ill'a.
Tak ubrany poszedł do kuchni i wziął ze stołu w połowie pełne pudełko po pizzy. Postawił je w salonie na stole i usiadł obok Gabrielle.
- Znowu zimna pizza? - zapytała, biorąc jeden kawałek do ust.
- Znowu oglądasz pornole? - odpowiedział pytaniem, spoglądając na nią z przechyloną głową. Widząc jej minę uśmiechnął się lekko i sięgnął po kawałek pizzy. Siedzieli tak przez pół godziny, aż Ill chwycił pilota, aby wyłączyć telewizor.
- Pora spać.
Gdy otoczyła go ramionami wokół szyi westchnął tylko odwracając się w stronę pokoju.
- Brakuje mi go Ian. Tylko, że nie tak bardzo jak kiedyś. Boje się, że o nim zapominam.
Chłopak odwrócił się w jej stronę i przytulił ją do siebie.
- Ty wcale nie zapominasz. Ból nie może trwać wiecznie, inaczej byś tego nie przeżyła. Psychika by ci wysiadła - weszli do jego pokoju i ułożyli się na wąskim materacu, wciąż się przytulając. - Nie ma w tym nic złego.
Pięknie. Prawie o ch*j wie czym i śpię z byłą mojego wuja.
Odwrócił się do niej plecami wbijając wzrok w okno, a ona objęła go w pasie ocierając piersiami jego plecy.
- Ale to znaczy, że przestanę go kochać i znajdę innego?
Chłopak parsknął cicho.
- Miejmy taką nadzieje. Zresztą, to naturalna kolej rzeczy - westchnął ciężko i podrapał się po piersi. - Zresztą zadajesz pytania jak dziecko. Wstajemy o 7, tak?
- Yhm - usłyszał tylko, po którym to zapadła cisza. Ian był pewien, że Gabrielle myśli nad czymś intensywnie. - Co jutro będziesz robił?
Chwilę się zastanowił nad odpowiedzią.
- Pojadę w południe do Warowni namalować kilka koni. Dawno nie malowałem żadnych koni. Potem zadzwonię do Davids'a. Dobranoc, Gabrielle
- Dobranoc Ian.

E? Jakimś geniuszem w sprawach artystycznych to ja nie jestem, ale wydaje mi się, że 'namalować' i 'narysować' to dwa inne pojęcia. Maluje się farbami, a rysuje kredkami i ołówkami. Przynajmniej tak mi się zdaje.
H!.


Wiesz, że zauważyłem? Po prostu nie miałem pomysłu na żaden zamiennik. Ale jeśli przeszkadza to już zmieniam. V.

Nie wiem o co wam chodzi, ale można malować kredkami akwarelowymi. :D
Em.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Nie 19:46, 03 Lut 2013 , w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Rose Bailey
Rose Bailey



Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 90
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:12, 03 Lut 2013     Temat postu:

[Dom Vivan-Park] 26 sierpnia, przedpołudnie
Vivan nadal spała, kiedy Rose się obudziła. Bailey spojrzała na zegarek, a widząc, że dochodzi południe, trącnęła przyjaciółkę.
- Obudź się.
- Sąąąą waaakacjeeeeee... - odparła Vivan, naciągając poduszkę na głowę.
Rose częściowo się jej nie dziwiła - też bardzo chciało jej się spać, a alternatywa wrócenia do łóżka wydawała się jeszcze bardziej kusząca, biorąc pod uwagę to, jak bolała ją głowa.
"Są wakacje - jest kac"
Podreptała do łazienki Vivan, wzięła krótki, zimny prysznic, a potem skierowała się ku kuchni. Lodówka van der Hoogów jak zwykle pękała w szwach, mimo, że w domu mieszkała tylko jedna osoba... Pewnie wypełniła ją służba. W końcu pewnie świat by się zawalił, gdyby w willi nie byłoby sera pleśniowego, a Vivan miałaby na niego ochotę!
Rose przesunęła ręką po produktach, zastanawiając się jakie ilości jedzenia muszą wyrzucać, biorąc pod uwagę, że w dwudrzwiowej skarbnicy żywności stało nawet kilka rodzajów mlek - trzy rodzaje krowiego, każde z inną zawartością tłuszczu, kozie, ryżowe, migdałowe, kokosowe, czekoladowe, truskawkowe, waniliowe...
Rose prychnęła, zdejmując z półki gotową sałatkę i puszkę coli. Kiedy skończyła jeść, Vivan nadal spała.
"Zwariuję tutaj"
Z szafy Vivan wyjęła prostą, długą koszulkę i spodenki. Nie założyła swoich ciuchów, bo dzień wcześniej wylała na nie sporo wina. Nie sądziła jednak, by przyjaciółka miała coś przeciwko, a choćby nawet za pewne nie zauważyłaby zniknięcia ubrań, które miała na sobie może raz.
Bailey zwinęła z kuchni paczkę zielonych L&M'ów i butelkę drogiego wina.
"Burżuje"
Do lodówki, magnesem, przywieszony był notesik i mały długopis, by na bieżąco zapisywać potrzebne zakupy. Blondynka odkleiła jedną i napisała na niej dużymi literami:
WRACAM ZA
Przez moment myślała nad dokończeniem zdania. "Kiedy właściwie wrócę? Nieważne. W końcu mamy telefony, nie?"
CHWILĘ - R.
Wyszła z domu, początkowo nie wiedząc, gdzie się wybierze. Szła przed siebie, ściskając mocno szyjkę butelki. Potrzebowała miejsca, gdzie mogła pozbyć się kaca, ale plaża niedaleko willi nie wydawała się odpowiednia. Okulary przeciwsłoneczne częściowo chroniły jej oczy, ale nie wystarczająco, by pójść gdzieś, gdzie z każdej strony atakowałoby ją słońce.
W końcu zdecydowała się na park, gdzie mogło być chłodniej w cieniu drzew.
Przechodząc alejkami, zauważyła Nyree'a Keatsa, zaciekle kreślącym coś w szkicowniku.
Przysiadła się do niego i uśmiechnęła szeroko.
- Cześć, Keats. Widziałam, jak kradliście wózek z supermarketu. Nieładnie.
- Cześć - odezwał się Nyree, nie odrywając wzorku znad rysunku.
Rose rozsiadła się na ławce, upijając łyk wina.
- Co rysujesz? - zajrzała mu przez ramię - Trupka? Ja zawsze robię to na cmentarzu. Bliskość śmierci jest inspirująca.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Poison dnia Nie 17:58, 03 Lut 2013 , w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
fester9696
Warren Frost



Dołączył: 19 Sty 2013
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: koszalin

PostWysłany: Nie 16:23, 03 Lut 2013     Temat postu:

[Dom Warren'a] 26 sierpnia - poranek


Warren obudził się koło godziny 8 rano i zszedł do kuchni na śniadanie. Zwykle podczas trwania roku szkolnego nie jadał śniadań w domu a jedynie zabierał do szkoły kanapki, które robiła mu Debby. Gdy wszedł do jasno oświetlonej kuchni zobaczył, że na kuchennym stole leżą świeżo usmażone gofry z bitą śmietaną i dżemem truskawkowym, jego ulubiona potrawa przeznaczona na pierwszy posiłek dnia. Przy kuchence stała ubrana w czarne dżinsy, biały T-shirt i różowym fartuchu do kolan z napisem "I LOVE COOKING" Debby. Ona to ma zawsze pełne ręce roboty. Pomyślał chłopak, ale cóż mógł poradzić ilekroć pokazywał chęć pomocy jej w codziennych obowiązkach słyszał tylko "Coś ty, nie musisz mi pomagać, bo ja dam sobie radę i mi za to płacą". Więc nie przejmując się powiedział tylko: - Hej Debby, dzięki za śniadanie. - I zaczął jeść potrawę.Gdy już skończył wrócił do swojego pokoju, przebrał się w swoje ulubione ciuchy i zszedł do garażu, krzycząc tylko na schodach: - Wychodzę, będę później. - Jak to zwykła mówić, po czym zniknął w garażu odpalając swój motor. Otworzył garażowe wrota, wrzucił bieg i ruszył jadąc w bliżej nieokreślonym kierunku, jak z resztą prawie codziennie jeździł po mieście bez celu. Najczęściej jednak jeździł sobie do parku i tak jak zwykle zrobił i dzisiaj. Kilka zakrętów i pojawił się przed nim park, jeszcze jeden zakręt i wjechał na przyparkowy parking. Zszedł z motoru wziął swój kask pod pachę i skierował się w kierunku parku.


Normalnie nie zwracałabym na to uwagi, ale na rpggone też tak pisałeś, więc stwierdziłam, że kiedyś trzeba ci to wytknąć. Post kończymy kropką, nie wielokropkiem. Oczywiście są sytuacje, kiedy to robimy - np. kiedy urywamy zdanie, zaznaczamy pominięty fragment lub po prostu stopniujemy napięcie. Ty używasz wielokropka zawsze na końcu posta, jakbyś oczekiwał, że ktoś inny też zacznie swój post wielokropkiem, w ten sposób kontynuując to, co ty napisałaś. Owszem, gra polega na kontynuowaniu postów innych użytkowników, ale jak widzisz - umownie nie zaznaczamy tego wielokropkiem. To w sumie nie jest błąd, ale zaczęło mnie irytować. Przepraszam za mały SPAM.
P.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    Zobacz poprzedni temat : Zobacz następny temat  
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.carrionville.fora.pl Strona Główna -> Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 4 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin