|
|
Autor |
Wiadomość |
KhalepaTaKala
Arizona Brennan
Dołączył: 30 Gru 2012
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 18:22, 04 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
[Tuż pod drzewem, przy pewnym domu] 25 sierpnia, wieczór - Caleb Kedhem
Opierając się o pobliskie drzewo przyglądał się domowi, w którym mieszkała stara znajoma. Ogólnie rzecz biorąc ona go prawdopodobnie nie znała, ale kogo to obchodziło? Ktoś kto wiecznie jest sam, nie może być groźny. Zwłaszcza taka kruszynka.
Ale właściwie to zależy od charakteru... Upomniał się w myślach. Dziewczyna, która przed chwilą poślizgnęła się i upadła miała dziwny charakter. Tak jak on. Mimo jej upadku, spowodowanego jego widokiem, nie pobiegł jej na pomoc.
Bo po co ? Wielka rodzinka przybiegła na pomoc w niecałe pięć sekund.
Przez okno dojrzał, jak dziewczyna leży na kanapie nieprzytomna, jednak widok zasłoniła mu kobieta, która teoretycznie była jej matką.
Tak... Tylko na papierku... Co za Ironia losu... 11 dom zastępczy. Prawdopodobnie zostanie w nim do ukończenia pełnoletności. Ale nigdy nic nie wiadomo... Pełnoletność... Osiemnastka...
Zaklnął pod nosem. Wyciągnął szyję, by coś jeszcze zobaczyć, ale jedyne co widział, to trampek dziewczyny.
Błękitny, w ciemno fioletowe kwadraciki.
Muszę sobie to zapisać.
Wyciągnął szybko aparat z kieszeni i pstryknał dokładną fotkę jak najlepszy fotograf. Spojrzał na zdjęciei i z uwielbieniem przyglądał się trampkom. Schował aparat do kieszeni i włożył ręce razem z aparatem. Spuścił nisko głowe, by nikt zbyt długo się na niego nie patrzył. Ślimaczym krokiem ruszył do swojego mieszkania, przecznicę może dwie dalej, jeśli pójdzie na około.
Na skróty, czy na około? Oto jest pytanie...
[Mieszkanie Caleba] 26 sierpnia, południe
Otworzył drzwi nowym kluczem. Mieszkanie pachniało świeżością.
- Sprzątaczka się spisała... Wreszczie robi to za co jej płacę. - Uśmiechnął się w myślach. Przeszedł przez krótki przedpokój i usiadł na wielkiej kanapie. Nie wiedział po co dokładnie mu taka wielka kanapa, ale coś mu mówiło, że będzie mu potrzebna. Z resztą, miał co do niej wielkie plany. Dalekie, ale jednak zamierzał je spełnić, mimo iż są cholernie niedorzeczne.
Niecałe 15 minut później przeciągnął się z rozmarzonym wzrokiem i wstał. Zmierzwił sobie włosy i podszedł do szafy. Wielka szafa zajmująca całą ściane, stała lśniąca. Otworzył drzwi i spojrzał na jej zawartość. Zmróżył oczy. Powoli zaczął wyciągać wszystkie ubrania i rzucać je na podłogę, na środek pokoju.
- Po cholere komu tyle ubrań? - wymamrotał.
Ze złością, nie bardzo wiedząc dlaczego jest zły ciskał szmaty na podłogę. Kiedy już skończył z zafascynowaniem, które normalnemu człowiekowi mogłoby wydać się obłąkaniem, spojrzał na tylną ścianę szafy. Wyciągnął wszystkie 12 półek, które starannie poukładał pod ścianą. Stanął w dziurze zrobionej z braku półek, która była idealnie na jego wzrost i szerokość. Dokładnie 190cm. Uniósł brwi do góry. Przyjrzał się uważnie tylnej ścianie szafy, która miała na sobie tapete, na której były odciski dłoni. To prawie tak jakby, ktoś uczył kogoś malować w odcieniach szarości, przy użyciu rąk i farb. Uniósł dłoń dokładnie na wysokości oczu. Każda dłoń była inna, ale niktóre były do siebie odrobine podobnę, choć zawsze coś je różniło. Przyłożył swoją do jedynej dłoni, która była lekko pochylona w prawo i miała palce ułożone, w literkę V. Wyglądało to trochę jakby ktoś witał trzypalczastego kosmitę. Przycisnął dłoń mocniej. Jego ręka wraz z miejscem na którym ją trzymał zaświeciła blado zielonym światłem. W następnej minucie szafa zaczęła się obracać. Caleb znalazł się w tajnym pomieszczeniu, w którym przesiadywał całymi dniami i nocami jeśli tylko nie obserwował dziewczyny.
Obserwował... Pomyślał z odrobiną zadowolenia. Subtelne określenie...
Gdy szafa stanęła z lekkim szarpnięciem wszedł dumnie do pomieszczenia spoglądajac na lewą stronę. Podszedł szybkim krokiem do komputerów. Podłączył kamerę i wydrukował zdjęcie, które zrobił jeszcze wczoraj jak i kilka innych. Z dziwnym, nie do zinterpretowania wzrokiem skierował się w stronę ściany, na którą wcześniej patrzył. Spojrzał na nią z jakiegoś rodzaju zadumaniem. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Po dłuższej chwili przyczepił zdjęcia do olbrzymiej tablicy korkowej, która przedstawiała życie dziewczyny. Wyglądało to nie mniej jak w jakimś klubie detektywistycznym, poszukującym nieuchwytnego mordercy. Były tam zdjęcia jej rodziny, znajomych, byłych znajomych, miejsc do których chodziła, a przede wszystkim jej zdjęcia. Tablica z schludnie napisanym pajęczym pismem nosiła tytuł: Arizona Brennan.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez KhalepaTaKala dnia Pon 18:23, 04 Lut 2013 , w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Helen!
Nyree Keats
Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 1:05, 05 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
[Park] 26 sierpnia, przedpołudnie.
- Co rysujesz? Trupka? Ja zawsze robię to na cmentarzu. Bliskość śmierci jest inspirująca.
Keats dokańczał szkic jakby ignorując wypowiedź Rose. Z opóźnieniem oderwał wzrok od kartki i spojrzał na rozmówczynię. Uśmiechnął się delikatnie.
- Rosie, na cmentarzach można wyczuć tylko granicę między byciem żywym lub martwym. Bliskość śmierci można poczuć w szpitalach, Afryce oraz na moście Golden Gate na którym średnio co dwa tygodnie ktoś się zabija. Według statystyk co 30 sekund ktoś się zabija. Nie żebym miał jakąś manię na punkcie śmierci.
Dziewczyna napiła się wina i spojrzała na niego ciągle się uśmiechając.
"Upita się upija czy co? W sumie to widać, że podpita zlekka. A ja lecę na lekach i zaczynam się rozgadywać."
- Każdy jest świadomy śmierci. Niektórzy się nią fascynują, a inni panicznie boją. Jak mówiłam, dla mnie śmierć jest inspirująca.
Skinął głową oraz schował szkicownik.
- Zauważyłem. Malujesz na cmentarzach. Czasami tam przychodzę i widuję ciebie jak tworzysz. Wyglądasz wtedy jakbyś była w jakimś amoku. Tak jakbyś nie zauważała niczego oprócz tego co tworzysz. Widziałem kilka twoich prac i masz niezły talent. - powiedział szybko jakby na jednym wdechu i zaciął się na chwilę. - K**wa, Rose, nie chciałem by to tak zabrzmiało.
- Spoko. - odpowiedziała dalej sącząc winko. - Nic się nie stało.
- Po prostu zazwyczaj widzę szczegóły i inne takie. Ja dostałem świetną pamięć, a Saki resztę. - odpowiedział równie szybko nim zorientował się, że Rose mu już odpowiedziała. - O, Rose, Vivian już wróciła?
- Tak, wczoraj dopiero przyjechała z podróży po Europie.
Szatyn uśmiechnął się mimowolnie.
- To tłumaczy czemu masz kaca. - zaśmiał się. - Masz może fajkę?
Blondynka skinęła głową i po chwili podała mu paczkę zielonych L&M. Wyciągnął papierosa i zapalił go próbując się trochę uspokoić.
- Mmm, miętowe. Szalejesz. - powiedział wstając. - Przejdziemy się gdzieś? Nie lubię zbyt długo siedzieć w parku gdy jest tu tak wiele ludzi. Możliwe, że coś ciekawego dzieje się w mieście, a jak nie to możemy gdzieś wyskoczyć, bo mam ze sobą pieniądze. Chyba, że nie masz ochoty, Rosie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Wto 1:14, 05 Lut 2013 , w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sprężynka
Ivy Glimour
Dołączył: 22 Gru 2012
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: się biorą dzieci?
|
Wysłany: Czw 21:50, 21 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
[Samochód/Warownia] 26 sierpnia, przed południem
Saki, o dziwo, stała grzecznie przed domem. Ivy, wciąż przeżuwając korzenne ciasteczko, przyciskiem opuściła szybę samochodu.
- Wskakuj! - zawołała, próbując nie rozsiewać okruchów ciastka. Saki po kilkusekundowym zapłonie wsiadła na miejsce pasażera.
- Ciasteczko? - podsunęła jej torebkę.
- Nie, dziękuję - odparła Saki z niejakim rozmarzeniem. - Zobaczę konie!
- Tiaa. Mają na prawdę przyjemne oprogramowanie, łatwo sterowalne. Spodoba ci się.
Stały właśnie na światłach, a Ivy piła powoli mrożoną herbatę, kiedy mimowolnie przeniosła wzrok na uśmiechające się do niej zza szyby samochodu dziecko. Impuls.
Zacisnęła ręce na kierownicy i zamknęła mocno powieki. "Wzięłaś leki, Ivy. Nie skrzywdzisz go. Nie skrzywdzisz go NAPRAWDĘ. Skrzywdzisz go tylko w myślach".
Jęknęła cicho, pozwalając sobie na tradycyjną litanię.
"Najpierw precyzyjne cięcie od szyi, przez klatkę piersiową i brzuch. Złamać mostek, wygiąć żebra. Zmiażdżyć stopy. Krew, dużo krwi. Nóż, powoli zatapiający się w ciele... Zgrzyt ostrza na kościach. Piłuj. Strzel mu w głowę. Obserwuj jak mózg rozpryskuje się na tej przeklętej szybie.
Złamać, zmiażdżyć, wypalić. Ma cierpieć".
Impuls minął.
- Nie było tak źle - mruknęła do siebie, odwracając wzrok od Bogu ducha winnego dziecka. Saki przyglądała się jej uważnie. Ivy nerwowo dotknęła ręką twarzy, sprawdzając, czy na pewno nie zgubiła swoich okularów. Były na miejscu. Oddychając ciężko, sięgnęła po kolejne ciasteczko, zapijając je resztką herbaty.
Po dwudziestu minutach jazdy dojechały do Warowni. Saki wygramoliła się z samochodu i pierwsza podążyła ku ozdobnej bramie, jako, że Ivy musiała obowiązkowo dotknąć wszystkich klamek w samochodzie i wyciągnąć z bagażnika dużą torbę sportową.
[link widoczny dla zalogowanych] była całkiem sporym budynkiem, który dla zwiedzających udawał autentyczną, średniowieczną budowlę. Tak naprawdę nic podobnego nie mogło powstać w Stanach, ale doskonale imitowało nieduży, średniowieczny kasztel. Miał kamienne fundamenty i drewniane wykończenia. Od frontu otaczały go spore ogrody, z żywopłotowym labiryntem i ukrytą w środku altaną.
Wewnątrz wszystko, nawet toalety imitowały minione wieki. Odkąd ów budynek powstał cieszył się niesłabnącym zainteresowaniem. Dla większości był zwykłą restauracją, gdzie można było dobrze zjeść, oczywiście, wszystko w quasi-średniowiecznym klimacie. Warownia oferowała również inne atrakcje, między innymi kursy średniowiecznych tańców, dla gości urządzano także pokazy błaznów, ogniomistrzów, a także pokazywano, jak dawniej robiło się miód pitny, którego można było później skosztować. W podziemiach organizowano wystawy starej broni.
Za Warownią rozciągały się stajnie i kuźnia, gdzie większość gości restauracji odwiedzała po posiłku i przyglądała się pracy przebranych pracowników.
Za stajniami i torami do jazdy znajdował się duży plan ćwiczebny. Warownia oferowała bowiem kursy średniowiecznych walk. W prawdzie średniowieczne były one jedynie z nazwy, ale kilkunasty nastolatków, takich jak Ivy i kilkudziesięciu dorosłych już od kilku lat trenowało pod okiem wykwalifikowanych trenerów.
Ivy szybko dogoniła Saki, prowadząc ją do szatni za stajniami. Saki zmarszczyła brwi, widząc bardzo współczesne prysznice i szafki na kluczyk.
Gilmour szybko przebrała się w swój strój.
- Gotowa?
- Mhm - mruknęła Keats, odrywając wzrok od konsoli. - To... to...
- Miecz - powiedziała Ivy, uśmiechając się i regulując pasek Brisingra, który nieco ją uwierał. Na jej plecach krzyżowały się swoich pochwach dwa miecze - klasyczny Brisingr i japońska katana ochrzczona imieniem Izzie.
Za prywatny sukces Ivy uznała fakt, że Saki na chwilę odłożyła konsolę. We dwójkę podeszły do stajnianego boksu Ilei.
Kara klacz powitała Gilmour radosnym rżeniem. Dziewczyna z uśmiechem podała jej marchewkę.
- To jest Ilea - przedstawiła konia. Chwyciła Saki za nadgarstek i przyłożyła go do końskiego łba. - To jest Saki. Śmiało, pogłaskaj!
*10 minut później*
Kiedy Ivy przedstawiła nowego gościa instruktorom, ci bez problemu zgodzili się, by Gilmour zrezygnowała z normalnych zajęć na rzecz pokazania Saki co lepszych atrakcji.
Osiodłana Ilea stała posłusznie przy Ivy. Wybrała nieco odosobniony fragment placu ćwiczebnego na zaprezentowanie Saki konia. Drugim prywatnym sukcesem był fakt, że dziewczyna znowu odłożyła konsolę, patrząc z ciekawością na klacz.
- OK, więc tak... Koń to dosyć proste urządzenie, jeśli jesteś zaznajomiona z możliwościami jego software. Jeśli go aktywujesz i nie wiesz, jak się z nim obchodzić, to klapa. Koń kiedy go nie aktywujesz wciąż jest włączony, ale często niepodatny na twoje komendy.
- Jak go aktywować?
- Musisz wykonać sekwencję ruchów. Najpierw odczekaj tak z godzinę, a najlepiej ze dwie po... ładowaniu. Musisz stanąć z lewej strony i upewnić się, czy software mu nie wariuje, czy nie ma bugów. Jeśli stoi spokojny, możesz zaczynać. Lewą ręką napinasz te sznurki. Najpierw lewa stopa w to coś - klepnęła jedno ze strzemion. - Musisz się mocno odepchnąć od ziemi, inaczej procedura uruchamiająca zostanie wstrzymana. - Płynnym ruchem odbiła się od podłoża i zgrabnie usiadła w siodle, jednocześnie przerzucając drugą nogę przez zad. - Po drodze trzeba się chwycić tego tu - poklepała łęki.
- Teraz koń jest aktywowany i można zaczynać. Żeby koń działał dobrze, trzeba dobrze siedzieć, ale ten model - poklepała Ileę - całkiem nieźle działa i bez tego. Koń działa na komendy, które trafiają do niego za pośrednictwem tych... sznurków. Nazywają się wodze. No więc chwytasz wodze w ten sposób i możesz zaczynać wprowadzać komendy. Koń sam z siebie nic nie zrobi, chyba, że pojawi się bug i ruszy sam. Jak ściągasz wodze, zatrzymuje się. Żeby ruszył, to eee... musisz aktywować łydką. Przyjrzyj się.
Saki śledziła, jak Ivy prowadzi konia stępem dookoła niej.
- Ma jakiś wyższy level?
- Ma. Są... cztery tryby. Easy, normal, hard i master. Na tym pierwszym raczej nic strasznego się nie stanie - Ilea ruszyła kłusem, a Saki podążyła za nimi. - Na drugim... cóż, większe prawdopodobieństwo występowania bugów.
- Czym kończy się bug?
- Leżysz na ziemi. Na twój użytek prezentuję tryby hard i master. Stój tu i patrz.
Początkowo ruszyła kłusem, a kiedy oddaliła się od Saki na tyle, że miała pewność, że nic się jej nie stanie.
- Teraz hard! - przyspieszyła do galopu, ciesząc się jedną z tych rzadkich chwil, kiedy będzie mogła złamać przepisy i mieć solidną wymówkę. Regulamin stanowczo zabraniał zapuszczania się w galop i cwał bez nadzoru instruktorów. - I master! - wrzasnęła przez ramię, poganiając Ileę do cwału.
Po zrobieniu dwóch kółek wróciła do Saki i zsiadła z konia.
- Twoja kolej. Będę cię trzymać za uzdę.
- Za co?
______
Na koniu siedziałam może 5 razy w życiu, więc jak coś popieprzyłam to mnie poprawić ^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em
Saki Keats
Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 18:30, 23 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
[Warownia] 26 sierpnia, południe.
Saki przez chwilę przyglądała się towarzyszce z wytrzeszczonymi oczami.
- Nie ma jeszcze możliwości skorzystania z żadnego samouczka?
- Musisz go uruchomić, wskakuj - Ivy poklepała niesamowicie skomplikowane urządzenie zwane koniem zachęcająco.
- Ok - Saki przełknęła ślinę i zamknęła oczy.
- Ekhem.
- No tak, trzeba na to coś wsiąść... - westchnęła, próbując przypomnieć sobie aktywację konia zaprezentowaną przez Ivy. Zaczepiła lewą stopę o coś wiszącego przy koniu.
To chyba jakieś wbudowane ułatwienie...
- Tak, noga na strzemię, a teraz odbij się odepchnij się od ziemi.
- Tak jest - odparła zaspanym Saki i odbiła się od podłoża. Nie potrafiła oczywiście unieść nogi zbyt wysoko, więc wylądowała na brzuchu. Podciągnęła się i po paru chwilach kręcenia się na koniu siedziała z niedowierzającą miną wpatrując się w grzywę konia.
- Siedzę na tobie, ssaku nieparzystokopytny z rodziny koniowatych - powiedziała beznamiętnie i pokiwała głową z złośliwym uśmieszkiem. - Tak, siedzę na koniu.
- W miarę... dobrze ci poszło, teraz...
- Ej, Ivy, ale ja go chyba źle aktywowałam. Czy on się nie zepsuł? Nie powinnam go uruchomić ponownie?
- Nie, wprowadziłam wcześniej program antywirusowy, nic mu nie będzie - odparła Ivy z uśmiechem, przyglądając się poważnej minie Saki.
- To dobrze - odetchnęła z ulgą Saki i posłusznie posłuchała wszystkich poprawek Ivy odnośnie jej siedzenia. Uniosła głowę przed siebie i wyprostowała się. - Uruchamiaj - poleciła.
Chwilę potem roześmiała się gdy ściskająca uzdę Ivy poprowadziła konia.
- JADĘ!
- JEDZIESZ!
Saki zachichotała radośnie.
- Podoba ci się? - Ivy zerknęła na nią.
- Jestem szczęśliwa! - zawołała Saki, sama zdumiona własną wylewnością.
- Mówiłam, że to fajne - wyraźnie zadowolona Ivy nie zauważyła gdy Saki przestała się skupiać i równocześnie puściła i zaciśnięte dłonie i nogi.
- CTRL ALT DELETE! - wrzasnęła jeszcze Saki lecąc do tyłu. Wylądowała na plecach i uśmiechnęła się beztrosko na widok pochylającej się nad nią Ivy.
- Śmiesznie wyglądasz od dołu, Ivylenne.
Ivy pokręciła głową i westchnęła.
- Jedna sekunda nieuwagi...
- Zapomniałam się trzymać - powiedziała radośnie Saki. - Ojć.
- Nic ci nie jest?
- Przepraszam. To nie był bug, to moja wina.
- Nic się nie stało - odparła rozbawiona Ivy, pomagając jej wstać. Saki tyknęła ją palcem w ramię i uśmiechnęła się.
- Ssak nieparzystokopytny z rodziny koniowatych pokonał mnie, ale i tak jest suuuuuuuuuper.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sprężynka
Ivy Glimour
Dołączył: 22 Gru 2012
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: się biorą dzieci?
|
Wysłany: Pon 21:11, 25 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
[Warownia] 26 sierpnia, południe
Ivy uśmiechnęła się, pomagając Saki wstać. Odprowadziły Ileę z powrotem do boksu, po drodze zerkając go magazynku. Ivy pogwizdując przechadzała się po pomieszczeniu które żartobliwie nazywali zbrojownią, bo trzymano tam większość broni. Nieliczni posiadali własne miecze, jak Ivy.
- Ten powinien być dobry - mruknęła do siebie, na próbę machając nim kilka razy w powietrzu. Był dobrze wyważony i przy tym dość lekki. Ivy zacisnęła zęby, próbując powstrzymać uśmiech. kiedy miała 11 lat i przyszła tu po raz pierwszy dali jej bardzo podobny. - Trzymaj.
- To mój? - zdziwiła się Saki, ostrożnie biorąc do ręki miecz.
- Chwilowo - wyszły na zewnątrz. Ivy po drodze zgarnęła dwa łuki i dwa kołczany. Wróciły do tego miejsca gdzie poprzednio dziewczyna demonstrowała możliwości ssaka nieparzystokopytnego z rodziny koniowatych.
Gilmour zamierzała pokazać Saki jak się trzyma miecz, ale okazało się, że dziewczyna radzi sobie całkiem nieźle. "Te wszystkie gry..."
- Dobra. Zaatakuj mnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|