|
|
Autor |
Wiadomość |
Sprężynka
Ivy Glimour
Dołączył: 22 Gru 2012
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: się biorą dzieci?
|
Wysłany: Pią 17:29, 28 Gru 2012 Temat postu: Prolog |
|
|
Witaj w Carrionville. Ciesz się życiem póki możesz, nieświadoma istoto.
Prolog funkcjonuje na zasadach opisanych tutaj*.
[Dom Ivy] 25 sierpnia (sobota), ranek
- Normalnie nie wierzę - Sky odłożyła miskę do zlewu i usadowiła się na blacie, uśmiechając się szeroko. - Panie i panowie, Ivy Gilmour wstała przed 11!
- Po prostu muszę jechać do sklepu po rzeczy do szkoły - wyjaśniła, przewracając oczami i ignorując głośny śmiech bliźniaków. Nałożyła płatków do miski i zalała mlekiem, zaczynając jeść.
- Jeszcze nie kupiłaś rzeczy? - zapytał z politowaniem Kevin.
- Nie. Przecież mówię.
- Wspaniale! Kupisz nam też.
- I mi! - dodała pospiesznie Sky.
- I mi, do psedskola - wymamrotała Catherine. Ivy wzruszyła ramionami, uśmiechając się delikatnie.
- Gdzie rodzice? W pracy? - jej rodzeństwo przytaknęło.
"Rodzice. Wspaniałe słowo. Czuli, kochający, troskliwi. Pragnący zapewnić nam wszystko co najlepsze. Czyż to nie brzmi cudownie?", pomyślała z goryczą. "Och tak, drobny szczegół. Przez lata testowali swoje leki na własnych dzieciach, bez litości przysłuchując się błaganiom o litość".
Kiedy dziewczyna umyła się i ubrała, zaczęła się zbierać do wyjścia.
Kevin i Nolan, bliźniacy, jej przybrani bracia podali jej ich listę artykułów potrzebnych do college'u. Sky mruknęła:
- Jeśli chodzi o mnie, kupuj to co dla siebie, tylko razy dwa.
Ivy wybuchnęła psychopatycznym śmiechem, a Cat skrzywiła się, zasłaniając uszy rękami.
- Dawać forsę, frajerzy.
*pół godziny później*
Po przedarciu się przez korki w centrum, Ivy zaparkowała na wielkim parkingu przed galerią handlową.
"Ach, 1 września. Powrót do szkoły pełnej kretynów. Po prostu w-s-p-a-n-i-al-e..."
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Vringi
Ian Lewis
Dołączył: 22 Gru 2012
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 17:49, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
[Parking pod centrum] 25 sierpnia (sobota), ranek
- Ty świnio!
Ian dotknął opuszkami palców obolałego policzka i wbił zaskoczony wzrok w rok starszą dziewczynę stojącą przed nim. O ile dobrze pamiętał miała na imię Diana i umówił się z nią gdzieś tydzień temu.
Utworzył i zamknął usta, a następnie wyciągnął w jej stronę dłoń.
- Diana, co się... - chciał zapytać, ale odtrąciła go, spoglądając nań oskarżycielsko.
- Widziałam cię z inną! Myślisz, że kim ty jesteś?! CO?!
Lewis spuścił głowę, po czym podrapał się z tyłu głowy spoglądając w górę.
- Zwykłym uczniem szkoły średniej?
Dostał w twarz po raz drugi i wbił wzrok w oddalającą się szatynkę.
- Ale to wszystko problematyczne - westchnął ciężko i wyjął telefon, aby odczytać już po raz kolejny tą samą wiadomość.
Przyjadę dziś, dobra? Gabrielle
Jasne, że możesz
Wtedy też dostrzegł że ktoś mu się przygląda.
- Cześć Ivy. Niedługo znowu startuje "nasze kółko", co?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Pią 17:51, 28 Gru 2012 , w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Seveer
Peter Lithuanian
Dołączył: 22 Gru 2012
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lubelskie
|
Wysłany: Pią 18:39, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
[Dom] 25 sierpnia, ranek.
Peter zdjął piżamę i otworzył szafę. Założył na siebie którąś z kraciastych koszul i wciągnął parę wytartych dżinsów. Pochylił się nad klatką z papużkami, wrzucił im trochę karmy i wlał trochę wody.
- Dzień dobry Ping. Dzień dobry Pong.
Pogłaskał Rudolfa, który ociężałym krokiem wmaszerował do pokoju kołysząc się na boki. Zamerdał ogonem i skoczył na chłopaka, kładąc mu łapy na ramionach. Peter ugiął się pod ciężarem zwierzaka, ugiął drżące kolana, ale wytrzymał i nie przewrócił się na terrarium żółwia Tsu, który flegmatycznie przeżuwał liść sałaty, ze stoickim spokojem obserwując kanarka, skaczącego po klatce i ćwierkającego na psa.
Peter zdjął z siebie psa i wyprowadził go do kuchni. Matka załamała ręce, obserwując zwierzę, które rozpoczęło posiłek, zanurzając pysk w misce z wodą i chlupiąc językiem, rozsyłając wszędzie krople przezroczystej cieczy.
- Wybrałeś już przedmioty?
Peter przewrócił lekko oczami, zanurzając łyżkę w gęstej owsiance. Po chwili pokiwał głową i chrząknął twierdząco. Matka zadawała mu to samo pytanie od dwóch tygodni każdego ranka, mimo że zaniósł już odpowiednie papiery do szkoły.
- Niedługo zaczyna się rok szkolny. Pasowałoby wyprać twój tornister.
Chłopak kiwnął nieznacznie głową. O ile się nie mylił, podczas poprzedniego roku szkolnego jego plecak znajdował się w morzu parę razy. Próbował nim łapać ryby, ale zbytnio się nie udawało. Do dzisiaj można było znaleźć w nim kryształki soli.
Po paru chwilach talerz był pusty. Peter oddał naczynie, tradycyjnie podziękował i złapał za smycz Rudolfa, który stał pod drzwiami, skomląc i drapiąc wykładzinę.
- Wyprowadzę go na spacer. Im wcześniej, tym lepiej.
Chłopak, ziewając, przymocował smycz do obroży i wyszedł z domu. Rozejrzał się dookoła i skierował się na plażę. O tej porze ruch tam był jeszcze względnie niewielki.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sprężynka
Ivy Glimour
Dołączył: 22 Gru 2012
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: się biorą dzieci?
|
Wysłany: Pią 18:43, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
[Parking pod centrum] 25 sierpnia (piątek), ranek
- Cześć Ivy. Niedługo znowu startuje "nasze kółko", co? - zapytał Ill. Gilmour skinęła głową.
- Kolejny rok siedzenia w kącie i czekania aż odbębnimy to dwa razy w tygodniu - westchnęła ciężko, podchodząc z Ianem do wiaty i wyciągając wózek supermarketowy.
- Trzy razy w tygodniu - poprawił ją z kwaśnym uśmiechem. - W tym roku zwiększyli.
- Świetnie - jęknęła. - Żebyśmy jeszcze robili coś konstruktywnego. Nie sądzę, żeby tym razem dali nam do roboty coś lepszego. A babka, która ma nad nami patronat nas olewa.
"Yay, najdłuższa wypowiedź w życiu do prawie nieznajomej osoby. Level up, Ivy!"
- No właśnie - skinął głową Ian. - Co cię tu sprowadza?
- Zakupy do szkoły - jęknęła. "Muszę kupić tony gratów. Zeszyty, piórniki, długopisy, halucynogenne kleje i jeszcze zakupy do domu. No nic, potem skoczę na ciuchy!". - A ciebie? No i pogratuluj tej dziewczynie pięknego ciosu - zachichotała. - O ile jeszcze ją zobaczysz.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Poison
Rose Bailey
Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 90
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:17, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
[Dom Rose] 25 sierpnia, ranek
Rose z trudem zwlekła się z łóżka, mając dość wrzasków Grega, który namawiał ją do “zjedzenia śniadania w rodzinnym gronie”.
- ROOOOSE! - usłyszała.
Klnąc pod nosem, kiedy figurki, które rozłożyła na podłodze wieczorem, wbijały jej się w stopy, przeszła przez pokój i szybkim krokiem skierowała się do kuchni.
- Co, jakieś święto? Indyk? Gwiazdka? Czwarty lipca? - mruknęła, siadając na krześle obok matki - Nigdy nie czekacie na mnie ze śniadaniem.
- Bo wstajesz, kiedy wszyscy są już w pracy - odpowiedziała Kaarina - Choć raz mogłabyś wstać wcześniej, skoro brat cię prosi. Zresztą niedługo szkoła i normalne wstawanie, musisz się przyzwyczaić...
Greg wstał.
- Rose się pofatygowała, więc chyba mogę zacząć... hm, powinienem to chyba zrobić przy kolacji, ale przepraszam, nie mogłem się powstrzymać...
“Co on kombinuje?”
Wszyscy patrzeli na chłopaka ciekawie. Ignorując go, Rose posmarowała kromkę masłem, nałożyła na nią ser i dwa plasterki pomidora.
Greg ukląkł na jedno kolano obok Lori, wyciągając z kieszeni małe pudełeczko.
“NIE!”
- Lori... czy zostaniesz moją żoną?
“NIE! NIE! NIE! ANI SIĘ WAŻ!”
Lori uśmiechnęła się promiennie.
“Dostań wylewu, zawału, paraliżu, czegokolwiek. Nie, zołzo, nie zrobisz tego!”
- Oczywiście!
Rose poderwała się z krzesła.
- Nie zgadzam się na to, słyszysz?! Nie zgadzam się. Ten ślub się NIE ODBĘDZIE! - wrzasnęła z kanapką w ręce. Zbulwersowana ruszyła w stronę swojego pokoju. Kiedy stanęła w progu, stwierdziła, że nie opuści śniadania, wróciła więc i w dalszym ciągu ignorując przytulających się zakochanych, zabrała ze stołu półmisek z sałatką.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em
Saki Keats
Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:24, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
[Dom Keatsów] 25 sierpnia (sobota), wczesny ranek
Obudziła się stanowczo zbyt wcześnie, wyjątkowo nie przez Nyree'a. Brat nie dość że budził ją codziennie do szkoły, to nawet i w wakacje pospać nie dawał i bezczelnie wyciągał ją spod łóżka około godziny szesnastej.
Saki Sora Keats była no-life'em, NEET-em, a na dodatek powoli stawała się hihikomori. Poderwała się, uderzając głową w biurko. Czasem zapominała, że spała pod komputerem.
Wyplątała się z kabli, odrzuciła koc, którym Nyree zawsze przykrywał ją wieczorem i stanęła wśród bajzlu taką jaką ją Bóg uczynił. Na monitorze dostrzegła wyprasowane i czyste ubrania.
- Oh, Nyree - ucieszyła się, sięgając po spodenki. Po chwili uderzyła się dłonią - Nie, nie, najpierw bielizna.
Po paru minutach odniosła zwycięstwo - ubrała się bez pomocy Nyree'a!* Założyła dwie różne pary japonek i otworzyła drzwi schowka.
- Rodziców nie ma, Yoshida sprząta na dole, Nyree śpi - zarejestrowała na głos, przyglądając się kamerom. Oh, gdyby ktoś wiedział...
Ale nie wiedzą. Gdyby wiedzieli że kamery zainstalowałam nawet w łazienkach...
Westchnęła, zamykając za sobą drzwi schowka i wyszła z pokoju. Poczłapała na dół, przywitała się z Yoshidą i usiadła w ich kuchni. ICH kuchni, własnej. Saki uwielbiała mieszkanie samej, tylko z Nyree'em i Yoshidą. I nawet jeśli wiedziała, że rodzice od czasu do czasu bywają za ścianą - nie mieli tu prawa wstępu. Otworzyła lodówkę, wsadzając głowę do środka. Po minucie ktoś szarpnął nią do tyłu.
- Nie przesadzaj, nie jest wcale tak gorąco.
- Umieram - jęknęła Saki, zamykając lodówkę.
- Ooo, co tak ładnie... - Nyree rozejrzał się w poszukiwaniu źródła zapachu. - Wykąpałaś się czy co?
- To zapach śmierci - oznajmiła ponuro Saki.
- Nie, to omlety - wtrąciła się Yoshida. - Są na stole w salonie.
- Po co nam jedzenie rano? - Saki szturchnęła Nyree'a, a ten uderzył ją w głowę pomarańczą którą wytrzasnął znikąd.
- Tylko ty nigdy nie potrafisz zrozumieć czym jest śniadanie.
Saki prychnęła, odsuwając jedzenie. Wróćiła na dół z laptopem o wdzięcznym imieniu Nathalie (pozdro dla Sprężynki :>) i postawiła go naprzeciwko talerza brata. Przebrnęła przez trzy hasła i pierwszą rzeczą jaka pojawiła się na pulpicie była aplikacja, dzięki której śledziła Nyree'a. Czerwona kropka zaświeciła dokładnie nad napisem TU JESTEŚ na planie ich domu. Wyjrzała znad laptopa, sprawdzając czy Nyree na pewno siedzi naprzeciwko niej. Ufała tylko Nathalie.
- Jakie masz plany na dzisiaj, Saki? - Nyree stuknął w laptopa, gdy nie odezwała się. - To chyba pytanie retoryczne...
- Chcę zainstalować nowy program do włamywania się innym na kompy, bo stary wygasł... - zaczęła beznamiętnie. - Potem pogram sobie w Kill Ballad... I inne gry... I jeszcze w inne... Potem zhakuję...
- Dobra, stop. Idziemy na plażę.
- Plażę - powtórzyła ospale Saki, zamykając laptopa.
- Mieszkamy zaledwie parę willi dalej a tak rzadko chodzimy razem na plażę.
- Chcesz mnie zabić.
- Nie wygłu...
- Zabić. Poćwiartować. Zająć mój schowek. Zasypać piaskiem Nathalie. Utopić konsolę.
Nyree przełknął ostatni kęs omletu i wstał gwałtownie. Zrzucił ją z krzesła i pomógł wstać.
- Bierz konsolę i idziemy.
- Ona nie jadła śniadania! - oznajmiła oskarżycielsko Yoshida, krzątając się naokoło. - Kup jej pączka po drodze.
*dziesięć minut później*
- Słońce cię nie zabije, Saki - mruknął Nyree, ciągnąc za rękę ukrywającą się pod plażowym parasolem Saki, który trzymała pod pachą.
- Ale ledwo widzę ekran - mruknęła, jedną ręką ledwo grając na konsoli w Kill Ballad.
- O, spójrz, jak mało ludzi. Możemy urządzić wyścigi - Nyree rozłożył ręcznik i wyjął koszyczek pomarańczy.
- Wygram.
- Zapasy.
- Przegram - ucięła Saki i walnęła się na kocyk.
- Patrz, czy to nie twój kolega z gazetki szkolnej?
- Nie.
- Nawet nie spojrzałaś.
Saki odłożyła konsolę i westchnęła, wyciągając telefon. Weszła w pierwszą notatkę. "masz na imie Saki Keats a twój brat to Nyree masz dwa koty karm je haslo to stolica burundi znasz ivy lincolna petera..." - schowała telefon do kieszeni i wstała, zaczynając podskakiwać.
- Hej, Peter!
- Tak ma na imię?
- Chyba...
*pozwalam wam czuć litość do mojej nierozgarniętej postaci.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
xoxo, A.
Vivan van der Hoog
Dołączył: 23 Gru 2012
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:24, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
[Dom van der Hoogów] 25 sierpnia, ranek
Wysoka, długonoga dziewczyna stała przed swoją rodzinna willą. Tak, Vivan wróciła z wakacji. Jej skóra była opalona. Nerwowo otwierała drzwi.
”Wróć do domu tydzień przed rozpoczęciem roku.”
Przez jej głowę przewijał się głos matki. Ostatni telefon zbił ja zupełnie z tropu.
Przecież na koniec wakacji imprezy są jeszcze lepsze. Wróciłabym na rozpoczęcie roku.
Niestety matka nie dała się przekonać. Dziewczyna teraz stała w holu. Zupełnie nie miała ochoty na rozpakowywanie wszystkiego, na pewno nie samotnie. Przeszła do kuchni zostawiając walizkę przy drzwiach. Wyjęła szklankę i nalała sobie wody, po czym dorzucając lodu. Zgarnęła korespondencję.
Nic ciekawego. Nic ciekawego. Nic ciekawego.
W połowie „przeglądu” odłożyła koperty i podeszła do lodówki. Do niej przyczepiona była kartka:
Udanego końca wakacji… i rozpoczęcia roku!
Mama i Tata.
No tak, Peru czy gdzie jeszcze ich nogi poniosą.
Ta myśl na tyle ją rozbawiła, że parsknęła śmiechem. Po kimś to miała prawda? Kolejny autostopowy rok we Francji i autostop za granicę? Vivan wyjęła telefon i szybko wystukała wiadomość do mamy.
Jestem już w domu. Wszystko dobrze. Udanej zabawy.
V.
Powolnym krokiem udała się do łazienki, gdzie wzięła prysznic i przebrała się w luźną, wycięta pod pachami bluzkę, która prześwitywała w tzw. mgiełkę. Dżinsowe szorty, a szafy wyciągnęła czerwone, zabudowane szpilki. Jej włosy były lekko pofalowane. Poprawiła czarny stanik i z małej czerwonej torebki (w którą się miedzy czasie przepakowała) wyciągnęła telefon. Otworzyła rozmowę z Rose, gdzie co jakiś czas wysyłała jej zdjęcie relacjonując gdzie jest. Napisała do niej wiadomość i zeszła na dół. Z walizki wyjęła średniej wielkości pakunek. Zamknęła drzwi i wepchnęła do torebki klucze.
Stanęła przy jezdni i po chwili udało jej się złapać taksówkę.
Aż tak tutaj nie jest źle, przynajmniej taksówki kursują.
Poczuła jak wiatr wpada jej pod bluzkę lekko ją łaskocząc. Uśmiechnęła się do kierowcy i podała mu adres.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Poison
Rose Bailey
Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 90
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:48, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
[Dom Rose] 25 sierpnia, ranek
Rose, rozłożywszy się na łóżku, zdążyła podnieść widelec dwa razy do ust, kiedy jej telefon zawibrował. Czekała na nią wiadomość od panny van der Hoog.
"Viv wróciła!"
Nie widziały się przez prawie całe wakacje. Rose wiedziała, że Vivan wróci na dniach, ale całkiem zapomniała spytać o konkretną datę.
Odłożyła miskę obok dużej, porcelanowej maski i pospiesznie zaczęła wyjmować z koszy coś, co nadawałoby się do ubrania. W pośpiechu założyła prostą, białą, luźną bluzkę i miętowe szorty nabijane ćwiekami. Zgarnęła w pośpiechu naszyjnik z sową, a do plecaczka vintage wrzuciła telefon, portfel i kilka innych dupereli. Nie mogła się doczekać spotkania z Viv.
Pospieszyła do łazienki, a kiedy z niej wyszła, zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyła drzwi, odchodząc kilka kroków, by ubrać sandały.
- Rosie! Porywam cię na zakupy! - stwierdziła Vivan, uśmiechając się szeroko.
- Nie martw się, odczytałam SMSa - odwzajemniła uśmiech - Musimy wstąpić do Dunkin' Donuts, potrzebuję kawy. I dobrego pączka.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Seveer
Peter Lithuanian
Dołączył: 22 Gru 2012
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lubelskie
|
Wysłany: Pią 20:03, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
[Plaża] 25 sierpnia, późniejszy ranek.
Pies ciągnął Petera do przodu, woda chlupała mu pod stopami, piasek ocierał adidasy, brudząc skarpety, a Rudolf, nie patrząc na nic, pruł do przodu, szczekając wesoło i machając ogonem.
- Hej, Peter!
Cudownie.
Pociągnął za smycz, chcąc zahamować psa. Jego stopy wbiły się w piasek po kostki, a Rudolf zaszczekał, chlapiąc się w morskiej wodzie.
Chłopak odwrócił się, zarzucając smycz na ramię i ciągnąc psa w kierunku, z którego dobiegał ledwo znajomy głos.
Podniósł głowę.
Saki. Jeszcze wspanialej. Eh.
Dociągnął psa do dziewczyny i jego brata, który mierzył go lekko pogardliwym wzrokiem.
- Eee... hej. Coś się stało?
- Przypomnij mi skąd cię znam! - wykrzyknęła Saki, celując w niego palcem.
Peter przewrócił oczami.
- Gazetka. Ale dobra, nieważne. Zwykle piszę najgorsze teksty, nic wartego zapamiętania.
- Niemożliwe, nie mogą być najgorsze. Autorów najgorszych artykułów sobie nie zapisałam w notatkach...
Lithuanian westchnął.
- Mogę już iść czy jeszcze coś?
- Nie chcesz się ze mną pointegrować to nie. Do zobaczenia w szkole!
Peter prychnął, odwracając się.
- Wątpię, czy w ogóle wiesz co znaczy słowo "integracja". Może zapomniałaś.
- Odpowiem ci jeśli pokonasz mnie w Kill Ballad!
Peter ponownie prychnął, odwracając się do dziewczyny. Wyjął z kieszeni wytrychy, gameboy'a i laserowy wskaźnik. Przejechał zielonym światłem po oczach dziewczyny, która zaczęła mrugać jak oszalała.
- Zagram z tobą w tą łatwiutką grę, jeśli przede mną zdobędziesz osiem odznak Ligi Indygo albo otworzysz jakikolwiek zamek tymi kawałkami metalu. Też coś umiem, mimo że jestem niewarty zapamiętania.
- I tak wygram. Możemy pościgać się do wody.
Chłopak nagle zmarkotniał.
- Nie. Przecież i tak przegram. Zresztą, rozwiązania fizyczne - to nie dla mnie.
Chrząknął, i po chwili powiedział lekko urażonym tonem:
- Coś jeszcze, pani redaktor? Czy mogę już iść a pani spokojnie o mnie zapomni?
- Pa.
Lithuanian wzruszył ramionami i odwrócił się.
- Miłego zapominania. Phi.
Rudolf pociągnął go znowu w wodę. Peter prychnął i pociągnął go w stronę domu.
Wspaniale. Zepsuty humor na kolejny dzień.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
xoxo, A.
Vivan van der Hoog
Dołączył: 23 Gru 2012
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 20:08, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
[Dom Rose] 25 sierpnia, ranek
- Ruszaj się, bo mamy taksówkę.- poganiała Rose, która jeszcze kręciła się po pokoju. W przedpokoju pojawił się jej starszy brat, opar się o futrynę i szeroko uśmiechnął.
- Cześć Vivan – rzucił.
- Cześć Greg - podniosła lekko dłoń. - Jak lato?- zapytała, ale znikąd pojawiła się Lori z wściekła miną, którą chciała zamaskować. Zignorowała Vivan, a przynajmniej to zagrała…Co prawda nie wyszło jej to za bardzo zgrabnie.
- Całkiem dobrze… - wpatrywał się w nią, miał kontynuować, ale jego dziewczyna go pocałowała.
Vivan zrozumiała ten prymitywny gest. Lwica, która walczy o swojej terytorium.
- Rose, do cholery jasnej! Tam też jest jedzenie!- krzyknęła, a przedpokoju pojawiła się przyjaciółka.
- Idziemy?
- No w końcu! Do zobaczenia Greg. DO WIDZENIA! – wrzasnęła do siedzących przy stole rodziców. - Boże, jak ja się stęskniłam. W końcu pogadamy.
Siedziały w taksówce i ruszyły w stronę centrum.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Poison
Rose Bailey
Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 90
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 20:30, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
[Dom Rose] 25 sierpnia, ranek
Kierowca ruszył.
- Musisz mi wszystko opowiedzieć, zdjęciami się nie zadowolę, o nie. O, i przepraszam za Grega... Jest naprawdę okropny, w jednej chwili prosić Lori o rękę, w drugiej ślinić się do ciebie...
- Stop. Wróć - Vivan zmarszczyła brwi - Co mówiłaś o Gregu?
- Zaręczył się z Lori. Kilkanaście minut temu. Ogarniasz? Bo ja nie bardzo.
Vivan zaśmiała się głośno.
- Ciekawe, czy zaproszą mnie na ślub. W pewnym sensie jest nawet słodki... I te zawistne spojrzenie Lori... Lubię adoratorów.
- A jakżeby inaczej - stwierdziła Rose - Tak czy siak pomożesz mi sabotować ich wesele, prawda?
Uśmiechnęła się słodko, wyobrażając sobie Lori, budzącą się w przeddzień ślubu z ogolonymi brwiami.
- Jasne. Jak tam wakacje?
- No... nieźle, ale w sumie nie robiłam nic ciekawego oprócz dręczenia młodej pary i malowania... A Paryż?
- Żałuj, że nie widziałaś Luwru!
Rozmawiały jeszcze chwilę o wakacjach, dopóki taksówka nie wyhamowała przed centrum handlowym. Vivan wręczyła kierowcy odliczoną kwotę. Wysiadły z samochodu, kierując się do wejścia, a później w stronę kawiarni.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Ian Lewis
Dołączył: 22 Gru 2012
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 20:44, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
[Parking pod centrum] 25 sierpnia (piątek), ranek
Ian spojrzał na dziewczynę zaskoczony, po czym westchnął ciężko, opuszczając przy tym ręce.
- Raczej nie ma żadnych szans. Trudno, tego kwiatu jest pół światu - odparł półgłosem.
- Co mówiłeś? - zapytała Ivy. Chłopak uśmiechnął się półgębkiem i złapał ją za dłonie, zabierając jej z rąk wózek.
- Pomogę ci w zakupach. I tak nie mam nic do roboty - widząc jej podejrzliwą minę westchnął po raz kolejny i wyjął z kieszeni telefon. - Bez obawy, wole starsze.
Dziewczyna wbiła w niego pusty wzrok.
- Starsze co? - zapytała, widocznie nie rozumiejąc. Ian zdjął z półki zeszyt i go pokazał Gilmour. Ta wyłącznie kiwnęła głową, więc wrzucił go do wózka.
- Starsze dziewczyny. Co tam masz? - zapytał spoglądając jej przez ramię na kalendarzyk. Spochmurniał spoglądając na wydrukowany grubą czcionką napis "26 sierpnia".
To już jutro.
Odsunął się od niej i wbił wzrok w dal. Ivy najwidoczniej zauważyła jego reakcje, bo do jego uszu dotarł dźwięk zamykania notesu.
- Ej, jak to jest mieć normalną rodzinę? - zapytał dziewczyny, wyjątkowo beznamiętnym głosem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ewangelina
Charlotte Stewart
Dołączył: 28 Gru 2012
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 21:21, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
[Szpital, młodzieżowy oddział psychiatryczny] 25 sierpnia, ranek
- O czym teraz myślisz? - Thomas Cooper skręcał włosy opuszkami palców na jego krótkiej brodzie. Po jakimś czasie jego ręka zaczęła jedynie głaskać owe pasmo brązowej szczeciny, wyróżniającej się przy łysej głowie. Miał na sobie biały fartuch, a pod pachą wypchaną, papierową teczkę.
Charlotte spojrzała na swojego lekarza z podejrzeniem i nieufnością.
Co o ode mnie chce? Znowu ONI kazali mu, by wydobył ze mnie cenne informacje? By pewnego razu przeciąć moje ciało ostrym nożem, zatopić jego ostrze w mym mózgu niczym w roztopione masło, kiedy tylko prześlizgnie się przez skorupę głowy, a mózg roztopi, roztopi, roztopi się. Ta biel jest zbyt biała. Biel człowiecza nie może istnieć, człowiecza jest jedynie czerń..
- Myślę? -; Charlotcie uciekło gdzieś znaczenie tego słowa. Niestety, przez natłok myśli, i szereg obrazów (za chwilę wszystko przeanalizuję) było to trudne. - po co panu to, co myślę...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewangelina dnia Pią 21:24, 28 Gru 2012 , w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Helen!
Nyree Keats
Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 21:51, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
[Plaża] 25 sierpnia, ranek.
Szatyn spojrzał na Petera i Saki. Jego oczy zabłysnęły znajdując idealną okazję do wyrwania się ze świata. Uśmiechnął się delikatnie sięgając ręką do koszyczka z pomarańczami a dokładniej do jego dna. Ukradkiem wyciągnął z niego czekoladowo-miętowego batona i dwie książki Szekspira. Dziwem byłoby gdyby Nyree szykując cokolwiek nie znalazł miejsca na pomarańcze, słodycze i oczywiście książki. Tak więc Nyree cieszył się ze zdobycia książek podczas gdy Saki i Peter jakiś tam gadali wesoło, a pies chłopaka podrygiwał równie wesoło jak wesoło zaczynała się toczyć rozmowa właściciela z siostrą niebieskookiego.
- Eee, hej. - usłyszał Keme, a chwilę potem nie zamierzał nikogo ani niczego słuchać.
"Nareszcie niezauważony!"
Keats otworzył Otello i Hamleta oraz wcisnął sobie do ust batonika pomału go pożerając. Trzymał książki w obu rękach i otworzył je na przypadkowych stronach czytając po kawałku każdej lektury. Po przeczytaniu pierwszych słów świat zaczął zwalniać dla Nyree'a przy okazji stając się szarym i cichym mimo rozmowy toczącej się kilka kroków od niego.
To pewnie wina księżyca; zanadto
Przybliżył się do ziemi, a to wpędza
Ludzi w szaleństwo.
Po przeczytaniu zdania zamyślił się i spojrzał na księżyc, który pomału zanikał z powodu budzącego się słońca.
"Rzeczywiście jest w pełni i dosyć blisko. Księżyc jest super niczym truchło Ofelii płynące w rzece."
Kilka razy pokiwał głową przytakując własnym myślom i spojrzał na Hamleta.
Świat wyszedł z orbit - i mnież to los srogi każe prostować jego błędne drogi?
Will wyszczerzył się widząc swój ulubiony cytat. Wyraźnie było widać, że uwielbia Hamleta - starczyło spojrzeć w jego oczy by zobaczyć ten błysk miłości i szaleństwa. Przewrócił kolejne strony.
Wiemy, czym jesteśmy, ale nie wiemy, co się z nami stanie.
Chłopak spojrzał ukradkiem na parę. Wydawało mu się, że z zapałem rozmawiają o jakiś grach lub zakładach. Wrócił do lektury.
"Ofelio, byłaś cudowną postacią! O wiele lepszą od głupich ludzi, którzy wyzbyli się szaleństwa!"
Zakończył przemyślenia zauważając, że rozmowa pary najwidoczniej się nie klei. Zamknął książki i ponownie schował je do koszyka pomarańczy powracając do realnego świata. Uśmiechnął się gorzko.
- Świat wyszedł z orbit... - szepnął głosem całkiem wypranym z emocji.
- Pa.
Przechylił głowę spoglądając na siostrę i chłopaka, którego imię już wyleciało mu z głowy. Tak więc kolega Saki odwrócił się burcząc coś o zapominaniu i phiikaniu. Szatyn odłamał batona i spojrzał na zbliżającą się Sorę.
- Myślałem, że dłużej wam to zajmie. Ehh. Jak to napisał Szekspir - Świat jest teatrem, aktorami ludzie, którzy kolejno wchodzą i znikają. Peter najwidoczniej wyszedł ze sceny. - powiedział gdy jego siostra usiadła na kocyku. Z uśmiechem wcisnął jej do ust kawałek batonika. - A teraz amciaj.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Merridew
Xiaoyan Choi
Dołączył: 24 Gru 2012
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 0:56, 29 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Xiaoyan zeskoczyła zgrabnie z roweru i poprowadziła go aż do zakrętu. Lewą dłonią wcisnęła głębiej na głowę słomkowy kapelusz, który zsunął jej się z włosów podczas szybkiej jazdy.
Stopa dziewczyny zawisła o cal nad pierwszym stopniem schodów do domu, kiedy jej uwagę przykuł duży, ciemnoszary hydrant wyznaczający granicę pomiędzy chodnikiem a trawnikiem Lithuanianów.
Jak mogłam go wcześniej nie widzieć?
Przeszła na drugą stronę ulicy razem ze swoim środkiem transportu, wciąż kontemplując piękno hydrantu.
Jakiego on jest koloru?
Kucnęła przy nim i zagryzła wargę. Zupełnie nagle poczuła się tak, jakby to była niezwykle ważna kwestia.
Jakiego koloru są hydranty?
Usłyszała szuranie i zobaczyła czyjeś stawiające posępne kroki nogi nie dalej niż metr koło siebie.
Podniosła wzrok na swojego ciemnowłosego sąsiada, którego widywała codziennie na przystanku. Nigdy z nim nie rozmawiała.
-Czy mógłbyś mi pożyczyć zapięcie do roweru? Chciałabym go tu zaparkować- wskazała obiekt zachwytu.
-Tak, jasne- mruknął, nawet na nią nie patrząc. -Poszukam w garażu.
Zatrzymał się gwałtownie dopiero przy drzwiach i obrócił na pięcie, jak gdyby tyle czasu zajęło mu ocknięcie się z zamyślenia.
Zmierzył ją podejrzliwym spojrzeniem.
Kim jesteś i dlaczego chcesz zostawić rower w moim ogródku?
Bez trudu odczytała te pytania z wyrazu jego twarzy. Nie chciała, by je wypowiadał, więc szybko zadała własne.
-I czy mógłbyś mi jeszcze powiedzieć, jakiego koloru jest ten hydrant?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Merridew dnia Sob 0:58, 29 Gru 2012 , w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|