|
|
Autor |
Wiadomość |
Sprężynka
Ivy Glimour
Dołączył: 22 Gru 2012
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: się biorą dzieci?
|
Wysłany: Czw 18:31, 14 Mar 2013 Temat postu: Rozdział I |
|
|
[Dom Ivy] 3 września 2012 (poniedziałek), wczesny ranek
Koniec sierpnia minął niemal niezauważenie, szereg podobnie gorących dni stopił się w całość i ani się obejrzeli, rozpoczął się wrzesień. Uczniowie błogosławili dodatkowy weekend, bo, jako że 1 września wypadł w sobotę, rozpoczęcie roku miało miejsce dopiero w poniedziałek.
Ivy obudziła się jak zwykle w trakcie roku szkolnego, o w pół do siódmej. Narzuciła na ramiona szlafrok i leniwie poczłapała do kuchni, przecierając zaspane oczy. "Nienawidzę szkoły".
- Cześć - mruknęła, mierzwiąc Catherine włosy. - Tata pojechał?
- Dyżur - skinęła Mistle głową, przeglądając faktury sklepowe, rozrzucone po stole, między tostami, dżemem, nutellą i dzbankiem z herbatą i kawą. Sky nostalgicznie wgapiona w ścianie przeżuwała tosta z nutellą. Ivy z ciężkim westchnieniem zabrała się za śniadanie.
- Jak tam rozkład?
- Przepada nam pierwsza lekcja, jak zawsze, bo jest przemówienie w auli, potem do sal, rozdawanie planów lekcji, które i tak wszyscy ściągnęli z internetu, jakieś papiery o lunchu, rozkład kółek i inne pierdoły - powiedziała Ivy, wstając od stołu, po czym rzuciła do Sky: - Co ci przepada?
- Chyba fizyka.
- Szczęściara. Mi biologia.
"Wbrew pozorom, babka jest całkiem spoko. Ma niezdrowe odjazdy na punkcie drzewek pomarańczowych".
*później - przed ósmą*
- Jedno, co naprawdę lubię - mówiła Ivy, idąc wraz z Sky podjazdem przed domem - to to, że nie musimy się ubierać odświętnie, czy jakoś tak dziwnie, w każdym razie.
Sky uśmiechnęła się, poprawiając plecak. Na razie były w nim tylko zeszyty i piórnik, książki mieli otrzymać z biblioteki podczas lekcji organizacyjnej. "I tak zawsze zostają w szafce. Może w tym roku uda mi się nie zapłacić kary za zniszczenie..."
Wsiadła do ze Sky do samochodu i ruszyła w kierunku szkoły. Kiedy dojechały na miejsce, była 7:55 i miały spory problem ze znalezieniem miejsca na parkingu. Gdy w końcu im się to udało, biegiem ruszyły do auli, gdzie wpadły zdyszane pięć po ósmej.
"Jak co roku - spóźnione". Ivy skrzywiła się, kiedy Sky trzasnęła drzwiami trochę za mocno i jakieś 700 osób odwróciło się w ich kierunku z wyrzutem pomieszanym z parsknięciami śmiechem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Vringi
Ian Lewis
Dołączył: 22 Gru 2012
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 22:53, 15 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
[Dom Illa] 3 września 2012 (poniedziałek), świt
Ian Lucas Lewis siedział na stołku kończąc obraz rozpoczęty końcem sierpnia.
Przedstawiał on 10-letnią dziewczynkę puszczającą bańki. Niby nic nadzwyczajnego, jednak Ill jak zwykle przesadzał w intensywnością barw. Nie, żeby nie mógł przedstawić tego w normalny sposób, ale właśnie tak malował.
Cóż na to poradzić.
Mam wrażenie, że przesadziłem z tym kolorem oczy. Ten niebieski podchodzi pod błękit.
Poza tym ogólnie dziwnie mi to wyszło.
Wstał, robiąc trzy kroki do tyłu i opuścił ręce spoglądając krytycznie na swoje dzieło. Nawet nie zauważył, że rozmoczona farba kapie mu z palety na spodnie, powoli ściekając na podłogę. Stał boso na panelach, drapiąc się co chwila palcami prawej nogi po lewej kostce. Oparł kciuk na podbródku, brudnym palcem wskazującym mażąc policzek na fioletowo.
To także umknęło jego uwadze. W końcu teraz znajdował się w zupełnie innym świecie.
Od dwóch godzin stał na nogach pracując nad obrazem, co jakiś czas pijąc lodowatą kawę. Teraz też kucnął na ziemi wyjmując spod nóg w połowie pełny kubek i upił łyk, cały czas wbijając wzrok w płótno.
- Zdecydowanie muszę coś jeszcze poprawić.
[Szkoła] 3 września 2012 (poniedziałek), po ósmej
Ian wręcz wpadł do auli. Jego zegarek w telefonie pokazywał 8:30. Ubrany w szarą bluzkę, pod którą niczego nie miał, cienkie materiałowe spodnie i trampki wzbudzając zaciekawienie najbliższych uczniów.
Zapewne był ostatnim który się spóźnił. Reszta nieobecnych raczej nie zamierzała wbijać jak on na w połowie apelu. Pewnie po prostu go olali.
Podrapał się po policzku zdrapując z niego trochę farby, spojrzał na bluzkę pełną plam i westchnął żałośnie, siadając w pierwszym lepszym miejscu.
Jak się okazało tuż obok Saki Keats, która zażarcie rozwalała jakiegoś potwora, robota czy sam Bóg wie co na swojej nierozłącznej konsoli.
Kiedyś jej ona przyrośnie do dłoni. Naprawdę.
Wsadził rękę pod koszulkę drapiąc się po piersi. Nawet nie zdążył porządnie się umyć. Dopiero teraz zauważył, że ubrał tylko jedną skarpetkę.
- Cóż, nic nie mogę na to poradzić - odparł, po chwili uświadamiając sobie, że wypowiedział to na głos.
- Gadasz sam do siebie Ill? - usłyszał znajomy głos i dostrzegł siedzącą koło Keats Ivy. Rozejrzał się szukając jej siostry, którą odnalazł pośród znajomych.
Trudno było przegapić jej hipisowski styl. Po chwili skupił wzrok na bliżej siedzącej Gilmour.
- Też się spóźniłeś? - zapytała Ivy, swoim głosem przykuwając uwagę Saki. Blondyneczka spojrzała to na przyjaciółkę to na Illa, który uśmiechnął się do niej.
Nie wiem dlaczego, ale zawsze jak na nią patrzę widzę chihuahua. No naprawdę...
- Znowu się spóźniłaś? - zapytał rozciągając się. Wtedy dostrzegł podłużny zaciek na nogawce. Kilka osób uśmiechnęło się półgębkiem widząc jak spogląda na poplamione dłonie.
- Tak. Za to ty mnie zaskoczyłeś. Ty nigdy się nie spóźniasz.
Posłał jej wymowne spojrzenie.
- Wiesz, zbytnio nie mam po co siedzieć w wiecznie pustym domu.
Po chwili uświadomił sobie co powiedział. Widząc minę Ivy westchnął ciężko. - Ma to też swoje plusy. Mogę spokojnie przejść się z łazienki do salonu po ręcznik, prawda?
Dziewczyna widocznie dostrzegła, że nie chciał jej dopiec poprzednimi słowami bo uśmiechnęła się lekko.
- Mam nadzieje, że sobie tego nie wyobrażasz - odparł zaczepnie. Następnie spojrzał na ekran konsoli Saki i z obojętną miną przyglądał się jak dziewczyna rozwala przeciwnika.
- Jaki masz plan lekcji? - zapytała Ivy. Chłopak wzruszył wyłącznie ramionami. - Nie szukałeś w necie?
- Od 3 lat nie uruchamiałem komputera w domu.
Ta, od pogrzebu Thomasa nie tykałem jego kompa, a sam nie chcę kupować. Nie mam Facebooka, Twiitera, GMailla, Yahoo ani konta na RedTube.
W tej samej chwili gdy skończył to zdanie konsola wypadła z rąk Saki. Ian kątem oka dostrzegł zaskoczone spojrzenie siedzącego dalej brata dziewczyny, Nyrre'a Keats'a.
- Jak to nie włączał komputera przez trzy lata? - zapytała sama siebie Saki, po czym odwróciła się w stronę Illa, spoglądając na niego z pełnym skupieniem. - Jak się nazywasz kosmito?
To ja powinienem cię tak nazywać, ale ci odpuszczę.
- Mów mi Ill. Wszyscy tak na mnie wołają.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Wildness
Kira Cosgrove
Dołączył: 22 Gru 2012
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gniezno
|
Wysłany: Sob 18:04, 16 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
[Dom Kiry] 3 września 2012 (poniedziałek) wczesny ranek
6:45. Dźwięk budzika. Kira zaczęła przeczesywać prawą ręką całe łóżko w poszukiwaniu telefonu, a kiedy wreszcie poczuła go pod swoimi palcami, wyłączyła alarm i leniwie się przeciągła. Zrzuciła z siebie kołdrę w kremowym kolorze i podeszła do dużego lustra zawieszonego naprzeciwko łóżka.
- Szkoła dopiero się zaczęła, a ja już mam jej serdecznie dosyć. - mruknęła, drapiąc się po policzku.
Związała włosy gumką, łapiąc przy tym szklankę z wodą, która stała na biurku. Wzięła duży łyk i ruszyła w stronę łazienki, biorąc wcześniej [link widoczny dla zalogowanych]. Wzięła szybki prysznic, wykonała delikatny makijaż, a włosy uczesała w niedbałego koka. Wolnym krokiem zeszła do kuchni, gdzie przygotowała sobie kawę. Gorąca Latte zawsze dodawała jej energii, która na dzisiejszy dzień była wręcz niezbędna. Wcale nie dziwiło ją, że w domu jest tak przeraźliwie cicho. Matka i ojciec pracowali całymi dniami, a ona sama była skazana na samotność. Blondynka westchnęła i upiła jeden łyk rozgrzewającego napoju. Odstawiła filiżankę z powrotem na stół i wróciła na górę po laptopa. Kiedy już wygodnie usadowiła się na kanapie w salonie, weszła na stronę szkoły i dokładnie zlustrowała plan lekcji.
Kira Daveney Cosgrove:
1.Geografia
2.Biologia
3.Angielski
4.Geometria
5.Edukacja seksualna
Przejrzała jeszcze plany innych uczniów z tego samego roku, kiedy na zegarku ujrzała godzinę 7:30. Wyłączyła komputer, odstawiła go na szklaną ławę, a z kieszeni wyjęła komórkę.
Czekaj na mnie przed szkołą. Jakoś nie mam pierwszego dnia ochoty wchodzić do niej sama.
Wysłała wiadomość do Leo i z uśmiechem ruszyła w stronę przedpokoju. Na nogi założyła szare Conversy, a do plecaka włożyła butelkę soku pomarańczowego, swoją ulubioną książkę, iPoda i okulary przeciwsłoneczne. Książki dostawali dopiero w pierwszym dniu szkoły, dlatego wzięła tylko zeszyty z poszczególnych przedmiotów. Otworzyła frontowe drzwi i wzięła głęboki oddech. W kieszeni swoich spodni znalazła klucze, którymi zamknęła dom. Rozejrzała się po okolicy i skręcając w prawo ruszyła w stronę szkoły.
[Szkoła] 3 września 2012 (poniedziałek) przed ósmą
Już z daleka zauważyła stojącego przed szkołą chłopaka. Przyśpieszyła kroku, machając tym samym przyjacielowi.
- Witam, pana. - podeszła do Leo i pocałowała go delikatnie w policzek.
- I jak? Gotowa na piekło? - uśmiechnął się wyraźnie rozbawiony.
Kira wywróciła oczami i ruszyła w stronę drzwi.
- Nie i nie mam zamiaru się przygotowywać. - krzyknęła, wchodząc do środka.
Wszystkie wspomnienia związane z tym miejscem momentalnie powróciły. Rozejrzała się po holu, kiedy nagle poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń.
- Rosie! - uśmiechnęła się szeroko i obiema rękoma objęła przyjaciółkę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Poison
Rose Bailey
Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 90
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 15:36, 17 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
[Dom Rose] 3 września, wczesny ranek
Budzik zawył szaleńczo, a Rose natychmiast otworzyła oczy, wyrywając się ze snu - możliwie najgłośniej ustawiony krzyk jako budząca "melodia", sprawdzał się u niej najlepiej.
Rozejrzała się po pokoju, przez chwilę nie kontaktując, gdzie właściwie się znajduje. Przyzwyczaiła się do widoku domu Vivan, u której mieszkała do końca wakacji. Stwierdziła, że dzień przed szkołą potrzebuje nazbyt wielu rzeczy z własnego domu, a zanim zdążyła się wymknąć z powrotem, rodzice zasypali ją milionem pytań. Nie miała ochoty tłumaczyć się po raz drugi, więc ostatecznie przeniosła się do własnego pokoju.
Spojrzała na zegarek.
"Godzina do przyjazdu autobusu"
Wzięła szybki prysznic, ubrała się i pomaszerowała na śniadanie. Lori kręciła się przy kuchence, robiąc naleśniki, a Kaarina przygotowywała stół. Rose, nie przykuwając do ich pracy zbyt wielkiej uwagi, usiadła na krześle, czekając na swoją porcję. Dwie minuty później na jej talerzu wylądował sporych rozmiarów naleśnik, lekko przypalony z jednej strony.
Rzuciła w stronę Lori mordercze spojrzenie, sama zabierając się za jedzenie, uprzednio polewając naleśnika syropem klonowym.
- Równie dobrze sama możesz zrobić sobie śniadanie - ćwierknęła Lori.
Rose prychnęła.
- Po co? Od tego tu jesteś, no nie?
- Rose, zachowuj się - mruknęła Kaarina.
Bailey uśmiechnęła się promiennie.
- Oczywiście, w końcu jest pierwszy dzień szkoły. Wszyscy się cieszą i są mili dla innych - mruknęła.
Do kuchni wszedł Greg, ucałował narzeczoną w policzek i usiadł obok Rose. Śniadanie minęło na gawędzeniu Grega i Kaariny. Blondynka co jakiś czas wtrącała się do rozmowy, przez większość czasu jednak siedziała cicho. Nie miała ochoty na pogawędki z rodziną.
[Szkoła] 3 września, przed ósmą
Rose oparła się o ścianę w zatłoczonym holu, mając nadzieję na zobaczenie kogoś znajomego. Rozpoczęcie w auli, mimo, że w rzeczywistości zajmowało kilkanaście minut, zawsze jej się dłużyło, rozmowa na pewno znacznie by je skróciła.
"Przynajmniej przepadnie mi francuski"
W tłumie zauważyła Kirę Cosgrove, więc natychmiast ruszyła w jej stronę. Dziewczyna nadal rozglądała się po holu, więc Rose położyła jej rękę na ramieniu, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
- Rosie! - pisnęła Kira, przytulając ją.
- Cześć! - Rose odwzajemniła uścisk. - Rany, nie widziałam cię od... tygodnia? Chyba nawet ponad.
- Rzeczywiście... Jakoś zleciało. Ogólnie całe wakacje minęły tak szybko!
- Tak, i znowu dziesięć miesięcy czekania na kolejne. Jeśli nie umrzemy w międzyczasie, oczywiście.
- Nawet tak nie mów - stwierdził Leo - Z tak optymistycznym nastawieniem skończysz ze sobą przed dzisiejszą pierwszą lekcją.
- Bez obaw, przemówienie dyrektora zrobi to za mnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
xoxo, A.
Vivan van der Hoog
Dołączył: 23 Gru 2012
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 1:04, 21 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
[Carrionville] 3 września, poniedziałek
Co działo się w życiu Viv przez ostatni tydzień wakacji? Dni miały dość leniwie, na łapaniu promienia słońca wraz z Rose. Właściwe to nie tylko na łapaniu promieni słońca… piciu alkoholu, śpiewaniu, tańczeniu, kąpaniu się w nocy w basenie lub oceanie. Tydzień, jak tydzień. Niestety lub -stety wszytko co dobre musi się skończyć. Dni mijały szybko, a wrzesień zbliżał się nieubłaganie. Czy dla kogokolwiek jest to wesoły czas? Może znajdą się osoby, które na jednym oddechu wypowiedzą ojakjasięcieszężeszkoła! lecz zapewne szybko zmienią zdanie. By the way, siedem sylab, chociaż na pewno znajdą się lepsi. Codzienna rutyna i powrót do podręczników, szkolnych ławek nigdy nie jest witany z otwartymi ramionami. Kto potrafi od tak skończyć ze słodkim lenistwem i brakiem obowiązków? Jednakże musi nastąpić, jest to tak normalna rzecz, jak to, że mamy przyciąganie ziemskie.
Ale zakończmy podsumowanie wakacji w ten jakże uroczy, pierwszy dzień szkoły! Czas przypomnieć sobie jak wyglądają podręczniki do chemii czy biologii.
* * *
- Tak mamo, może to zaskakujące, ale wybieram się do szkoły - blondynka nieco zaspana mówiła do słuchawki swojej komórki. Stała przed lodówką zastanawiając się jakim podstawowym posiłkiem można uczcić ten żałobny dzień.
- Nie, nic się nie stało z powodu waszej nieobecności. Ja rozumiem Peru, a później coś wam wyskoczyło… - ciągnęła dalej wyjmując jogurt. Odstawiła go na blat i zaczęła szukać odpowiadających jej chrupek kukurydzianych. Doskonale wiedziała, gdzie się znajdują, ale w poniedziałki, szczególnie rano wszytko sprawiało większy trud. Nawet tutaj, w słonecznej Kalifornii. Nienawiść do poniedziałków do swego rodzaju choroba społeczna. Ale wszyscy to przechodzą.
- Nie ma dziś Rose… Mmm. Tak, chciała po uprzykrzać życie zakochanej parce - właśnie postawiła biała miskę na blacie w kuchni. - No przecież mówiłam ci o Gregu… Tak, tak. Z nią. Ale on się chyba nigdy nie zmieni… - zaśmiała się pod nosem, ponieważ przypomniała sobie ostania rozmowę z mężczyzną. - Nie, nie przejmuj się. Twoja córka Vivan wybiera się dziś do szkoły… i rozlała właśnie jogurt - uroczymi ruchami zaspanej osoby, zamiast wlewać go dokładnie do miski poleciał on nieco, nieco bardzo po krawędzi. - Dobra, sytuacja opanowana… - poprawiła włosy. - Tak, tak. Obiecuję, będę się dobrze zachowywać. Powodzenia na rozmowie i bankiecie. Tak, też Cię kocham. Pa!
Czerwona słuchawka.
Vivan stała właśnie w kuchni zastanawiając się co ma zrobić ze sobą. Płatki kukurydziane zaczynały mięknąć pod wpływam jogurtu. Nie, wszechświat może poczekać. Jem.
Po kilkunastu minutach atakowania łyżką miski przyszedł czas na prysznic. A potem wybór stroju. Założyła na siebie biały top i mailową marynarkę z podwiniętymi rękawami, wytarte dżinsowe szorty i naszyjnik z okularami przeciwsłonecznymi. Do brązowej torby wrzuciła jakieś notes i kolorowe długopisy, a strój uzupełniła ciemnobrązowym kapeluszem i trampkami za kostkę. Wyszła z domu mając ochotę na dłuższy spacer, niżeli jazdę autobusem. Na zewnątrz wyjęła komórkę i posłała sms’a Rose.
Po drodze nie spotkała nikogo znajomego, zapewne wszyscy czekali na autobus… albo się spóźnią, co jest bardzo prawdopodobne. Aż dziwne, że Vivan w tym roku nie zaliczyła wpadki. Nie, to wcale nie przez trzynaście milionów osiemset sześćdziesiąt dwa tysiące czterdzieści osiem nieodebranych połączeń. Nawet nie wiem skąd takie spekulacje!
Tak oto, powolnym spacerem panna van der Hoog dotarła pod budynek szkoły, w której już roiło się od uczniów.
- Ostatni roku w szkoła średniej imienia sir Artura Conana Doyle'a, witaj - powiedziała pod nosem i skierowała się schodkami ku górze. Na korytarzu wszyscy, chcąc lub nie chcąc kierowali, choćby na moment wzrok ku Viv. Wcale to jej nie przeszkadzało, tak samo jak to, że była przepuszczana do przodu. Nawet jeśli chłopcy chcieli popatrzeć sobie na jej tyłek… i tak go nigdy nie będą mieć.
Niesamowite, że mój plan lekcji jest w tym roku taki znośny! Francuski, angielski, psychologia, chemia plus historia sztuki! Nie wiem kto go układał, ale naprawdę mu dziękuję.
Skierowała się ku auli, w której dyrekcja będzie miała przyjemność powitać nas serdecznie w nowym roku szkolnym. Uhu!
Po aulą spotkała przyjaciółkę i znajomą.
- Bonjour - powitała obie z uśmiechem, jednak uśmiech w stronę Rose oznaczał coś więcej.
Lekcje mijały w miarę spokojnie, dopiero w porze lunch’u, gdy V. siedziała razem z R. przy stoliku panna van der Hoog weszła na krzesło i zaklaskała w dłonie.
- Uwaga! - zawołała, a na stołówce zapanowała cisza. - Zapraszam wszystkich na dzisiejszą imprezę pożegalno-osładzajacą; u mnie, początek około 18.30. Zaproszeni są wszyscy - posłała ciepły uśmiech w tłum i usiała s powrotem. Nie musiała martwić się brakiem gości, nawet jeśli to był środek tygodnia, a ludzie mieliby zawalić testy. Każdy kto chciał cokolwiek znaczyć musiał pojawić się na najlepszej imprezy w okolicy. A przecież wszyscy świetnie wiedzą, ze najlepsze imprezy są u Vivan.
Czyżby nauczyciele musieli się spodziewać we wtorek uczniów na kacu?
W poście mogą być błędy, ale nie chce mi się go sprawdzać. Ogarnę go jutro, znaczy się dzisiaj!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sprężynka
Ivy Glimour
Dołączył: 22 Gru 2012
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: się biorą dzieci?
|
Wysłany: Nie 20:02, 24 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
[Aula/szkoła] 3 września (poniedziałek), ranek/przedpołudnie/popołudnie
Po gwałtownym uciszaniu Saki, która nie mogła uwierzyć, że można nie tknąć komputera przez 3 lata, kwestie organizacyjne dobiegły końca i przyszedł czas na 10-minutową część artystyczną. Garstka uczniów z kółka teatralnego (ta bardziej zapalona część) zaprezentowała kilka względnie zabawnych skeczów, ale oczywiście, 50% uczniów miało to gdzieś, rozmawiając szeptem ze znajomymi lub odjechawszy z IPhone'm w dłoni.
Gdy tylko część na auli dobiegła końca, jak zwykle powstał straszny rozgardiasz, bo wszyscy rzucili się do wyjścia. Ivy drgnęła, zaskoczona, gdy ktoś przeszedł jej po stopach. "O, skończyło się".
Saki i Ill stracili się jej gdzieś po drodze, podobnie siostra i reszta osób, których mogła nazwać znajomymi. Z cichym westchnieniem wygrzebała Lily, jej telefon i podłączyła słuchawki.
Z sali wyszła ostatnia, tuż przed gronem nauczycielskim.
Na korytarzach wciąż panował nieopisany chaos, dlatego Ivy skorzystała z okazji i wygrzebała plan lekcji, by sprawdzić gdzie ma iść.
"Angielski. Jest nieźle. Ten gościu i tak będzie chrzanił o Szekspirze, bo dostaniemy spisy lektur...".
Wyszła z północnego skrzydła i alejką ruszyła do budynku. Szła po wąskim krawężniku, próbując zachować równowagę.
- Na, na, na, na, na, na, na, na, na, na, na, na, hey, Jude... - podśpiewywała, wtórując muzyce z telefonu.
Nie. Podśpiewywała to złe słowo.
Ivy darła się na cały głos.
- Hey Jude, don't make it bad,
take a sad song and make it better.
Remember to let her under your skin,
then you begin to make it better, better, better, better, better, better, oh! - wydarła się, po czym wpadła w pętlę "Na na na...".
Niezrażona krzywymi spojrzeniami dotarła do klasy, o dziwo, równo z dzwonkiem. Niechętnie wyjęła słuchawki z uszu i zajęła pierwsze lepsze miejsce z grubsza na tyłach klasy.
"No tak, pojedyncze ławki..."
Ta sala była jedną z tych, w których zdążyli wymienić ławki. W wielu pozostały jeszcze te podwójne, no i naturalnie w pracowniach chemicznych stoły laboratoryjne stanowiły długi ciąg, więc nie można było narzekać na brak sąsiadów.
"Szkoda, że pozwalają nam użyć tych fajnych, chemicznych paskudztw raz na dwa miesiące...".
Sala powoli się zapełniała i Ivy, nieobecna duchem, nie zauważyła, że wyjątkowo trafiło się jej kilka znajomych twarzy. Ocknęła się dopiero kiedy pan Flythe położył przed nią kartkę z listą lektur.
Przebiegła ją pobieżnie od dołu do góry. "No tak, Szekspir, Szekspir i jeszcze raz Szekspir...". Ktoś niedaleko niej wyraźnie ucieszył się z otrzymanej listy. Ivy uniosła wzrok. "O, Nyree". Rozejrzała się. "O, Saki. Ill. Ten chłopak co się jara mangą i anime. Proszę, proszę, i Viv we własnej osobie!"
Wróciła do listy. Jej wzrok padł na pierwszą pozycję, do której jeszcze nie doszła.
- TAAAAAAAK! TAK! NARESZCIE! - wyrzuciła ręce do góry, ignorując fakt, że jest w klasie i piszcząc z radości. - I to we wrześniu! Brawo, panie Flythe, nareszcie! "Nędznicy"*, taaaaak, taaaaaaak!
Reszta klasy odwróciła się oniemiała, obserwując ze zdziwieniem jej wybuch radości. Ivy nie zwracała na nich uwagi. Kiedy trochę się uspokoiła, w klasie zapadła martwa cisza. "Ups...?"
____
* Mam nadzieję, że nikt się nie obrazi Ale po prostu MUSIAŁAM
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em
Saki Keats
Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 21:05, 25 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
[szkoła - angielski] 3 września (poniedziałek), przedpołudnie/popołudnie
- Nędzny to jest Gucio23 z którym teraz walczę - mruknęła ściskająca między kolanami konsolę Saki, nie wiadomo po co.
Co to są nędznicy?
Na szczęście nie miała zwyczaju głośnego mówienia i tylko najbliżej siedzące osoby parsknęły pod nosem na jej rewelację.
Jego robot nawet nie ma najnowszych ulepszeń. A jego ruchy są przewidywalne. Prawo, lewo. Człowieku, nie umiesz robić uników!
Nędznicy, nędznicy, nędznicy. Szekspira znam, bo brat świruje i cytuje jakieś wyniosłe teksty nocami i dniami. A przecież najbardziej wzruszające jest "DO BOJU ROBOTY", a serce najbardziej poruszają komunikaty o podniesieniu się levela i rankingu...
Na angielskim zawsze zbierało jej się na przemyślenia. Kątem oka zerknęła na Ivy. Nagle coś ścisnęło ją za serce. Miała przyjaciółkę i znała kosmitę, którego jak najszybciej trzeba nawrócić. Nie była do końca sama.
Przez chwilę zastanawiała się co to za uczucie, a po chwili zrozumiała, wlepiając wzrok w konsolę.
No tak. Wygrała.
*godzinę później*
Geografia minęła jej na rysowaniu części robotów zamiast pisania notatki. Nie żeby jej zależało. W końcu i tak pozmienia sobie oceny. Wyszła i zerknęła do swoich notatek, by sprawdzić jaką ma teraz lekcję. Potem znów wlepiła wzrok w konsolę i ruszyła, obijając się o ludzi. W pewnej chwili wpadła na kogoś z impetem. Uniosła głowę do góry i prychnęła.
- Nie ruszaj się - poprosiła chłopaka i szybkim ruchem schowała konsolę, drugą ręką unosząc aparat fotograficzny który zawsze miała na szyi. Patrząc na niego przez obiektyw obserwowała nie Illa a ciekawe zjawisko naukowe. Kosmitę.
Zanim zdążył zareagować z szybkością błyskawicy strzeliła mu serię zdjęć. Samej twarzy.
- To idzie do gazetki! - wrzasnęła. - Napiszę artykuł o tak niespotykanym zachowaniu. I jeszcze muszę zrobić zdjęcia twojego mieszkania. WŁAŚNIE TAK. TO SIĘ SPRZEDA.
Zatarła ręce, mamrocząc w kółko "tak, tak, to się sprzeda, na pewno się sprzeda, właśnie tak".
- Raczej wolałbym nie znaleźć się w twoim arty...
- Co? - Saki rozejrzała się i spojrzała na niego z niepokojem. - Kim ty...
Zmarszczyła brwi.
Skup się, skup się, Saki.
Spojrzała mu w oczy ze złością.
Czemu patrzy się na mnie jakbym była pieskiem?
Po chwili uderzyła się dłonią w czoło. Coś zaczęło świtać.
- Ten... - podała mu z małym wahaniem swój nowoczesny telefon.
- Co ja mam z nim zrobić? - zapytał nieco zdziwiony.
- Jak to co?
- Po co dajesz mi swój telefon?
- Co ci daję?
- Swój telefon. Właśnie trzymam go w rękach. A jest twój.
- To jest mój telefon?
- Tak.
- No tak - odparła po chwili milczenia. Pokiwała głową. - No tak, masz rację. Masz całkowitą rację.
- No więc... - zniecierpliwiony i trochę zdezorientowany Ill posłał jej pytające spojrzenie.
- Co więc? Ah, tak. Chciałabym byś utworzył nową notatkę i napisał w niej coś o sobie. Z imieniem i nazwiskiem. I najlepiej adresem.
W końcu trzeba zamontować nowe kamerki... Nowe nagrania... Nowe taśmy... To się sprzeda... Tak, to się sprzeda...
- I numerem telefonu.
Trzeba założyć podsłuch.
- I kolorem majtek.
To się sprzeda.
- Zwróć go szybko, kosmito - wycelowała w niego palcem, a po chwili minęła go szybkim krokiem.
Powlokła się na psychologię, pstrykając dookoła zdjęcia uczniów. I tylko dwie osoby zasłoniły się przed zabójczym aparatem Saki, którym uchwycała każdą chwilę z życia szkoły. To było normalne.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Em dnia Pon 21:06, 25 Mar 2013 , w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sprężynka
Ivy Glimour
Dołączył: 22 Gru 2012
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: się biorą dzieci?
|
Wysłany: Pon 22:22, 25 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
[Szkoła] 3 września (poniedziałek), popołudnie
Algebrę Ivy spędziła jak zawsze, czyli gryzmoląc w zeszycie (tym razem padło na Mordor). Tyka, czyli pani Marci Evan zazwyczaj nie dostrzegała tego, że połowa jej uczniów odjeżdża na lekcji. Od lat nie różnicowała swojego programu. Teraz uparcie brnęła przez układy równań, a Ivy potulnie wszystko przepisywała. No, prawie wszystko.
Zanim zaczęła się psychologia, przyszedł czas na lunch. Zanim Ivy zdała sobie z tego sprawę, zaabsorbowana dotykaniem klamek i liczeniem świetlówek, minęła połowa przerwy. Zatrzymała się zdezorientowana na środku korytarza. "I tak nie znajdę Saki...".
Wpadła na stołówkę, akurat by usłyszeć jak Vivan van der Hoog zaprasza całą szkołę na wielką imprezę. "Sky na pewno pójdzie, co oznacza, że..."
- Siostrzyczko, błagam, podwieziesz mnie po szkole do centrum handlowego? Błaaaagam, absolutnie potrzebuję nowej sukienki!
"No właśnie".
- OK - rzuciła beznamiętnie, ustawiając się za siostrą w kolejce. Gdy odebrała posiłek, ruszyły do ich stałego miejsca w kącie pomieszczenia. Można stamtąd było swobodnie obserwować całą wielką stołówkę. Dziś była wypełniona tylko w połowie. Często, szczególnie w tak pogodne dni, uczniowie decydowali się złapać trochę słońca na zewnątrz. Ivy bezskutecznie szukała Saki wzrokiem. "Mamy razem psychologię, nie powinna się zgubić...", pomyślała, zabierając się za spaghetti i odruchowo licząc świetlówki.
- W co się ubierzesz? - z obliczeń wyrwał ją głos siostry, Sky.
- Ale że gdzie?
- No jak to gdzie?! Na imprezę u van der Hoog!
- Chyba nie sądzisz, że pójdę? - Ivy uniosła brwi, prychając śmiechem.
- Daj spokój - jęknęła jej siostra. - Przez całe wakacje nie byłaś na ani jednej imprezie!
- Byłam - zaprotestowała. - Na początku lipca u Malcolma, na ognisku oblewającym koniec roku.
- Tak - przewróciła oczami Sky. - Ogniska u Malcolma to faktycznie wydarzenie roku. No błagam, choooooooodź. Ten jeden jedyny raz! Obiecuję, nie każę ci mnie pilnować jak się upiję.
- Nie.
- Ale Ivyyyyy...
- Nie.
- Ivy! Błagam! Chociaż raz! Imprezy u Vivan są E-PIC-KIE! - przeliterowała, potrząsając za ramię siostry i wlepiając w nią błagalny wzrok. "Fascynujące, doprawdy..." - Będą fajni chłopcy. Zawsze są.
"Hm...".
- Nie.
- Proszę! Zrobię co zechcesz!
- Idź i nie męcz mnie więcej.
- Nie o to mi chodziło.
- Nie.
- Ivy... Jeśli nie pójdziesz rozpowiem wszystkim, że w drugiej klasie bujałaś się w...
- Dobra, idę - powiedziała szybko i westchnęła ciężko Ivy. Sky uśmiechnęła się triumfalnie. Oboje wiedziały, że byłaby do tego zdolna. A Ivy, mimo że i tak wytykano ją palcami, wolała zachować resztki godności i normalności.
"Posiedzę sobie cichutko w kąciku i będzie dobrze. I wyjdę jak zaczną się upijać".
*nieco później*
Psychologia minęła im spokojnie, ale Nicholas, ich nauczyciel, zepsuł wszystkim humor, zadając na następny dzień dwustronnicowy esej. Wszystkim, tylko nie Ivy. "Cudownie. Przynajmniej mam wymówkę i mogę nie iść na tą imprezę".
Jednak jakaś dziewczyna, którą Ivy kojarzyła z widzenia, podniosła rękę i powiedziała:
- Przedmiotowy System Oceniania reguluje, że prace pisemne muszą być zapowiedziane z co najmniej dwudniowym wyprzedzeniem. Nie może pan zadać tego eseju na jutro, najwcześniej na środę - zakończyła z triumfalnym uśmiechem. Ivy jęknęła cicho, gdy nauczyciel przyznał jej rację i przesunął termin o jeden dzień. Szturchnęła Saki, która wlepiała wzrok w konsolę.
"Czyli idę...".
- Błagam, chodź ze mną na tą imprezę do Vivan.
- Co? Kto to jest Vivan?
"Powinnam być zaskoczona że Saki Keats nie zna najpopularniejszej dziewczyny w szkole?"
- Taka jedna. Sky mnie tam ciągnie. Muszę iść bo puści w obieg eee... kompromitujący fakt na mój temat.
- Który? Ten, że w pierwszej klasie byłaś absolutnie zakochana w moim bracie? - spytała Saki na cały głos. Ivy spłonęła rumieńcem i strzeliła facepalma.
- Ja nie... Nie! Nie byłam zakoch... - chichoty i szepty kilku osób dookoła ostatecznie odebrały jej chęć odkręcenia wszystkiego. - To nie była pierwsza klasa, tylko druga i to nie był twój brat! - syknęła.
- A o czym mówimy? - uniosła głowę z charakterystycznym, nieobecnym wyrazem twarzy. Ivy westchnęła ciężko.
Psychologia dobiegła końca i obie dziewczyny ruszyły na edukację seksualną. Przed klasą kłębił się prawdziwy tłum.
Gdy weszli i zajęli swoje miejsca, pani Glass usiadła na krześle i powiodła sennym wzorkiem po uczniach.
- A! Racja. Edukacja seksualna! - poprawiła włosy, które tym razem miały śliwkowy kolor i sięgały jej do połowy pleców i porządniej udrapowała sobie szal na ramionach. - Dobrze, przysłali nam materiały... Hmm, gdzie ja to mam... Tak, tak, gdzieś tutaj...
Po chwili wstała, triumfalnie rozglądając się po klasie. Przeszła po sali, kładąc przed każdym małe pudełko. Ivy zajrzała do swojego ciekawie. Była tam małoformatowa, kilkunastustronnicowa broszura i...
- Prezerwatywy? Więc na to idą pieniądze z ministerstwa... No, no...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Ian Lewis
Dołączył: 22 Gru 2012
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 13:06, 26 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
[Szkoła] 3 września (poniedziałek), popołudnie
Nie ogarniam jej. Jak można w połowie rozmowy tak stracić wątek?
A tym bardziej dawać komuś swój telefon
Parsknął cicho chowając telefon Saki do kieszeni.
Pani Jordan chodziła po sali przyglądając się szkicom uczniów. Co jakiś czas poprawiając ich i udzielając im praktycznych rad.
- Toby, spróbuj popracować nad światło cieniem - odparła, spoglądając na prace Weavera. Tamten mruknął coś w odpowiedzi i wrócił do rysunku. - Ian, dlaczego znowu tak to kreślisz? Połamiesz rysik w tym tempie.
Ill wyłącznie westchnął i wbił wzrok w siedzącego naprzeciwko partnera. Może rzeczywiście kontury rysunku były zbyt mocno zarysowane, ale ani myślał tego poprawiać.
- E, Ill! Idziesz na imprezę u van der Hoog? - zapytał jego model. Lewis zmierził włosy i obdarzył tamtego wymownym spojrzeniem.
- Jeśli znajdę czas - odparł wymijająco. Miał akurat spotkać się z Darsy, jego nową dziewczyną, ale kusiło go aby iść na imprezę. Chętnie pośmieje się z upitych rówieśników, a sam Może wypije drinka albo dwa.
- Przecież nie masz dziewczyny, co? - zapytał tamten, spoglądając nań znacząco. Ian powstrzymał się od posłania tamtemu kpiącego uśmiechu, ograniczając się do westchnienia.
- Przyjdę. Specjalnie po to aby zobaczyć jak całkiem zalany wchodzisz w ścianę
Tamten nic więcej już nie powiedział.
[Dom Vivian] ten sam dzień, wieczór
Ian został wpuszczony na imprezę przez gospodarza. Zapewne za sprawą czarodziejskiej sztuczki, która to polegała na podarowaniu butelki whisky w parze z trafnym komplementem skierowanym do Vivian.
Tak czy siak liczyło się to, że Ian dotarł na imprezę w jednym kawałku. Nie licząc nosa, który zatkał zrulowaną chusteczką. Która to już nasiąknęła krwią.
Że też musiała mi walnąć torebką w nos. Prosił ją ktoś aby mnie polubiła? Nie sądzę.
Dostrzegłszy bujającą się w rytm muzyki, grającą bez opamiętania na konsoli Saki podszedł do niej i niepostrzeżenie osunął jej telefon do kieszeni.
Nawet go nie zauważyła, więc ruszył w stronę stojącej w kącie Ivy.
- Ty tutaj? Odniosłem wrażenie, że nie należysz do imprezowego tłumu - odparł, stając obok niej. Wyjął z kieszeni paczkę wykałaczek, chwytając jedną w zęby. Westchnął ciężko, chowając ręce do kieszeni - Wiesz, nawet nie szukam dziewczyny, a jestem gdzieś z pięcioma, sześcioma na miesiąc. Mój najdłuższy związek trwał tydzień, a każda z nich zrywała bo nie pokazywałem im zainteresowania. Ja po prostu chodziłem z nimi bo tak chciały.
Z wściekł miną przegryzł drewienko, wypluwając je do doniczki. Widząc jej minę, parsknął głośno, uśmiechając się krzywo.
- Dobra, nie będę już męczył głupotami, bo widzę, że nie bawisz się zbyt dobrze - drgnął lekko usłyszawszy pewną piosenkę, po czym złapał Ivy za rękę ciągnąc ją w stronę tańczącej części gości. - Lubię tą piosenkę. Zatańczysz?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Wto 20:26, 26 Mar 2013 , w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em
Saki Keats
Dołączył: 21 Gru 2012
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:05, 26 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
[Dom Vivian] 3 września, wieczór.
- Saki?
Jej robot błyskawicznie odleciał do tyłu, pozwalając przeciwnikowi przelecieć przez siebie i zgubić parę części przywalając w ziemię.
- Co ty tu robisz?
Dopiero gdy na ekranie ukazał się duży i świecący napis "wygrałeś" schowała konsolę i spojrzała na uśmiechniętą dziewczynę. Na pewno jeśli nie pijaną to bliską upicia się - pomyślała Saki, spoglądając na szklankę którą trzymała w ręce.
Jakże elegancko.
- Jestem naprawdę zaskoczona twoją obecnością - zaczęła Marge, a po chwili zachichotała. - Imprezy u Vivian są super.
Saki Keats uśmiechnęła się pod nosem. W tej chwili pamiętała wszystkie szczegóły dotyczące Margery Russeau, jednak wiedziała, że za chwilę może zapomnieć. Więc czym prędzej zrobiła to czego nauczył ją grafik gazetki.
- Ostry melanż! - zawołała, unosząc pięść do góry. - Idę wyrwać jakąś dupę - wyrecytowała.
- Rany, rozmawiałaś z Gabem? Nie rób mi wiochy, dobra? - Marge przewróciła oczami i chwyciła ją za nadgarstek. - Musisz się wyluzować.
Margery. Marge. Żyje już 6289 dni. Cztery lata temu zwymiotowała na popularnego gościa ze szkoły, przez co miała przerąbane. Nie ufa zielonym rzeczom. Nie przepada za plażą. Boi się ciem. Kocha swojego brata. Ohyda. Jej miś ma na imię Krzesło. Kod omijający zabezpieczenie do jej...
- Masz - Marge wcisnęła jej do ręki flaszkę. Wyprowadziła ją na taras gdzie pijani już ludzie bawili się w najlepsze. Saki beznamiętnie przyjrzała się całującym się i obmacującym bez skrępowania (co w tym fajnego? - zastanowiła się, obserwując jedną ze swoich koleżanek z gazetki i jej chłopaka) parom.
- Co to jest?
- Rany, dziewczynooooo.
Saki niepewnie trzymała w dłoni butelkę, obserwując Marge, która wpatrywała się z nią z politowaniem.
- Idę do Ivy.
- Nie martw się, już nie stoi jak kołek, zajął się nią chłopak. Chyba Ian.
- Idę do Ivy.
Marge położyła jej na ramionach ręce i spojrzała w oczy.
- Musisz się wyluzować.
Saki westchnęła, a potem upiła jeden łyk. I kolejny.
- To twój pierwszy alkohol? - Marge przyglądała się w osłupieniu Saki, która raz po raz pociągała z butelki.
- To to jest alkohol?
- To wódka, idiotko.
Saki pokiwała głową spokojnie. Spróbowała sięgnąć do uda, na którym przewiązane miała tabletki (z powodu braku kieszeni w spódniczce) jednak świat dziwnie wirował. Albo ona.
Marge chyba coś mówiła. Ale Saki słyszała tylko swój pusty śmiech.
- Keats bierze czynny udział w imprezie, zamiast szpiegować ludzi? - brat Marge, Celso uśmiechnął się ironicznie.
Saki nie podobało się jak na nią patrzył. Jak gdyby ją oceniał.
- Jak odlepisz się od konsoli to wyglądasz ślicznie - powiedział do niej, a Marge skrzywiła się z niesmakiem.
- Dałam jej najmocniejszą wódkę, bo chciałam zobaczyć jak się będzie zachowywać. Skoro na trzeźwo jest taka dziwna. No i muszę robić zdjęcia.
- Po co?
- Do szantażu? Musi oddać mi stołek wiceredaktora.
- Podejrzanie trzeźwe myślenie - Celso upił łyk z jej szklanki. - To woda.
- Ja nie piję.
Saki rozłożyła ręce i zakręciła się wkoło.
Gdzie ja...
Na swojej ręce zauważyła jakiś rozmazany napis. Albo tylko jej się rozmazywał przed oczami.
Coś z Vivian. I domem.
Kim jest do cholery Vivian? I co to jest dom?
- Te, Saki, nadal chcesz wracać do Ivy?
- Ja nie znam żadnej Ivy. Ani Saki.
Chyba ktoś objął ją w pasie. Ale nie była pewna.
- Celso!
- I tak jest nieświadoma.
- Nie o to mi...
Poczuła czyjś oddech przy swoim uchu. Pewnie to robot, którego pilotowała! Przyszedł! Pojawił się! Teraz zatańczą! Odlecą!
Wybuchnęła radosnym śmiechem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sprężynka
Ivy Glimour
Dołączył: 22 Gru 2012
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: się biorą dzieci?
|
Wysłany: Wto 21:02, 26 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
[Szkoła] 3 września, po południu
Po rozdaniu prezerwatyw na reszcie lekcji obyło się bez sensacji. Wszyscy zmyli się do domu, a większość kółka uznała, że odrobi obowiązkowe 3 godziny tygodniowo kiedy indziej. Mogli wybrać dowolny dzień tygodnia, ale zazwyczaj poszczególne grupki zbijały się razem i przychodziły tego samego dnia.
Kiedy Ivy upewniła się, że Saki jest z bratem i może wrócić do domu, z kubkiem mrożonej herbaty w ręku wróciła do własnego samochodu. Sky prawie podskakiwała przy drzwiach.
- Uspokój się - rzuciła chłodno do podekscytowanej siostry. - To, że idziesz na imprezę nie znaczy, że musisz dostać orgazmu na siedzeniu mojego samochodu...
- Och, to nie jest ZWYKŁA impreza. To impreza u Viv! Widziałaś w ogóle jej dom?
- Nie.
- To żałuj - pisnęła Sky i popędziła ją: - Szyyybciej, muszę znaleźć idealną sukienkę!
[Dom Ivy] 3 września, późne popołudnie
Kiedy Sky uznała, że przepuszczenie połowy oszczędności na sukienkę wystarczy, wróciły do domu. Przez całą drogę powrotną Ivy musiała zapewniać siostrę, że absolutnie MA sukienkę, w której nikt jej jeszcze nie widział i że nie narobi jej wstydu pokazując się w czymś normalnym.
- Jakoś nie zauważyłam, żeby chłopcy się specjalnie odwalali - zastanowiła się na głos. Sky przewróciła oczami.
- Ale my jesteśmy dziewczynami. A właśnie, musisz mi pomóc się pomalować, masz większą wprawę.
Ivy prychnęła.
- Nie walę na siebie tony makijażu, zazwyczaj, prócz oczu, nawet go nie widać.
- I tak jesteś lepsza - wzruszyła ramionami Sky, wchodząc do domu. Od razu popędziła do łazienki, a niedługo potem Ivy usłyszała szum wody pod prysznicem.
"Jasne. I tłumaczenie dlaczego idziemy na imprezę w środku tygodnia spada na mnie..."
*pół godziny później*
Kiedy Sky ponownie wynurzyła się z łazienki, szukając wszędzie suszarki, Ivy zdążyła już odbyć raczej nieprzyjemną rozmowę z ojcem, który na szczęście dla Sky, ostatecznie pozwolił im iść. Ivy usiadła przy biurku, ale ze zgrozą uświadomiła sobie, że nie ma nic na zadanie i jej ostatnia deska ratunku nie istnieje.
Sky nareszcie zwolniła łazienkę, więc dziewczyna ruszyła do pomieszczenia, zabierając po drodze własną suszarkę.
*godzinę później*
- Tak, tak, wyglądasz idealnie - powtórzyła setny raz Ivy, poklepując obracającą się w kółko przed lustrem Sky. Jej nowa, ekstremalnie droga [link widoczny dla zalogowanych] prezentowała się naprawdę nieźle. Starsza z sióstr oczywiście nie mogła zrezygnować z obcasów. Jej przygotowania zajęły trzy razy więcej czasu niż Ivy, która w ekspresowym tempie wzięła prysznic, wysuszyła włosy i ubrała się, podczas gdy Sky zdążyła jedynie zapleść sobie francuza. Po obiecanym makijażu, Sky nucąc coś pod nosem, zaczęła grzebać na dnie szafy.
- Czego szukasz?
- Czegoś fajnego z moich zapasów - mruknęła. Ivy westchnęła. "Weźmie wino. Czerwone."
- Może czerwone wino? Przyda się coś wysublimowanego, kiedy wszyscy będą chlali wódkę.
"Ty też będziesz chlała, nie martw się".
- Chodź, jest już prawie 19. Zanim tam dojedziemy, impreza będzie rozkręcona.
"Chyba. Nie znam się na imprezach...".
[Dom Vivan] 3 września, wieczór
Ivy, oczywiście, czuła się trochę nieswojo. W domu obawiała się, że jej sukienka jest jakby trochę zbyt krótka, ale widząc rozcięcia, dekolty i mini połowy zaproszonych dziewczyn, stwierdziła, że nie powstydziłby się jej klasztor. [link widoczny dla zalogowanych] była subtelna. Lekko rozkloszowana, sięgała do 1/3 uda, eksponując szczupłą sylwetkę. W talii i piersiach miała przeszycia z delikatnej koronki, podobnie jak u dołu. W ramionach była zrobiona z przezroczystego, grafitowego tiulu. W prostych, czarnych [link widoczny dla zalogowanych] czuła się o wiele swobodniej, niż chwiejące się nastolatki.
Sky porzuciła ją po jakimś czasie, na rzecz własnych znajomych, a Ivy wkrótce wypatrzyła Saki. Przez pierwszą godzinę na zmianę prowadziła z nią urywaną konwersację, lub jadła mnóstwo pysznych rzeczy z ogromnego stołu w jadalni lub zwiedzała dom, licząc żarówki i dotykając klamek. Po drodze Saki postanowiła bujać się na parkiecie z konsolą, więc Ivy stwierdziła, że lepiej będzie jej nie przeszkadzać. Popijając wino w kącie, obserwowała otoczenie. Wkrótce później podszedł do niej Ill. Po wymienieniu kilku zdań, ten nieoczekiwanie poprosił ją do tańca.
- Nie umiem tańczyć - stropiła się, ale ruszyła za nim na parkiet.
- Nie musisz - uśmiechnął się. Ivy rzuciła spanikowane spojrzenie na otoczenie, ale zrobiła krok do przodu i pozwoliła objąć się w talii, zarzucając mu ręce na szyję i sadowiąc podbródek na jego ramieniu.
- Wiesz, naprawdę nie chodzi o brak koordynacji ruchowej, czy czegoś tam... Jeżdżę konno od 5 lat i walczę mieczem. Ja po prostu...
- Nie tańczysz? - wyczuła, że Ian się uśmiechnął. Gilmour zaśmiała się, rozluźniona, dając się poprowadzić.
- Dokładnie.
Po chwili milczenia znowu się odezwała.
- Twój nos wygląda okropnie.
- Dzięki.
- Proszę - zachichotała. - Bywam... dziwnie bezpośrednia, przepraszam.
Odruchowo uniosła wzrok, żeby policzyć żarówki na suficie, ale lampy van der Hoog były zbyt wysublimowane, żeby pokazywać takie szczegóły. Gdzieś z daleka wydawało się jej że słyszy śmiech Saki, ale to tylko ją uspokoiło.
- Po prostu znowu dostałem od...
- Kolejnej dziewczyny? - uśmiechnęła się Ivy.
- To takie oczywiste?
- Nie, ale drugi raz w ciągu około tygodnia dostajesz od swojej dziewczyny w mojej obecności. Lub jest mi dane oglądać tego skutki.
Ill westchnął, prychając śmiechem.
- Życie bywa ciężkie.
Piosenka dobiegła końca i przeskoczyła na jakiś ekstremalnie szybki elektroniczny utwór. Ian, widząc przerażoną minę Ivy, roześmiał się i wyprowadził ją z parkietu. W Gilmour zwyciężyło rodzinne, medyczne przyzwyczajenie.
- Jak tak dalej pójdzie, to z twoim nosem będzie gorzej - powiedziała Ivy, prawie siłą wlokąc go do pomieszczenia które wcześniej zwiedziła i które było ogromną łazienką. Ill westchnął, kiedy posadziła go na brzegu wanny i bezpardonowo zaczęła przeszukiwać szafki.
- Mam - oznajmiła triumfalnie. Zmoczyła wacik wodą utlenioną i podeszła do Illa. Chłopak nawet nie drgnął, gdy przemyła mu ranę, tylko śledził jej poczynania, zmrużywszy oczy.
- Znasz się na tym.
- Mój ojciec jest chirurgiem a macocha naturopatką. Ma gabinet z wyrobami z roślin. Takie tam zioła. Ale pomagają. Prawie nie przyjmuję leków. No, nie licząc tych na głowę.
Ian uniósł pytająco brew. Ivy wzruszyła ramionami, chowając apteczkę.
- To nie jest jakaś wielka tajemnica, z resztą połowa tej szkoły uważa mnie za świra. Mam zaburzenia obsesyjno-kompulsywne i zaburzenia emocjonalne, w dużym skrócie.
- Czyli... nerwicę natręctw? Musisz dotykać przystanków jak detektyw Monk? - spytał Ian, kiedy wyszli z łazienki. Ivy uśmiechnęła się cierpko, sięgając po odstawione wino.
- Klamki. I liczę żarówki. I czasami dostaję Impulsu. To zbyt skomplikowane, nie chcę żebyś uciekł z krzykiem. Chodź, znowu jest znośna piosenka. Prawie nikogo tu nie znam, albo wszyscy się gdzieś kryją.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
KhalepaTaKala
Arizona Brennan
Dołączył: 30 Gru 2012
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:51, 10 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
[Mieszkanie Caleba] 28 sierpnia, wieczór - Caleb Kedhem (postać poboczna)
Przez ostatnie dni nie działo się nic, co byłoby warte poświęcenia choć jednej myśli. Ale kto może na to coś poradzić? Dziewczyna zapadła się pod ziemie, a GPS w jej torbie, którą przeważnie miała ze sobą jakby się zepsół.
Siedział wpatrując się w ściane, gdzie były jej fotografie. Od zawsze je robił, od zawsze były to fotografie al'a paparazzi. Zawsze z ukrycia.
Niedługo miała się zacząć szkoła. Będzie musiała do niej przyjść tak więc, na pewno ją zlokalizuje i podczepi jej nowego GPS'a. Tym razem, może powinna go połknąć? Nie do końca był pewien, czy to był najlepszy pomysł. Co prawda informatykiem był świetnym, ale jeśli chodziło o sklecenie prostego urządzenia, musiał go wyręczyć znajomy pracodawcy, bądź Jamie. Ale nie wiadomo, czy gość jeszcze oddychał. Caleb nie zamierzał dzwonić, bo pewnie chłopak zacząłby gadać i gadać, a jego monolog nie miałby końca.
Przeniósł wzrok na sterte książek, obok materaca, na którym sypiał. Od niechcenia przeniósł się na upatrzone miejsce. Wziął pierwszą książkę z góry i wpatrując się się w kaligraficzne, piękne pismo, wyłączył myślenie. Po nie spełna 30 minutach otworzył książkę i zanurzył się w romantycznej lekturze, która pochłonęła go bez końca.
[Pokój Arizony] 29 sierpnia, wczesny ranek (ok. 6:00) - Arizona Bernnan
Wyrywając się z okowów snu, przez chwile czekała by jej wzrok przyzwyczaił się do światła w jej pokoju, które padało przez otwarte na rozcież okno. Przekręciła lekko głowe w prawo, by móc zobaczyć krajobraz za wielką niewidzialną szybą, którą oczami wyobraźni narysowała, by lepiej jej się patrzyło. Wszystko wydawało się takie jak zawsze, jednak nic nie było takie same. Zmróżyła oczy, czując niemiłosierny ból w prawym łokciu. Zerknęła w tamta stronę, choć nie zamierzała. Z niesmakiem skrzywiła się widząc rozcięty łokieć.
Kiedy to się stało, u licha?
Przed oczami pojawiła się jej postać chłopaka stojącego pod drzewem. Opierał się niechlujnie o pień. Na głowie miał ciemny kaptur, i coś zwisającego na szyji. Kiedy próbowała przypomnieć sobie nazwę tego czegoś, głowa ekplodowała jej bólem.
Kim był? Czego chciał?
Nie znała odpowiedzi na to pytanie, ale czuła, że gorzej być nie może. Od jakiegoś czasu widywała go gdziewkolwiek by nie szła. Ostatnio było jakoś specjalnie cicho. Od bodajże 3 dni - nie wiedziała do końca, straciła rachube - było cicho. Na horyzoncie nie było widać przenikliwych oczu o niezidentyfikowanym kolorze. Miała wrażenie, że były czarne. Wzdrygneła się czując, że ma dreszcze.
Co to u licha był za koleś? Czy to możliwe, że kiedyś go widziałam? Dlaczego po prostu nie podejdzie i nie wyłoży kawy na ławe? Co u licha się z ludźmi dzieje? Wszyscy zachowują się, jakby świat stanął na głowie, a ludzkość lewitowała. Dla odmiany przynajmniej mam spokój....
Jej potok myśli przerwało ciche pukanie do drzwi.
- Mhmmm? - nie była zdolna do wypowiedzenia jakichkolwiek słów na głos. Skrzywiła się słysząc swoje mamrotanie, jakby wieki nie mówiła.
Drzwi odchyliły się, a do pokoju wysuneła się głowa okalana cjasnymi włosami, z szerokim uśmiechem wykrzywiającym usta.
- Przynieść Ci śniadanie, czy mamy na ciebie czekać, jak zejdziesz? - Jej szok musiał być wypisany na twarzy, bo dziewczynka uśmiechnęła się szeroko i dodała z zadowoleniem.- Czekaliśmy dobrą godzinę, ale mama stwierdziła, że chyba ostatnio masz pecha. - wślizgnęła się do pomieszczenia i stanęła koło łóżka. - Powiedziałam, że sprawdzę, o co chodzi. Masz depresje? Chłopak Cię rzucił? - Ari uniosła brwi wysoko.
Zaskakująco dużo wie, jak na takiego małego karalucha...
Pokręciła głową przecząc i gryząc się w język, by nie powiedzieć nic głupiego, choć w głowie pojawiły się całkiem ciekawe odpowiedzi.
- Więc, co? Ciotka przyjechała w czerwonym Porsche?
- Pomijając, że moja rodzina, to Mirage i aktualnie wy? Pozostane sama jak palec w tej piaskownicy...
Spojrzała na nią, doszukując się jakichś niedomówień. Spodziewała się zobaczyć zdezorientowanie, zmieszanie. Doris jedynie uśmiechała się promiennie. Arizona zmróżyła groźnie oczy.
Podejżany bachor...
- Przynieść ci?
- Nie, dziękuję. Zaraz zejdę, tylko się... - rozejrzała się po pokoju - ogarnę nieco...
Dziewczynka ze śmiechem, podśpiewując jakąś piosenkę, która chyba brzmiała jak:
"Nigdy nie okłamuj dziewczyny, bo ona rzuci ci błotem w twarz, nim się zorientujesz w czym rzecz"
Wytrzeszczyła oczy.
Skąd to szatańskie nasienie zna takie chore piosenki?
Przygryzła wargę i uniosła głowę sprawdzając czy nie zwymiotuje. Po chwili usaidła, ale nic na szczęście jej nie było. Z zadowoleniem ruszyła do łazienki, na korytarzu.
*10 minut później*
- Wreszcie! - rzęchnęła się Amanda. Wszyscy tu umieramy z głodu!
Wzruszyła ramionami i wymamrotała jakieś przeprosiny i szybkie wyjaśnienie, że wszystko ją boli.
- Może zrobić ci jakiejś herbatki, kochanie? - spojrzała na Amandę, zastanawiając się czy to nie przypadkiem Prima-a-prylis. Nie znalazłszy nic, co by to potwierdzało skinęła głową, próbując się uśmiechnąć.
- Dziękuję.
[Mieszkanie Caleba] 29 sierpnia, popołudnie - Caleb Kedhem (postać poboczna)
Zerwał się na równe nogi słysząc dźwięk uruchomionego GPS'a. Książka, którą wcześniej czytał, poleciała na podłogę mieszając strony. Załamał ręce przypominając siebie, że nie zaznaczył stony, a nie pamiętał gdzie skończył, bo chyba mu się przysnęło.
Ponownie rozległ się dźwięk. Jego oczy rozszerzyły się, a kąciki ust drgnęły. Podbiegł do komputera, zrzucając wszystkie papiery na ziemie. Kątem oka sotrzegł, swój ostatni rysunek. Profil dziewczyny o głębokim, przeszywającym spojrzeniu.
Po chwili odrewał wzrok od szkicu i sporzał na ekran monitora. Czerwona kropka działała i właśnie się poruszyła i stanłęa w miejscu. Przekręcił głowę lekko w prawo starając się rozwikłać zagadkę stojącej w miejscu czerwonej kropki.
15 minut później, a może nawet więcej kropka wreszcie sie ruszyła. Przesówała sie dość szybko. Oszacował prawdopodobną trasę i cel.
Plaża...
Chwycił aparat, telefon, włączając GPS w nim. Wziął głęboki wdech i czując ulge pobiegł za czerwoną kropką.
Następny post będzie z 3 września, o ile na coś wpadnę xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Ian Lewis
Dołączył: 22 Gru 2012
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 13:13, 08 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
[Dom Vivan] 3 września, wieczór
- A co mi szkodzi? - zapytał sam siebie, uśmiechając się pod nosem. Jak mógł nie zauważyć, że w samej szkole otacza go tyle interesujących osób. Może nie wszyscy, ale taka Ivy...
Widocznie dalej nie otrząsnąłem się po śmierci Thomasa.
Na samą myśl o tym zrzedła mu mina, a napotkawszy spojrzenie koleżanki z wysiłkiem wyszczerzył zęby. Tamta uniosła brwi, a on westchnął wtulając się w nią mocniej.
- Ill? Co się stało? - zapytała Ivy. Nie zareagował w żaden sposób, pozostając w tej samej pozycji.
- Nie, po prostu miło jest czasem się do kogoś przytulić.
Po zmianie piosenki pocałował ją i z rękoma w kieszeniach ruszył w stronę barku.
Nawet nie był świadomy uśmiechu który zagościł na jego twarzy.
*godzinę później*
Ian spoglądał na trzymaną w dłoni szklankę spoglądając na w połowie wypitego drinka. Siedział przy stole z kilkoma uczniami z trzeciego rocznika, którzy jak głupi pili na umór. Sam ograniczał się do niewielkich łuczków alkoholu, przysłuchując się rozmowom tamtych.
- Te, Ill, podobno robisz koszulki. Zrobiłbyś mi jedną? - zapytał któryś z nich. Ian uniósł wzrok, spoglądając na najtrzeźwiejszego poza nim chłopaka z towarzystwa. Uśmiechnął się opierając podbródek na dłoniach i odparł prosto z mostu.
- Zależy co chcesz na tej koszulce mieć. Potrzebuje twój rozmiar - widząc, że tamten nie rozumie, sprecyzował stwierdzenie. - Przecież nie wiem, czy nosisz M czy XL. Poza tym musisz mi podać kolor koszulki i sprecyzować, co chcesz na niej mieć. A farba do aerografu nie jest tania. Poza tym nie robię tego za darmo.
Tamten zasępił się na chwile. Lewis już miał pociągnąć kolejny łyk, gdy tamten krzyknął.
- Rozmiar L, koszulka czarna! - kilka osób zainteresowało się rozmową. - Chciałbym, abyś mi zrobił takiego skrzydlatego węża. Wąż z ptasimi skrzydłami.
Ian kiwał głową przez chwilę po czym wycedził:
- Rozumiem, to będzie 40 dolarów.
Tamten wciągnął głęboko powietrze, po czym skinął głową i sięgnął po kieliszek.
- Wypijmy zatem za ubity interes. Do dna - odparł taksując tamtego wzrokiem. Ian westchnął i podniósł szklankę. Stuknęli się szkłem i wypili wszystko.
Ian pożegnał się z towarzystwem i idąc przez salę wpadł na Saki Keats, która z nieprzytomną miną dawała się obmacywać jakiemuś chłopakowi.
- Co się gapisz? - zapytał tamten. Ian uśmiechnął się tylko i poklepał tamtego po policzku. - Chcesz w pysk? Nie widzisz, że jej się to podoba?
Lewis spojrzał na Celso z powątpiewaniem.
- Zwłaszcza, że niezbyt kontaktuje, co? Jej mina mówi sama za siebie.
Celso widocznie się zirytował, bo odepchnął go lekko, puszczając przy tym Saki.
- A ty kto? Obrońca wdów i uciśnionych?
- W żadnym razie. Po prostu nie lubię, jak tacy jak ty wykorzystują w ten sposób dziewczyny - odparł chłodnym tonem. Minął tamtego i chwycił Keats za ramię, prowadząc ją ku Ivy, opartej o ścianę.
- Dzięki - odparła tamta, przyjmując od tamtej przyjaciółkę. Ian kiwnął tylko głową i stanął obok niej, krzyżując ramiona. Wbił wzrok w sufit i westchnął ciężko.
To brat Marge. Coś czuję, że moje spokojne życie niedługo pryśnie jak bańka mydlana.
*15 minut później*
Gdy do Ivy podeszła Sky, Ian otworzył jedno oko spoglądając nim na dziewczynę.
- Serio całowałaś się z Ill'em - zapytała tamta bez ogródek. Ivy drgnęła lekko i zaczęła uważnie badać stan swoich splecionych dłoni. - Serio?
- Ej, ja tu jestem - odparł żartobliwym tonem chłopak, uśmiechając się lekko.
Zwykłe zetknięcie warg można nazwać pocałunkiem? No bez przesady.
Nie wypowiedział jednak tego na głos, wiedząc na kogo by wyszedł. I tak już zapowiadało się, że cała szkoła pozna jego dość specyficzne podejście do związków.
Zresztą czym się tu przejmować. Po prostu nie poznałem tej właściwej.
Sky mierzyła go przez chwilę wzrokiem, po czym ponownie zwróciła się do siostry:
- To jak? To co mówią to prawda?
Nudziło mi się, więc zacząłem pisać.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Śro 13:15, 08 Maj 2013 , w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|